Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Zygmunt Niepokój (1964), Wykonanie i odwrót


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Cykl: Akcja "Koppe, Tygodnik Katolików WTK, 5 odcinków od 5.07.1964
Odcinek IV



Spis treści

[Pierwsze podejścia]

Uczestnicy akcji przychodzą między godz. 7.45 a 8 na punkty odbioru broni, która dostarczana jest przez łączniczki „Zetę”, „Dzidzię”, „Tomek” i kuzynkę „Zety”.

Do akcji wystawiano się trzykrotnie na Placu Kossaka. Pierwszy raz w środę, 5 lipca. Koppe w dniu tym pojechał ul. Straszewskiego. Po wystawieniu tym wprowadzono zmianą i uzupełnienia w sygnalizacji między łączniczkami wywiadu, „Kama” odebrawszy od swej poprzedniczki znak zbliżania się Koppego, przeszła przez ulicę, co oznaczało dla następne] „Dewajtis” zbliżanie się Koppego. „Dewajtis” zeszła z Wału Wiślanego, lecz nie widząc Koppego, wróciła na Wał i potem obydwie z „Kamą" przeszły obok grupy, dając znak zwinięcia akcji. Po tym doświadczeniu ustalono, że „Kama” zbliżanie się Koppego sygnalizuje „Dewajtis” przełożeniem białego płaszcza z prawej ręki na lewą, a gdy Koppe minie ul. Straszewskiego i skieruje się w ulicę Powiśle - przejdzie przed jego samochodem przez jezdnię. „Dewajtis” na pierwszy znak „Kamy” zejdzie z białym pudłem schodkami z Wału, a na drugi znak „Kamy" przebiegnie przez jezdnię ul. Powiśle. Gdy Koppe pojedzie ul. Straszewskiego, „Dewajtis” postawi białe pudło na ziemi, co oznacza zwinięcie akcji. Jeśli zaś Koppe pojedzie inną trasą - łączniczki wywiadu schodzą kolejno ze swych stanowisk, a „Dewajtis” stawia pudło na Wale.

Drugi raz wystawiono się w piątek, 7 lipca. W dniu tym Koppe nie wyjechał z Wawelu, gdyż odbyło się tam zebranie rządu GG. Zwinięcie akcji odbyło się około godziny 9.30 po 30-40 minutach oczekiwania. Przez plac Kossaka przejeżdżały ciągle liczne samochody wojskowe, policyjne, SS i rządowe, wypełnione Niemcami.

Za trzecim razem

Trzeci raz zajęto stanowiska we wtorek, 11 lipca. Ustawienie przebiegało planowo z jednym wyjątkiem. Nie stawił się na miejscu akcji samochód Mercedes-Diesel z kierowcą „Wierzbą”, który przyjechał w samochodzie „Storcha”. Mercedes-Diesel nie chciał zapalić. Wzięty na hol przez Mercedesa „Storcha” zapalił, lecz zaklinowały się, tryby w skrzynce biegów. Wóz „Wierzby” pozostawiono więc na ulicy, a w nim płaszcz, żywność i dokumenty wozu. Po przybyciu na miejsce akcji „Wierzba” zameldował „Rafałowi” i „Jeremiemu” zepsucie się samochodu i otrzymał rozkaz pozostania w wozie „Storcha”.

O godzinie 9.17 Koppe wyjechał z Wawelu w dużym otwartym Mercedesie. Siedział przy kierowcy. Na tylnym siedzeniu jechał adiutant. Koppe jechał w tym dniu bez ochrony, której samochód spóźnił się i przyjechał od strony ul. Straszewskiego dopiero w trzy minuty po wyjeździe Koppego. Samochód Koppego skierował się tym razem w ulicę Powiśle. „Rayski” znajdujący się na placu Bernardyńskim koło apteki zdejmując czapkę, dał sygnał zbliżania się Koppego wywiadowczyni „Inie”.

„Ina stojąc koło kościółka św. Idziego obok zabudowań przy ul. św. Idziego l od strony ul. Podzamcze - przekazuje natychmiast sygnał wywiadowczyni „Adzie”, poprawiając sobie włosy.

„Ada” – znajdująca się przy ul. Podzamcze przy narożniku ulicy Kanonicznej od strony ul. Straszewskiego przekazuje sygnał wywiadowczyni „Dzidce”, również przez poprawianie włosów.

„Dzidzia”, stojąc na ul. Podzamcze przy budynku nr 14 tuż przy narożniku ul. Straszewskiego od strony ul. Grodzkiej - podaje znak dalej wywiadowczyni „Kamie”, zapinając bucik w pozycji klęczącej.

„Kama”, znajdując się przy ul. Podzamcze przy budynku nr 28 przy narożniku ul. Powiśle, gdy zobaczyła znak „Dzidzi” i samochód Koppego - przełożyła biały płaszcz z prawej ręki na lewą i dała wywiadowczyni „Dewajtis” wstępny znak zbliżania sie Koppego, a gdy ten minął ul. Stra-szewskiego - natychmiast przeszła w kierunku Wisły przez jezdnię ul. Powiśle przed samochodem Koopego, co znaczyło, że jedzie on ulicą Powiśle.

„Dewajtis”, znajdująca się na Wale Wiślanym przy ul. Powiśle na wysokości placu Na Groblach z dużym białym pudłem w rękach - na pierwszy sygnał „Kamy” zeszła schodkami z Wału. Na drugi sygnał przeszła przez jezdnię ul. Powiśle przed samochodem Koppego.

Sygnał „Dewajtis” przejmuje „Rafał” i przez zdjęcie czapki daje znak rozpoczęcia akcji.

Wszyscy rozpinają płaszcze lub wyjmują broń z teczek. Siedzący przy stole w restauracji „Zeus”, widząc jak „Dietrich” rozerwał płaszcz (zaszył go w kilku miejscach, aby Sten nie wystawał), otworzył futerał od skrzypiec, wyjął pistolet maszynowy, pozostawił w futerale fili-pinkę, załadował i założył PM-40 na szyją. Skierował się do wyjścia, dając polecenie persone-lowi restauracji i gościom: „proszę pochować się pod stoły”, co wszyscy natychmiast uczynili. Na ulicy padają strzały. W wejściu do restauracji ukazał się oficer niemiecki, do którego „Zeus” oddał dwie serie. Następnie „Zeus” wybiegł z restauracji i zajął stanowisko na środku ul. Zwierzynieckiej w jej wlocie na plac Kossaka. Stąd strzelał dwukrotnie krótkimi seriami do wychylającego się Niemca zza rogu ulicy i bramy.

Gdy „Dietrich” zobaczył wywiadowczynię „Dewajtis” przebiegającą ulicę i „Rafała” odpinającego płaszcz, szybko przeszedł do cembrowiny i wyjął spod płaszcza pistolet. W tym momencie ruszył Chevrolet „Otwockiego”. Jedzie wolno, staje na moment, znów jedzie, przystaje. Samochód Koppego nieomal ocierając się o maskę Chevroleta przejeżdża przed nim. Inna wersja podana przez „Bartka” i drą „Maksa”: samochód Koppego wyminął Chevroleta, jadąc już po trawniku, a szofer Koppego jechał sinusoidą, utrudniając w ten sposób celność strzałów.

W chwili, gdy „Otwocki” jeszcze jechał - padły pierwsze strzały. To „Rafał” strzelał do Koppego. Zaraz za nim ogień rozpoczęli „Mietek” i „Kruszynka”. Do uciekającego już Koppego strzelali: „Rafał”, „Mietek”, „Dietrich”, „Kruszynka” oraz prawdopodobnie „Warski”, „Ziutek” i „Rek”. Kilkanaście metrów za samochodem Koppego, w którym Koppe zdążył się już schować, pędził Chevrolet 0,75 t, prowadzony przez „Pikusia". Z samochodu tego strzelali do Koppego „Ali”, „Akszak”, „Orlik” i „Kruszynka”. Adiutant Koppego, jadący na tylnym siedzeniu, położył sie na złożoną budę samochodu, oddal kilka strzałów i ranił w lewe ramię „Mietka". Adiutant zostaje zabity już poza placem Kossaka.

Od strony ul. Retoryka spokój. „Korczak” ukląkł koło studni, obserwując dom, w którym mieścił się urząd niemiecki. Z okien wygląda wielu ludzi. Nikt nie okazuje zaczepnych zamia-rów. Jeden z dorożkarzy usiłując się ukryć, przykucnął za niskim żywopłotem, okalającym trawnik. Rowerzysta porzucił rower na środku placu i położył sie w rynsztoku. „Korczak” nie strzelał.


Odwrót

,,Rafał” da]e gwizdkiem znak - rozkaz do ewakuacji. Wozy podjeżdżają na środek placu Kossaka. „Bartek” przodem. „Storch” cofa Mercedesa. „Storch” i „Wierzba” widząc w odległości 5-7 m stojącego na placu żołnierza niemieckiego, ostrzelali go z broni krótkiej. Chevrolet 4 t. zakręca i staje w grupie naszych samochodów na placu.

Pierwsza opuszcza stanowisko I grupa ubezpieczeniowa. „Ziutek” przed wycofaniem się oddał kilka krótkich serii wzdłuż ul. Powiśle i w kierunku Wawelu. Grupa „Warski”, „Ziutek” i „Rek” dochodzi do I grupy uderzeniowej i razem z nią idzie do samochodów. W chwilę potem wraca Chevrolet 0,75 t. „Rafał” przywołuje ,,Korczaka” i „Zeusa” z II ubezpieczenia. Uczestnicy wsiadają do samochodów wg planu. Do BMW z „Bartkiem” - „Jeremi”, do Mercedesa z „Storchem” - ranny „Mietek”, do Chevrolety 4 t. z „Otwockim” -„Korczak” do szoferki, a „Zeus” do skrzyni wskakuje już w biegu. W Chevrolecie 0,75 t z „Pikusiem” pozostają w skrzyni „Ali”, „Akszak” i „Orlik”. Do szoferki wsiada „Kruszynka”. Ostatni wsiadł „Rafał” do Mercedesa, gdzie był ranny „Mietek”.

Kolumna ruszyła. Pierwszy jechał BMW, drugi Mercedes, trzeci Chevrolet 4 t., a czwarty Chevrolet 0,75 t. „Otwocki” na Chevrolecie 4 t. zmylił trasę odskoku. Zamiast w kierunku ulicy Retoryka, skręcił w ul. Zwierzyniecką. Na rozkaz „Korczaka” skręcił w ul. Felicjanek, po czym ul. Małą do Retoryka i dołączył na koniec kolumny.

Kolumna posuwała się z szybkością około 40 km na godzinę ulicami: Retoryka - Garncarską - Dolnych Młynów - Rajską (Michałowskiego) - Garbarską – Batorego - Łobzowską - Szlak - Długą - Śląską - Łokietka do przejazdu kolejowego. Tu zatrzymała się i zabrała czekających dra „Maksa”, „Jacka”, „Tadeusza” i „Zetę”. Dopiero na ul. Garbarskiej, po porozumieniu się sygnałami, udało się Chevrolecie 4 t wyminąć Chevroletę 0,75 t. Po zatrzymaniu się kolumny, „Rafał” wysiadł i polecił dr „Maksowi” i „Zecie” wsiąść do Mercedesa, prowadzonego przez „Storcha”, którym jechał ranny „Mietek”. Do tego wozu polecił równocześnie „Korczakowi” przesiąść się z Chevrolety 4 t. Natomiast „Jackowi” i „Tadeuszowi” kazał wsiąść do Chevroleta 4 t.

Kolumna ruszyła dalej. Kolejność samochodów: BMW, Mercedes, Chevrolet 4 t., a na końcu kolumny Chevrolet 0,75 t. Razem jedzie 22 ludzi, w tym „Zeta". Kolumna skręciła w boczną drogę do Bronowic, gdzie wyjechała na szosę Kraków - Katowice. Po kilkuset metrach skręciła w kierunku Ojcowa. Nawierzchnia szutrowa z wapienia.

Straszny kurz. Kolumna rozciągnęła się. Odległość między samochodami kilkunastometrowa. „Korczak” zdjął płaszcz, aby odsłonić mundur oficera SS. Czapka była tak mała, że nie mógł jej włożyć na głowę. Oddział spokojnie dojechał do serpentyn ojcowskich. Nastrój w samochodach spokojny, odprężenie. Kolo Ojcowa stoją pierwsi łącznicy z miejscowych placówek z białą laseczką, obracając ją w ręku. Znak, że dalsza droga bezpieczna. Trochę dalej miejsce zasadzki na ewentualny pościg niemiecki, zorganizowanej przez miejscowy oddział AK. Na serpentynie ojcowskiej kolumnę naszą minęło bez oznak zaczepki kilka samo-chodów ciężarowych z granatową policją.

Kolumna spokojnie minęła Ojców i skręciła w kierunku Skały. Miasto minęła spokojnie i skierowała się do Wolbromia. Wolbrom to najtrudniejsze miejsce odskoku. Największe miasto na trasie. Przejazd przez tory kolejowe, Rynek, na którym kolumna minęła załadowujących się do ciężarówek niemieckich lotników. Około 3 km za Wolbromiem, na skrzyżowaniu koło kapliczki w pobliżu majątku Poręba-Dzierżna stał ostatni łącznik, który zameldował spokój i bezpieczną dalszą drogą.

Kolumna zatrzymała się, wysiadł dr „Maks”, który udał się na punkt sanitarny z poleceniem dla „Ali” zwinięcia go oraz, by podać treść depeszy, jaką miała wysłać do Warszawy: „O wyniku transakcji nie wiadomo, towar lekko zwyżkował o l zł”, co oznaczało, że wynik akcji nie znany, straty - l lekko ranny.


Potyczka w Porębie-Dzierżnej

Postój kilkunastominutowy w oczekiwaniu na dra „Maksa”. Gdy ruszano w dalszą drogę, Mercedes „Storcha” nie zapalił. „Rafał” zdecydował wzięcie Mercedesa na hol przez Chevroletę 4 t. Tu grupą minęło osobowe auto z żandarmerią z Pilicy, jadące w kierunku Wolbromia.

Ruszono w dalszą drogę. Wkrótce grupa spotkała stojące przy drodze auto policyjne, lecz bez załogi. Niemcy widocznie nie mieli odwagi zaczepić. Kilkaset metrów dalej nadjechał samochód terenowy z 4-5 żandarmami z bronią w pogotowiu.

Gdy minęli trzeci nasz samochód - zatrzymali się, wyskoczyli z wozu i krzyknęli „Halt”, chcąc zatrzymać ostatni wóz. Dr „Maks” przez wyjmowaną tylną szybę, „Zeus” z ciężarówki Chevrolet 4 t. i wszyscy chłopcy z Chevroleta 0,75 t ostrzelali Niemców z pistoletów maszynowych.

Z ostatniego wozu wysiedli wszyscy i tak jak Niemcy zajęli stanowiska w przydrożnych rowach. Wśród Niemców ranny został oficer - dowódca Motzugu z Żarnowca i zabici jego adiutant i kierowca. Niemcy ranili w brzuch „Dietricha”, wsiadającego po potyczce na ciężarówkę 4 t. Dr „Maks” przesiadł się na ten samochód.

Samochód Mercedes, który zerwał się z holu, po opróżnieniu go ustawiano w poprzek szosy. Po przegrupowaniu Kolumna ruszyła dalej.

Wkrótce oddział stanął we wsi Udorz. Znów długi postój. Dr „Maks” udał się do dworu, by dowiedzieć się, gdzie bezpiecznie umieścić rannego „Dietricha”. Oddział w tym czasie zajął stanowiska bojowe po obu stronach szosy, ubezpieczając postój. Dr „Maks” powrócił po kilkunastu minutach z właścicielką majątku, która miała prowadzić do opuszczonej leśniczówki. Zdecydowano, że ranny ,.Dietrich” przewieziony zostanie samochodem BMW. Jako osłona zgłosili się ochotniczo „Akszak” i „Rek”. Jednocześnie wysłano kartkę do „Allodii” do Poręby-Dzierżnei z rozkazem przybycia sanitariuszek z narzędziami i sprzętem lekarskim.

„Rafał”, pozostawiając dowództwo nad częścią grupy i samochodem Chevrolet 0,75 t „Korczakowi” z rozkazem dołączenia po odjeździe rannego - pojechał ciężarówką na drugi koniec wsi, aby zorganizować ubezpieczenie od strony Żarnowca. Rannego „Dietricha” ulokowano w BMW, który z „Bartkiem” i właścicielką majątku odjechał. Dr „Maks”, „Akszak” i „Rek” udali się do leśniczówki pieszo. Postój ten trwał przeszło pół godziny.

Po ich odjeździe, „Korczak” zwinął ubezpieczenie, załadowano się do samochodu Chevrolet 0,75 t i ruszono w kierunku „Rafała”.

„Rafał”, jadąc przez wieś spotkał koło kaplicy łącznika Hlawę, który miał przeprowadzić oddział do dowódcy batalionu mjr Zawiślaka w Woli Libertowskiej, a samochody skierować do szopy. Idąc do niego, Hlawa kręcił białą laską w rękach dając znak, że wszystko jest w porządku. Z samochodu wyskoczył „Rafał” i zapytał Hlawę, gdzie mają się teraz udać. Hlawa skierował ich do wąwozu. W wąwozie „Rafał” zatrzymał samochód i rozstawił ubezpieczenie. Po upływie kwadransa dołączył Chevrolet 0,75 t, którego dowódca zameldował, że ranny odjechał. „Rafał” wydał polecenie odjazdu. Hlawa wsiadł do szoferki, gdzie był kierowca i „Mietek".


Zaskoczenie

Gdy pozostali ładowali się do samochodu, z zakrętu wyjechał niemiecki samochód terenowy i zatrzymał się około 50 m przed wąwozem. Wyskoczyły z niego psy, a za nimi Niemcy, otwierając natychmiast ogień z karabinu maszynowego, zajęli stanowiska, kryjąc się za skarpą wykopu. Hlawa wyskoczył z szoferki, a za nim „Mietek”. Kierowca „Otwocki” wyskoczył na drugą stronę. Stojący z prawej i z lewej strony samochodu uczestnicy akcji strzelali do Niemców. Po chwili ukazały się dalsze samochody ciężarowe z Niemcami. Należy przypuszczać, że były to oddziały z żarnowca i Pilicy, zaalarmowane przez Niemców, z którymi stoczono pierwszą walkę w Porębie-Dzierżnej. O pośpiechu mobilizacji Niemców świadczy fakt, podawany przez ludność, że część ich była ubrana w robocze i koszarowe mundury.

Nasi powyskakiwali z samochodów i zaczęli wycofywać się w kierunku Udorza po wysokiej na 7-10 m skarpie wykopu, w którym przebiegała szosa w kierunku na Chlinę. Od pierwszych strzałów zostają ranni „Warski” i „Zeus” w nogę. Na górze skarpy ranny zostaje „Rafał”, który swą Błyskawicę oddał „Wierzbie”.

„Zeta" została w samochodzie ranna. Jak widział Hlawa - ranna „Zeta” strzelała, osłaniając wycofujący się oddział.

„Jeremi” przejął dowództwo i z myślą odbicia „Zety” rozkazał szturm na Niemców. Szturm załamał się po kilkunastu metrach w silnym ogniu broni maszynowej.

Rannego „Rafała” prowadził i podtrzymywał „Jeremi”. „Warskiego” prowadzili „Ali” i „Orlik”, którzy pozostawili go po kilkudziesięciu metrach. „Korczak” zajął lewe skrzydło, „Ja-cek” prawe - ubezpieczali i osłaniali wycofywanie się przez zboże, miedze, kartofle, często strzelając krótkimi seriami do ukazujących się ponad zbożem Niemców. Ranny „Zeus” wycofał się sam, skakał nieomal na jednej nodze i strzelał ze swego pistoletu maszynowego.

Wycofujący się oddział dotarł do rzeczki Ozorki i przebył ją. „Jeremi” rozkazał tu „Jackowi” i „Wierzbie” pozostać i ostrzelać Niemców. Rozkaz wykonali. Przedtem „Jeremi” wyrzucił fili-pinkę, której detonacja zatrzymała na chwilę pościg Niemców. Był to jedyny granat, który od-dział miał ze sobą, reszta została w samochodach. Za rzeczką, oddział wydostał się po bardzo stromych zboczach na wzniesienie i otrzymał silny ogień broni maszynowej nieprzyjaciela. Poległ tu „Orlik”, ugodzony prawdopodobnie w głowę. Pozostał na miedzy.

Stąd oddział schodząc w dół, skierował się w stronę widocznego w odległości l i ½ km lasku. Teren dość równy. W oddziale zabrakło wtedy „Wierzby”, „Storcha” i „Otwockiego”. W odległości około 1/2 km przed laskiem padł „Ali”.

Oddział doszedł do lasku. Gdy minął go, otrzymał ogień z prawej strony z kierunku Chliny. Dalej skręcił w lewo i doszedł do wsi Zamiechówka. Tu zarekwirowano konia i wóz z końmi, na którym wieziono dalej rannych „Zeusa” i „Rafała”. „Mietek” jechał konno przodem, obserwując dolinę. We wsi tej ludzie z oddziału otrzymali mleko od gospodyń, które po-wychodziły z chałup.

Oddział minął wieś Zamiechówka, a dochodząc do następnej wsi Jeloza natknął się. na skrzyżowaniu na żandarmów z Żarnowca, powracających z Miechowa na dwóch furmankach. Na rozkaz „Jeremiego” - „Jacek” i „Korczak” ostrzelali Niemców, którzy jednak nie wykazali chęci do walki.

Stąd oddział skręcił w lewo i zszedł głębokim jarem w dolinę. Omijając z prawej strony las, jadąc po łąkach - dotarł do niewielkiej wsi, położonej przy lesie i łąkach. Był to Staszyn, odległy od miejsca potyczki w Udorzu o 10 km. Tu zatrzymano się.

Ranni „Rafał”, „Zeus” i „Mietek” zostali ulokowani w chałupie, gdzie otrzymali pierwsze opatrunki. „Jeremi”, powierzając dowództwo „Korczakowi” rozkazał rozstawić ubezpieczenie, które ustawiono w trzech punktach w pobliżu domu, gdzie przebywali ranni. Po opatrzeniu rannych „Jeremi” udał się w teren, aby nawiązać kontakty i zapewnić rannym i zdrowym schronienie i pomoc lekarską. Powrócił wieczorem, zarządził zwinięcie ubezpieczeń i wymarsz zdrowej części oddziału. „Jeremi” poprowadził oddział bocznymi dróżkami do wsi Przysieka, w pobliżu której, po rozstawieniu ubezpieczenia, oddział rozłożył się na nocleg, zaś „Jeremi” powrócił do Staszyna po rannych, których następnie przywiózł i umieścił w jednej z chałup w pobliżu lasu. Rannych następnie opatrzył lekarz, który przybył z Kozłowa.

Rano oddział został przeprowadzony przez żołnierzy placówki Przysieka do bezpieczniejszego miejsca w lesie, gdzie został nakarmiony i przebywał do wieczora. Na noc przeprowadzony został do zagrody, gdzie byli ranni i zakwaterowany w stodole. Oddział ustawił stałe ubezpieczenie, wzmocnione przez członków placówki z Przysieki.


***

„Bartek", wioząc rannego „Dietricha”, prowadzony przez właścicielkę majątku, skręcił ze wsi w lewo w kierunku lasu. W pobliżu lasu podczas przejeżdżania potoku, samochód zawisnął, zaczepiając dyferencjałem o kamień. Właścicielka majątku nie była w stanie sama zepchnąć samochodu i udała się do majątku po ludzi. W tym momencie rozpoczęła się strzelanina we wsi. „Bartek” zatrzymał chłopca jadącego na wozie, zaprzężonym w dwa konie i kazał mu ukryć się w gąszczu.

Z lasu wyjechała ciężarówka z Niemcami, zatrzymała się w odległości około 100 m od BMW. Niemcy wysiedli i poszukiwali śladów, lecz nie znaleźli ich, gdyż „Bartek” skręcił z drogi i jechał ugorami. Niemcy po 5-10 minutach pojechali drogą w kierunku lasu. W krótkim czasie nadeszła pomoc z majątku. Kobieta i mężczyzna z grabiami - Genowefa Kucypera i jej brat. We trójkę wypchnęli BMW z potoku i ruszyli drogą do leśniczówki. Przodem mężczyzna, dalej wóz konny, BMW z rannym i na końcu kobieta z grabiami. W gajówce byli już „Akszak” i „Rek”. Rannego wniesiono do domu, a „Bartek” wprowadził BMW w zagajnik, unieruchomił go, spuszczając benzynę, powietrze z kół oraz zdjął rozdzielacz z dekla. Wówczas nadszedł dr „Maks”.

„Dietricha” przeniesiono na wóz konny i przewieziono w gąszcze o kilka kilometrów na miejsce dawnego obozu „Hardego”, gdyż pobyt w gajówce mógł być niebezpieczny. Przed kilkoma tygodniami rozstrzelano tu gajowego za kontaktowanie się z partyzantką. Wieczorem młoda dziewczyna przyniosła żywność i owoce z majątku.

W nocy dr „Maks” udał się do Udorza z żądaniem pomocy i kontaktu do „Hardego”. Otrzymał jednego człowieka z karabinem, 2 Steny i granaty. Tutaj dr „Maks” z przybyłym lekarzem dr Korzeniowskim usunęli pocisk z lewego biodra „Dietricha”. Po czterech dniach przybył patrol od „Hardego” w sile 7 ludzi doskonale uzbrojonych (2 rkm-y), którzy przeprowadzili rannego na wozie i pozostałych do wsi Zależę, znajdującej się pod nadzorem „Hardeg”.

Rannego „Dietricha” umieszczono na kwaterze. Tutaj przybył „Jeremi” i polecił przygotować się do marszu, aby w Udorzu pochować poległych „Orlika” i „Alego” i dalej dojść do Przysieki.

Gdy oddział dowodzony przez „Jeremiego”, złożony z dra „Maksa”, „Akszaka”, „Reka"” „Bartka”, „Basi” i „Allodii” i grupy ze wsi zbliżał się do Udorza, natknął się na strzały Niemców, znajdujących się we wsi. „Jeremi” zarządził wycofanie się, a po rozpoznaniu odwo-łał pogrzeb i przeprowadził oddział do Przysieki.

Tego dnia dr „Marks”, „Allodia” i „Basia” pojechali przez Skarżysko - Koluszki do Warszawy.

„Wierzbie”, który razem z „Jackiem” pozostał zgodnie z rozkazem „Jeremiego” nad rzeką Udorką z zadaniem zatrzymania pościgu, Niemcy uszkodzili „Błyskawicę” tak, że nie mógł zmienić magazynku. Po wykonaniu zadania zaczął wycofywać się w ślad za „Jackiem”. Nie nadążył jednak, zmylił drogę i robiąc wielkie półkole, przedostał się na drugą stronę szosy i zanocował w kopie siana. Na drugi dzień doprowadzony został przez napotkanego leśniczego do Przysieki.

„Otwocki” odnaleziony przez miejscowych gospodarzy, przeprowadzony został do grupy przy rannym „Dietrichu”.


Niemiecki odwet

„Storch", ranny w nogę nad rzeczką Udorką, skrył się w zagrodzie w Chlinie w piwnicy pod stodołą. Gospodarze przykryli go ziemniakami, Jednak odnaleziony został przez niemieckie psy i doprowadzony do skrzyżowania szos.

Ranny „Warski” schronił się w zagrodzie u Jana Nocunia, gdzie odnaleziony przez Niemców, przeprowadzony został do Jana Nowaka i na jego wozie przewieziony do tego samego skrzyżowania.

Wszystkich rannych: „Zetę”, „Storcha" i „Warskiego” - Niemcy od skrzyżowania szos Udorz – Pilica - Żarnowiec odwieźli samochodami do Pilicy na zamek. Ranną „Zetę” opatrywał w Pilicy dr Osiecki w gabinecie dra Dulęby, który w tym czasie zajmował się rannym Niemcem.

Niemcy odnaleźli poległych „Alego” i „Orlika” i polecili ludności pochować ich w polu koło figury. W kilka dni później, dowódca placówki Udorz, Ziółkowski, zorganizował przeniesienie ich zwłok na cmentarz w Chlinie. Zgrupowano tutaj dla osłony pogrzebu pluton Edwarda Pluty i pluton Ziółkowskiego. Przygotowano dwie trumny. Stojącego na czujce przy moście koło majątku Tadeusza Kucyperę zaszli Niemcy, idący marszem ubezpieczonym z Pilicy. Przypuszczalnie Kucypera zatrzymał Niemców i ostrzelał ich. Kucypera poległ. Ponieważ miał przy sobie dowody, Niemcy poszli do jego brata Władysława Kucypery i zamordowali go.

Niemcy aresztowali z wioski Chlina sześciu gospodarzy: Piotra Kucyperę, Piotra Wydmańskiego, Jana Biesika, Wojciecha Słabonia, Andrzeja Kucyperę i Władysława Wydmańskiego, którym zarzucili pomoc, ułatwianie wycofania się i przechowanie rannego „Storcha”. Z tych sześciu gospodarzy z Chliny, z obozów powróciło tylko trzech ostatnich.

Rannych „Zetę”, „Storcha” i „Warskiego”, po przeprowadzeniu krótkich badań na miejsca w Pilicy, przewieziono do Krakowa do więzienia Montelupich. W czasie badania w gmachu Gestapo krakowskiego przy ul. Pomorskiej poddano ich wyrafinowanym torturom, celem wydobycia od nich zeznań o dalszych uczestnikach zamachu na Koppego. Nie powiedzieli ani sława. Zachowali się po bohatersku i wszyscy ponieśli śmierć.

Zostali bestialsko zamordowani, a zwłoki przekazano 26.7. 1944 r. do Zakładu Medycyny Sądowej przy ul. Grzegórzeckiej 16. W zakładzie tym znajdowała się między lekarzami niemieckimi lekarka Polka (docent UJ dr Janina Kowalczykowa), która zainteresowała się przywiezionymi zwłokami i odnotowała ich dane: „Zeta” posiadała nr 699, „Storch” 700, a „Warski” 781. Po dokowaniu oględzin - zwłoki zamordowanych przekazano do Zakładu Pogrzebowego Fiuta przy ulicy Grzegórzeckiej, a następnie pochowano na cmentarzu Rakowickim.

Dzięki polskiej lekarce zdołano po wyzwoleniu odszukać zwłoki. Przewieziono je 4 stycznia 1946 r. do Warszawy na wspólny cmentarz żołnierzy „Parasola”.


***

14 lipca, 1944 r. - „Pikus" jako pierwszy wyjechał z Przysieki do Warszawy przez Kielce - Radom, wsiadając do pociągu na stacji kolejowej w Kozłowie.

„Pikuś” zawiózł meldunek „Jeremiego” o przebiegu akcji, odskoku i stoczonych przez oddział walkach do dowódcy „Parasola”.


***

Akcja na Koppego nie udała się, mimo iż została bardzo precyzyjnie rozpracowana i przygotowana z punktu widzenia wywiadowczego. Warunki do akcji były idealne tym więcej, że wóz z ochroną nie eskortował Koppego w tym dniu.

Błędy w wykonaniu: wóz najeżdżający drogę Koppemu za wcześnie ruszył z bocznej ulicy, na skutek czego samochód Koppego minął go nie zatrzymując się. Przygotowane na trasie jazdy dwie grupy uderzeniowe otworzyły ogień nieco za późno, tj. w czasie mijania przez auto Koppego stanowisk I grupy uderzeniowej.

Z dokonanego, zamachu Koppe wyszedł cało. Uratowało go od śmierci błyskawiczne zsunięcie się na podłogę samochodu i okrycie się za pancernymi płytami oraz brawurowa jazda jego szofera.

Walka pod Udorzem toczona była w bardzo ciężkich warunkach terenowych przy dużej przewadze liczebnej i ogniowej ze strony nieprzyjaciela. Po oderwaniu się - nawiązano kontakt z partyzantką AK.


Dziś Koppe mieszka w NRF...

Wiadomość o zamachu dotarła natychmiast na Wawel. Generalny Gubernator Frank przesyła Koppemu oficjalny list: „Drogi, Wielce Szanowny Kolego Koppe. Przekazana mi wiadomość o dokonanym na Pana zamachu skłania mnie do wyrażenia Panu najserdeczniejszych życzeń w związku z Pana ocaleniem. Cieszę się i dziękuję nieba, że w tej ciężkiej godzinie zachowało Pana dla mnie i dla nas wszystkich".

Wśród wysokich urzędników GG na Wawelu szeroko jest komentowany przebieg zamachu. Są przerażeni. W godzinach popołudniowych odbywa się specjalne posiedzenie Rządu GG w sprawie bezpieczeństwa. Bierze już w nim udział generał Koppe. Stwierdza on kategorycznie: „W tym usiłowanym zamachu brali udział członkowie warszawskiego ruchu oporu. Trzeba się zastanowić, czy nie należy zabronić warszawiaków opuszczania ich miasta”.

W połowie lipca 1944 r. - gen. Koppe wydał policji w Gen. Gub. rozkaz rozstrzeliwania w wypadku zamachu lub sabotażu, oprócz bezpośrednich sprawców, wszystkich męskich człon-ków ich rodzin powyżej lat 16 i równocześnie zsyłania kobiet do obozów. Zarządzenie podawało jako członków rodzin: ojca, syna, braci, szwagrów, kuzynów i wujów sprawcy. Rozkaz Koppego przypominał, iż powyższą praktykę stosowano już z najlepszymi wynikami przy końca 1939 r. w „Okręgu Warty".

Po wybuchu Powstania Warszawskiego - Koppe koordynował akcję hitlerowskiej odsieczy dla sił niemieckich zagrożonych w Warszawie. Równocześnie przedsięwziął szeroką akcję represyjną i terrorystyczną wobec ludności Krakowa (łapanka do Płaszowa).

Po upadku Powstania Warszawskiego - Koppe kierował akcjami terrorystycznymi wobec wysiedlonej ludności na terenie GG. Po wielkiej brance warszawiaków w Krakowie w dniu 5/6 stycznia 1945 r. - osobiście wizytował obóz na Prądniku, skąd ofiary branki wywożono do Rzeszy aż do ostatnich dni okupacji.

Gdy w styczniu 1945 Frank z kawalkadą samochodów opuszczał Zamek Krakowski, w kawalkadzie tej zabrakło Wilhelma Koppego. Zbiegł potajemnie ze swoim sztabem.

Po ustaleniu faktów i odpowiedzialności Koppego za zbrodnie wojenne dokonane w Polsce w latach 1939-1945, władze polskie ogłosiły 21 maja 1946 r. za nim list gończy, pozostający do dziś w teczkach War Crimen Branch US Army pod sygnaturą APO-6K. Ale Koppe był nieosiągalny - „zaginął bez wieści”.

30 stycznia 1960 r. aresztowany został na ulicy miasta Bonn w NRF ceniony tam obywatel Wilhelm Lohmann, wyższy urzędnik jednej z poważnych firm handlowych na terenie NRF. Ktoś go rozpoznał jako byłego współpracownika Himmlera. Okazało się, że owym Lohmannem. jest Wilhelm Koppe. Po około dwuletnim pobycie w areszcie śledczym w Bonn, Koppe został na wiosnę 1962 roku zwolniony z więzienia za kaucją 50 tysięcy marek i obecnie, już na wolności, oczekuje na dalszy bieg swojej sprawy.

Przyszłość pokaże, czy w ogóle stanie przed sądem, a jeśli tak, to jakie kryterium zastosuje sąd zachodnioniemiecki wobec człowieka, którego przestępczą działalność w Polsce trudno ująć w konkretne cyfry, gdyż Koppe nie był zwykłym wykonawcą, bezpośrednio strzelającym do ludzi, ponosi natomiast odpowiedzialność za tysiące ofiar, za dziesiątki spalonych wsi. Był jednym z kierowników zbrodni ludobójstwa. Wpierw przy boku Greisera, a następnie przy boku Franka przez cały czas wojny czynnie realizował w Polsce zbrodniczą politykę swego bezpośredniego zwierzchnika Heinricha Himmlera.

Fakt zdemaskowania Wilhelma Koppego, ukrywającego się pod nazwiskiem panieńskim własnej żony, ujawniono oficjalnie w NRF dopiero w pół roku po jego aresztowaniu.

Obecnie Wilhelm Koppe mieszka w Bonn przy ul. Hausdorffstrasse nr 82. Po wojnie osiadł tu z rodziną i został dyrektorem filii jednej z fabryk czekolady.

W roku 1956 podejmował herr Lohmann na przyjęciu w ekskluzywnym bońskim Klubie Prasy wytwornych gości z okazji zaślubin swej córki Urszuli. Panna Urszula Lohmann, zatrudniona jako sekretarka w bońskim ministerstwie obrony, wstępowała wówczas w związek małżeński z jednym z wyższych oficerów Bundeswehry. W przyjęciu weselnym uczestniczył również brat panny młodej, adwokat, czynny zawodowo w biurach Bundestagu. Trudno przypuszczać, ażeby żaden z gości weselnych, przyjaciół i znajomych rodziny, nie wiedział już wówczas, kim jest naprawdę Wilhelm Lohmann. A jednak upłynęły jeszcze 4 lata, zanim prokuratura NRF rozpoznała w nim poszukiwanego i wymienianego wielokrotnie w procesie norymberskim zbrodniarza wojennego SS-Obergruppenführera Wilhelma Koppe.


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi