Zbigniew Waruszyński, Idziemy (utwór sceniczny)
Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK
Jesienią 1983 roku przyjechał po raz kolejny do kraju z Anglii, mieszkający tam na stałe Zbigniew Waruszyński – „Dewajtis”.
Jego wojenne wiersze zamieszczone zostały na początku tego zbioru. Tym razem przekazał mi swój utwór sceniczny pt. Idziemy z odręczną adnotacją, że utwór ten powstał w Kermine (?) koło Samarkandy w ZSRR. Maszynopis utworu zakończony jest uwagą: zaginiony oryginał został odtworzony w Kankanie w styczniu 1943 r. Inscenizacja nawiązuje do wydarzeń Kampanii Wrześniowej 1939 r.
IDZIEMY!
Jedna jest wielka i potężna
prawda u polaka - to jego żywe serce.
Są chwile, kiedy pod naciskiem zdarzeń
wszystko przestaje być łatwe i zrozumiałe.
Rwą i gmatwają się wątki decyzji i wykonanie,
kładąc kres myśleniu i wtedy,
na przekór wszelkim pozorom
mówi i działa już niemożone serce.
Osoby:
Polska
Duch Narodu
Opowiadacz
Porucznik
Szef
Podchorąży
Żołnierz I
Żołnierz II
Żołnierz III
Kapral
Rezerwista
Goniec
Żołnierze
Cywil I
Cywil II
Cywil III
Cywil IV
Sprzedawca Gazet
Mały chłopak
MOBILIZACJA
Odsłona I:
(Żołnierze zgłaszają się do kampanii. Szef przeprowadza zbiórkę. Fragment koszarowego podwórza. Kompania ustawiona w dwuszeregu, przy niej stoi szef. Nadchodzi żołnierz I, wypowiadając słowa dołącza do kompanii).
Żołnierz I:
Idę! Padło ostatnie słowo pożegnania
Echem szczękneły gdzieś obute nogi
Precz z moich oczu wspomnienie kochania,
Idę, lecz nie znam kresu naszej drogi.
(dołącza do niego żołnierz II)
Nie, już nie idę sam,
Ale my idziemy -
Mauser - kochankę w dłoni mam
Żołnierz II:
Te frajer, tylko bez tremy,
Czego się boisz?
Na łeb tę przyłbicę ubierz
Jak stoisz?
Popraw pas, ładownice!
(obaj dołączają do kompanii, gdzie szef robi zbiórkę)
Szef:
Co to za ofiara?
Baczność! Równaj w prawo!
Ech ta masa szara,
Klawo... Klawo
Baczność! Na ramię broń!
No, ten z końca, ten w drugim szeregu,
Stoisz jak ta stara klacz...
Prezentuj broń!
Znowu ten ostatni,
Ten bez broni...
Dobrze - Na prawo patrz
(nadchodzi porucznik)
Panie poruczniku melduję posłusznie
Kompania do boju gotowa.
Stan dwieście dwadzieścia dwa!
Porucznik:
Czołem chłopcy!
Kompania:
Czołem panie poruczniku!
Porucznik:
Do góry głowa!
Dwieście dwadzieścia dwa to wy i ja!
Żołnierze, idziemy w bój o Polskę,
O swobodne życie!
O wolność święta!
O odwieczne prawa!
Żołnierze, dzisiaj wróg o świcie,
Swą stopą przeklętą,
Tam, gdzie łuna krwawa,
Depcze nasze granice,
Chcąc żyć, gdzie Warszawa!
Wojna! Niech żyje Polska
Łamią się szeregi i żołnierze krzyczą:
Niech żyje! Niech żyje!
Każdy gwałt siłą oręża odbijem!
Każdy cios odtrącimy naszych ciosów razem,
Każdą śmierć zapłacimy bagnetów żelazem!
Porucznik:
Uwaga - Pierwsza Kompania!
W czwórkach w marszu zbiórka!
Na Pas broń! Koniec już biegania!
Wolniej pierwsza czwórka!
Sierżancie, amunicja wydana?
Gdzie biedki? Gdzie goniec?...
Szef:
Wszystko w porządku, dałem dzisiaj z rana.
Porucznik:
A więc idziemy … już początku koniec
Odtrąbiono! Kompania śpiewa
Lewa… Lewa… Lewa…
(Kompania wychodzi śpiewając)
„Na ramię broń, hej naprzód marsz,
Jak wicher w ostrym pędzie…
Tysiące kul tamtemu dać
Kto depcze po twej grzędzie.
Na ramię broń, hej naprzód marsz
Kto kuje na nas pęta
Niech wie, że twarda nasza dłoń
Hej naprzód marsz orlęta!...
My polska piechota karnie w rzędzie
Wierni wszędzie dzierżym straż,
Ojczyzna i cnota! Hasło nasze – siła,
Wolność – odzew nasz!
Już bębny warczą, trąbek głos
Już hejnał gra bojowy,
A któż to wie, czy da nam Bóg
Powrócić w próg domowy.
Więc pókiś żyw, nie żałuj kul,
Wszak pierś twa świeci czynem,
Broń do ostatka Polski pól
Boś po to jest jej synem.
NASTROJE ULICY
Odsłona II: (Ulica małego miasta. Tam i z powrotem biegają ludzie, w większości żołnierze).
Cywil I:
Bracia, źle z nami! Padła Częstochowa!
Cywil II (z grupy, którzy zbierają się wokół opowiadającego wiadomości z frontu):
Milcz żłobie! Więcej ani słowa, mówisz
Źle z nami
Ja ci te plotki wepchnę z powrotem do krtani,
Ty wcale nie wyglądasz byś był całkiem durny!
Łapać go, to dywersant - on z 5-tej kolumny!
Sprzedawca gazet:
Nadzwyczajne wydanie Kuriera!
Cywil III:
Stój! Co nowego!?
(Gwizd syreny)
Cywil IV:
Alarm! Do schronu!
Cywil III:
Czego się pchasz? Nalot!
Cywil IV:
Ciasno, ciemno jak cholera!
Mały chłopak:
Jezus! Jak ja się boję!
Jezus! Jakie to straszne!
Karabinowy:
Amunicyjny! Szybko, szybko podawać naboje!
(wszyscy pchają się opuszczając scenę. Z boku widać grupę żołnierzy przy lkm p-lot[1].)
Kapral:
Samolot w przelocie w lewo!
Krótka seria! Ognia!... Kierunek to drzewo!
(Na scenę wchodzi Kompania w rozsypce)
Porucznik:
Prędzej maszerować,
Nie zostawać w tyle!
Żołnierz ranny:
Panie poruczniku, ja przysiądę chwilę,
Ja iść nie mogę,
Czuję jakieś kłucie…
Boże, jam ranny w nogę!
Krwi mam pełno w bucie!...
Porucznik:
Sanitariusz! Nosze!
Dać pakiet z bandażem…
Opatrunek!
Żołnierz: (podając opatrunek)
Proszę!
Porucznik:
Szukać za lekarzem!
Powstań! Kolumna czwórkowa!...
Kto tam jeszcze siedzi?
Spokój! Co to za słowa?
Żołnierz II:
To ten ranny bredzi…
Żołnierz ranny:
Mamo! Tam granaty!
Ty nie idź ani już kroku!
Zabiją cię te psubraty…
Tak, zeszłego roku
Były piękne żniwa
Jak okiem sięgnę
Przez pszeniczne pole,
Widzę maki czerwone,
Chabry i kąkole…
Brzęczą tak pszczoły brzęczą…
Ratunku!... Bo ją zamęczą,
Kaśkę moją kochaną,
Widzę ją całą krwią zalaną
Żołdak pruski ją bije…
Puśćcie mnie… ja go zabiję!...
Porucznik:
Dość już tego!
Zabrać go do szpitala!
Koniec z bałaganem!
Żołnierz III:
Panie poruczniku,
Ten cywil chce rozmawiać z panem.
Rezerwista:
Panie poruczniku, jestem rezerwistą,
Proszę nas wziąć do wojska
Oto ludzi lista,
Którzy tutaj czekają, nie wiedząc co robić.
Tracimy głowę wśród tego zamętu,
Jesteśmy po to, ażeby się bić
A tu ni broni, ni sprzętu…
Porucznik:
Dobrze, mam niepełne stany,
Po broń i do trzeciego plutonu.
(Goniec nadbiega krzycząc)
Goniec!
Porucznik:
Co jest?
Czemuś taki zziajany?
Goniec:
Melduję rozkaz dowódcy baonu:
Nieprzyjacielska jednostka jest dość silna
Od zachodu naciera.
Kompania idzie jako straż tylna.
Porucznik:
Chłopcy! Raz się żyje i raz umiera!
Chłopcy! Chwila walki bliska!
Jeszcze nie zginęła!
Na stanowiska!
OSTATNI ŻOŁNIERZE 1939 R.
Odsłona III: (Drużyna na stanowiskach. W dali widać las i nieprzyjacielskie okopy. Na twarzach żołnierzy widać wyczerpanie i podenerwowanie).
Żołnierz II:
Panie podchorąży!
Co robić?
Zabrakło mi naboi!
Skąd wziąć amunicję?
Podchorąży:
Zdobyć!
Kto śmierci się boi –
Zostać!
rkm ognia!
Musimy ją dostać!
Przed nami las
Przed lasem okopy,
Naprzód!
Za mną chłopcy!
Za krew naszą płynącą po tej ziemi zdrojem!
Rojem!
Za głód! Za poniewierkę!
W tyralierkę!
Naprzód!
Wasze zadanie
Dojść,
Albo znaleźć
Żołnierskie skonanie!
Naprzód!
Gdzie droga żyć cierniowa!
Naprzód!
Gdzie śmierć się chowa!
Bagnet na broń!
Szturm!
Żołnierze:
Urra!!!
POBOJOWISKO
Odsłona IV: (Gajówka, albo duży namiot. Bateria haubic. Na działach i obok leżą zabici kanonierzy. W głębi, na zasiekach, piechota — w prawo ułani. Nad pobojowiskiem opary mgły i krwi. Starzec — opowiadacz stoi w przedzie sceny).
Opowiadacz:
Noc była cicha, jasna i spokojna
Księżyc zagląda trupom w oczy szklane,
Śpi pod gajówką w swej grozie dostojna
Bateria haubic.
Pachnąca dziewanną
Czerwień posoki serdecznej zbroczyła.
Patrzą śmiercią zastygłą lica kanonierów,
Szukając celu tam, gdzie ta mogiła
Szarej piechoty...
Rapsod bohaterów...
Leżą bratersko skonaniem związani,
Wrośnięci ciałem w ojczyste zagony,
A obok szarzy zasnęli ułani,
Co przyszli w pomoc...
Oddział wydzielony...
Przyklękł na drutach kolczastych zasieków
I zakrzepł... W piersi poszarpanej
Rozpękło serce, co w tak młodym wieku
Oddało życie Polsce ukochanej.
Cyt, co za szmery?
Kto śmie mącić ciszę poległych?
Kto gwałci prawa spokoju cmentarza?
Stoję, a z dali,
Gdzieś z mgławic odległych
Idą spowite kirem dwie postacie czarne.
Lekko i zwiewnie,
Niby anioły smutku
Co zawisł w łożach i jak dziecię płacze,
Szemrząc szmatami, kroczą pomalutku
Drogami śmierci wędrowni tułacze
Doszli.
Dłonie znak krzyża święty zakreśliły,
Wzywając Boga w tę bólu gehennę
Klękli
I usta cichutko zmówiły
Pacierz za dusze ofiarą promienne.
Cyt, słyszę słowa...
Polska:
Synu, ległeś jak bławat, co w piękna rozkwicie
Zwalony kosą stalową żniwiarza,
Dojrzał swym czynem i w bytu przedświcie
Złożył sam siebie na progu Ołtarza...
Utrudzon wielce, śpisz mój żołnierzyku.
Z wiosną miast wieńca laurowych wawrzynów
Zaszemrze woda Ci w srebrnym strumyku
Zapachnie skromny krzak białych jaśminów.
Znużone nogi królowej piechocie
Spoczynkiem skryje kwiatów rzewna bajka,
Oczami błysną malutkie stokrocie,
Opuści łezkę wspomnień niezapominajka.
Stara ptaszyna kwiląca rozdzwoni
Różaniec modlitw za szlachetne dusze,
Wtórem zajęczą grające na błoni
Z wierzby płaczącej fujarki pastusze.
Śpij oto śniący dnia sądnego świtu
Póki na apel trębacz nie zawoła,
Wskrzeszając prochy do nowego bytu
W szatach anioła!
Duch Narodu:
Matko!, ty bluźnisz!
Gdzie znikła twoja wola walki,
Co przemoc ducha potęgą rozwala?
Gdzie sczezła siła narodu Westalki,
Co ogień święty odwetu rozpala?
Nie słyszę ciszy
I przeklinam ciszę, jęczącą skonem
Nadzieją Łazarza.
Ja wołam naród gnomów milionem,
Bijących w ścierwo
Podłego zbrodniarza,
Unoszę skronie,
Szukając na niebie
Tego, co zginął,
Szukam — Boże — Ciebie!
Wyciągam dłonie
I przed Tobą kładę
Stężoną pomoc mojego cierpienia,
Byś się odnalazł w mocy uderzenia,
Spiekłymi usty,
Krzykiem bólów bólu,
Żądam u Ciebie
Kary, Królów Królu!
Zejdź w twierdzę ziemi
Nie krzyża ofiarą,
którą zdeptano
Nie miłości marą,
Nie obietnicą
Wiecznego zbawienia,
Śmiercią co żyje,
Glorią umęczenia,
Albo mieczem ognistym,
Żądzą wyniszczenia
Zbrodni Kaina
I jego plemienia,
Bez krzty litości, bez wyrozumienia
A ja przy Tobie
Bez chwili wytchnienia
Płonę ogromem żaru nienawiści
I to uczucie wyje w piersi krzykiem
Pomsty orężnej, co bojem się ziści.
Szaleństwem mordu,
Tym pragnieniem dzikim
Ja już zabijam,
Wam zabijać każę
Wszystko i wszystkich
Wam twarze umażę
Krwią wroga.
Na wszystko się ważę,
Zęby mu w gardziel zwierzęcą utopię,
Zgryzę tchawicę, posoką ożłopię
Was, siebie...
Czy słyszycie?
Wezmę mu życie!
Ja... Ich... nienawidzę!
Ze słabych, co pomsty się boją —
Szydzę...
Kto stracił wiarę w narodu zbawienie
Tego niech spalą piekielne płomienie.
Komu zwątpienie po duszy się tłucze,
Ja go nauczę
Bagnetem się bawić,
By jęk spłoszonych dzieci już matce zadławić.
By umiał znaleźć w cierpienia Golgocie
Sprawę, za którą giną bohaterów krocie.
By umiał zdeptać swoje własne szczęście.
By przeciw bratu podniósł młotów pięście,
Gdy ten zapomniał, że Ojczyzna woła
Drzyjcie wy wszyscy zdradą upodleni,
Coście splamili nam odwieczne znamię...
Idziecie piętnem hańby naznaczeni.
Ja takich złamię
Serca im wydrę
I rzucę pod nogi,
Okutym butem ich bicie zakrwawię...
Tak niszcząc trupów hydrę
Dla innych przestrogi
Was od nich zbawię!
Kto przeczy — kłamie!
Kłamie, że zabrakło siły,
Że osłabło ramię.
Nieprawdą jest, że zginął ten, co dziś polęże.
Że pordzewiały w mózgach idee oręża.
Wstali z tej ziemi
I w tej ziemi legli,
Ale w pamięci ludu
Żyją nie ulegli!
Idzie czas, kiedy fala mocarna ziemią zakołysze,
Oręż pobudkę do boju zadzwoni
I wśród przestrzeni świata wołanie usłyszę:
Do broni!... Narody! Do broni!...
Widzę ich, idą w świtaniu wolności
Zakuci w blachy czołowych pancerzy
łamią orkaczem siły przeciwności,
Druzgocąc wszystko, co na drodze leży.
Grają motory melodie silników,
Ściemniałe słońce w chmurze ludzkich ptaków,
Płyną kluczami eskadr tysiące lotników
Z długiej wędrówki po bojowym szlaku,
Z pyłu dróg ziemskich, w złocistej kurzawie,
Tysiącem wozów zbliża się piechota
Ku tej, co wolę walki złożyła w Warszawie,
Której na imię: Wolność, Wiara, Cnota.
Jadą tam, kędy szatan morze łez wyciska,
Skąd nieszczęść burza swój przypływ zaczyna
Jadą, by gradem bomb zniweczyć zarazy ogniska
Znacząc gruzami drogę do Berlina!
Napisane w Kermine (?), k. Samarkandy.
(Zaginiony oryginał został odtworzony w Kanakinie w styczniu 1943 r.).