Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Zbigniew Waruszyński, Idziemy (utwór sceniczny)


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

[w:] Władysław Dudek, Muzy konspiracyjne i partyzanckie, Wyd."Skała", Kraków 1995



Jesienią 1983 roku przyjechał po raz kolejny do kraju z Anglii, mieszkający tam na stałe Zbigniew Waruszyński – „Dewajtis”.

Jego wojenne wiersze zamieszczone zostały na początku tego zbioru. Tym razem przekazał mi swój utwór sceniczny pt. Idziemy z odręczną adnotacją, że utwór ten powstał w Kermine (?) koło Samarkandy w ZSRR. Maszynopis utworu zakończony jest uwagą: zaginiony oryginał został odtworzony w Kankanie w styczniu 1943 r. Inscenizacja nawiązuje do wydarzeń Kampanii Wrześniowej 1939 r.



IDZIEMY!


Jedna jest wielka i potężna

prawda u polaka - to jego żywe serce.

Są chwile, kiedy pod naciskiem zdarzeń

wszystko przestaje być łatwe i zrozumiałe.

Rwą i gmatwają się wątki decyzji i wykonanie,

kładąc kres myśleniu i wtedy,

na przekór wszelkim pozorom

mówi i działa już niemożone serce.


Osoby:

Polska

Duch Narodu

Opowiadacz

Porucznik

Szef

Podchorąży

Żołnierz I

Żołnierz II

Żołnierz III

Kapral

Rezerwista

Goniec

Żołnierze

Cywil I

Cywil II

Cywil III

Cywil IV

Sprzedawca Gazet

Mały chłopak


MOBILIZACJA

Odsłona I:

(Żołnierze zgłaszają się do kampanii. Szef przeprowadza zbiórkę. Fragment koszarowego podwórza. Kompania ustawiona w dwuszeregu, przy niej stoi szef. Nadchodzi żołnierz I, wypowiadając słowa dołącza do kompanii).


Żołnierz I:

Idę! Padło ostatnie słowo pożegnania

Echem szczękneły gdzieś obute nogi

Precz z moich oczu wspomnienie kochania,

Idę, lecz nie znam kresu naszej drogi.


(dołącza do niego żołnierz II)


Nie, już nie idę sam,

Ale my idziemy -

Mauser - kochankę w dłoni mam


Żołnierz II:

Te frajer, tylko bez tremy,

Czego się boisz?

Na łeb tę przyłbicę ubierz

Jak stoisz?

Popraw pas, ładownice!


(obaj dołączają do kompanii, gdzie szef robi zbiórkę)


Szef:

Co to za ofiara?

Baczność! Równaj w prawo!

Ech ta masa szara,

Klawo... Klawo

Baczność! Na ramię broń!

No, ten z końca, ten w drugim szeregu,

Stoisz jak ta stara klacz...

Prezentuj broń!

Znowu ten ostatni,

Ten bez broni...

Dobrze - Na prawo patrz


(nadchodzi porucznik)


Panie poruczniku melduję posłusznie

Kompania do boju gotowa.

Stan dwieście dwadzieścia dwa!


Porucznik:

Czołem chłopcy!


Kompania:

Czołem panie poruczniku!


Porucznik:

Do góry głowa!

Dwieście dwadzieścia dwa to wy i ja!

Żołnierze, idziemy w bój o Polskę,

O swobodne życie!

O wolność święta!

O odwieczne prawa!

Żołnierze, dzisiaj wróg o świcie,

Swą stopą przeklętą,

Tam, gdzie łuna krwawa,

Depcze nasze granice,

Chcąc żyć, gdzie Warszawa!

Wojna! Niech żyje Polska


Łamią się szeregi i żołnierze krzyczą:

Niech żyje! Niech żyje!

Każdy gwałt siłą oręża odbijem!

Każdy cios odtrącimy naszych ciosów razem,

Każdą śmierć zapłacimy bagnetów żelazem!


Porucznik:

Uwaga - Pierwsza Kompania!

W czwórkach w marszu zbiórka!

Na Pas broń! Koniec już biegania!

Wolniej pierwsza czwórka!

Sierżancie, amunicja wydana?

Gdzie biedki? Gdzie goniec?...


Szef:

Wszystko w porządku, dałem dzisiaj z rana.


Porucznik:

A więc idziemy … już początku koniec

Odtrąbiono! Kompania śpiewa

Lewa… Lewa… Lewa…


(Kompania wychodzi śpiewając)

„Na ramię broń, hej naprzód marsz,

Jak wicher w ostrym pędzie…

Tysiące kul tamtemu dać

Kto depcze po twej grzędzie.

Na ramię broń, hej naprzód marsz

Kto kuje na nas pęta

Niech wie, że twarda nasza dłoń

Hej naprzód marsz orlęta!...

My polska piechota karnie w rzędzie

Wierni wszędzie dzierżym straż,

Ojczyzna i cnota! Hasło nasze – siła,

Wolność – odzew nasz!

Już bębny warczą, trąbek głos

Już hejnał gra bojowy,

A któż to wie, czy da nam Bóg

Powrócić w próg domowy.

Więc pókiś żyw, nie żałuj kul,

Wszak pierś twa świeci czynem,

Broń do ostatka Polski pól

Boś po to jest jej synem.


NASTROJE ULICY

Odsłona II: (Ulica małego miasta. Tam i z powrotem biegają ludzie, w większości żołnierze).


Cywil I:

Bracia, źle z nami! Padła Częstochowa!


Cywil II (z grupy, którzy zbierają się wokół opowiadającego wiadomości z frontu):

Milcz żłobie! Więcej ani słowa, mówisz

Źle z nami

Ja ci te plotki wepchnę z powrotem do krtani,

Ty wcale nie wyglądasz byś był całkiem durny!

Łapać go, to dywersant - on z 5-tej kolumny!


Sprzedawca gazet:

Nadzwyczajne wydanie Kuriera!


Cywil III:

Stój! Co nowego!?


(Gwizd syreny)


Cywil IV:

Alarm! Do schronu!


Cywil III:

Czego się pchasz? Nalot!


Cywil IV:

Ciasno, ciemno jak cholera!


Mały chłopak:

Jezus! Jak ja się boję!

Jezus! Jakie to straszne!


Karabinowy:

Amunicyjny! Szybko, szybko podawać naboje!


(wszyscy pchają się opuszczając scenę. Z boku widać grupę żołnierzy przy lkm p-lot[1].)


Kapral:

Samolot w przelocie w lewo!

Krótka seria! Ognia!... Kierunek to drzewo!


(Na scenę wchodzi Kompania w rozsypce)


Porucznik:

Prędzej maszerować,

Nie zostawać w tyle!


Żołnierz ranny:

Panie poruczniku, ja przysiądę chwilę,

Ja iść nie mogę,

Czuję jakieś kłucie…

Boże, jam ranny w nogę!

Krwi mam pełno w bucie!...


Porucznik:

Sanitariusz! Nosze!

Dać pakiet z bandażem…

Opatrunek!


Żołnierz: (podając opatrunek)

Proszę!


Porucznik:

Szukać za lekarzem!

Powstań! Kolumna czwórkowa!...

Kto tam jeszcze siedzi?

Spokój! Co to za słowa?


Żołnierz II:

To ten ranny bredzi…


Żołnierz ranny:

Mamo! Tam granaty!

Ty nie idź ani już kroku!

Zabiją cię te psubraty…

Tak, zeszłego roku

Były piękne żniwa

Jak okiem sięgnę

Przez pszeniczne pole,

Widzę maki czerwone,

Chabry i kąkole…

Brzęczą tak pszczoły brzęczą…

Ratunku!... Bo ją zamęczą,

Kaśkę moją kochaną,

Widzę ją całą krwią zalaną

Żołdak pruski ją bije…

Puśćcie mnie… ja go zabiję!...


Porucznik:

Dość już tego!

Zabrać go do szpitala!

Koniec z bałaganem!


Żołnierz III:

Panie poruczniku,

Ten cywil chce rozmawiać z panem.


Rezerwista:

Panie poruczniku, jestem rezerwistą,

Proszę nas wziąć do wojska

Oto ludzi lista,

Którzy tutaj czekają, nie wiedząc co robić.

Tracimy głowę wśród tego zamętu,

Jesteśmy po to, ażeby się bić

A tu ni broni, ni sprzętu…


Porucznik:

Dobrze, mam niepełne stany,

Po broń i do trzeciego plutonu.


(Goniec nadbiega krzycząc)


Goniec!


Porucznik:

Co jest?

Czemuś taki zziajany?


Goniec:

Melduję rozkaz dowódcy baonu:

Nieprzyjacielska jednostka jest dość silna

Od zachodu naciera.

Kompania idzie jako straż tylna.


Porucznik:

Chłopcy! Raz się żyje i raz umiera!

Chłopcy! Chwila walki bliska!

Jeszcze nie zginęła!

Na stanowiska!



OSTATNI ŻOŁNIERZE 1939 R.


Odsłona III: (Drużyna na stanowiskach. W dali widać las i nieprzyjacielskie okopy. Na twarzach żołnierzy widać wyczerpanie i podenerwowanie).


Żołnierz II:

Panie podchorąży!

Co robić?

Zabrakło mi naboi!

Skąd wziąć amunicję?


Podchorąży:

Zdobyć!

Kto śmierci się boi –

Zostać!

rkm ognia!

Musimy ją dostać!

Przed nami las

Przed lasem okopy,

Naprzód!

Za mną chłopcy!

Za krew naszą płynącą po tej ziemi zdrojem!

Rojem!

Za głód! Za poniewierkę!

W tyralierkę!

Naprzód!

Wasze zadanie

Dojść,

Albo znaleźć

Żołnierskie skonanie!

Naprzód!

Gdzie droga żyć cierniowa!

Naprzód!

Gdzie śmierć się chowa!

Bagnet na broń!

Szturm!


Żołnierze:

Urra!!!


POBOJOWISKO


Odsłona IV: (Gajówka, albo duży namiot. Bateria haubic. Na działach i obok leżą zabici kanonierzy. W głębi, na zasiekach, piechota — w prawo ułani. Nad pobojowiskiem opary mgły i krwi. Starzec — opowiadacz stoi w przedzie sceny).


Opowiadacz:

Noc była cicha, jasna i spokojna

Księżyc zagląda trupom w oczy szklane,

Śpi pod gajówką w swej grozie dostojna

Bateria haubic.

Pachnąca dziewanną

Czerwień posoki serdecznej zbroczyła.

Patrzą śmiercią zastygłą lica kanonierów,

Szukając celu tam, gdzie ta mogiła

Szarej piechoty...

Rapsod bohaterów...

Leżą bratersko skonaniem związani,

Wrośnięci ciałem w ojczyste zagony,

A obok szarzy zasnęli ułani,

Co przyszli w pomoc...

Oddział wydzielony...

Przyklękł na drutach kolczastych zasieków

I zakrzepł... W piersi poszarpanej

Rozpękło serce, co w tak młodym wieku

Oddało życie Polsce ukochanej.

Cyt, co za szmery?

Kto śmie mącić ciszę poległych?

Kto gwałci prawa spokoju cmentarza?

Stoję, a z dali,

Gdzieś z mgławic odległych

Idą spowite kirem dwie postacie czarne.

Lekko i zwiewnie,

Niby anioły smutku

Co zawisł w łożach i jak dziecię płacze,

Szemrząc szmatami, kroczą pomalutku

Drogami śmierci wędrowni tułacze

Doszli.

Dłonie znak krzyża święty zakreśliły,

Wzywając Boga w tę bólu gehennę

Klękli

I usta cichutko zmówiły

Pacierz za dusze ofiarą promienne.

Cyt, słyszę słowa...


Polska:

Synu, ległeś jak bławat, co w piękna rozkwicie

Zwalony kosą stalową żniwiarza,

Dojrzał swym czynem i w bytu przedświcie

Złożył sam siebie na progu Ołtarza...

Utrudzon wielce, śpisz mój żołnierzyku.

Z wiosną miast wieńca laurowych wawrzynów

Zaszemrze woda Ci w srebrnym strumyku

Zapachnie skromny krzak białych jaśminów.

Znużone nogi królowej piechocie

Spoczynkiem skryje kwiatów rzewna bajka,

Oczami błysną malutkie stokrocie,

Opuści łezkę wspomnień niezapominajka.

Stara ptaszyna kwiląca rozdzwoni

Różaniec modlitw za szlachetne dusze,

Wtórem zajęczą grające na błoni

Z wierzby płaczącej fujarki pastusze.

Śpij oto śniący dnia sądnego świtu

Póki na apel trębacz nie zawoła,

Wskrzeszając prochy do nowego bytu

W szatach anioła!


Duch Narodu:

Matko!, ty bluźnisz!

Gdzie znikła twoja wola walki,

Co przemoc ducha potęgą rozwala?

Gdzie sczezła siła narodu Westalki,

Co ogień święty odwetu rozpala?

Nie słyszę ciszy

I przeklinam ciszę, jęczącą skonem

Nadzieją Łazarza.

Ja wołam naród gnomów milionem,

Bijących w ścierwo

Podłego zbrodniarza,

Unoszę skronie,

Szukając na niebie

Tego, co zginął,

Szukam — Boże — Ciebie!

Wyciągam dłonie

I przed Tobą kładę

Stężoną pomoc mojego cierpienia,

Byś się odnalazł w mocy uderzenia,

Spiekłymi usty,

Krzykiem bólów bólu,

Żądam u Ciebie

Kary, Królów Królu!

Zejdź w twierdzę ziemi

Nie krzyża ofiarą,

którą zdeptano

Nie miłości marą,

Nie obietnicą

Wiecznego zbawienia,

Śmiercią co żyje,

Glorią umęczenia,

Albo mieczem ognistym,

Żądzą wyniszczenia

Zbrodni Kaina

I jego plemienia,

Bez krzty litości, bez wyrozumienia

A ja przy Tobie

Bez chwili wytchnienia

Płonę ogromem żaru nienawiści

I to uczucie wyje w piersi krzykiem

Pomsty orężnej, co bojem się ziści.

Szaleństwem mordu,

Tym pragnieniem dzikim

Ja już zabijam,

Wam zabijać każę

Wszystko i wszystkich

Wam twarze umażę

Krwią wroga.

Na wszystko się ważę,

Zęby mu w gardziel zwierzęcą utopię,

Zgryzę tchawicę, posoką ożłopię

Was, siebie...

Czy słyszycie?

Wezmę mu życie!

Ja... Ich... nienawidzę!

Ze słabych, co pomsty się boją —

Szydzę...

Kto stracił wiarę w narodu zbawienie

Tego niech spalą piekielne płomienie.

Komu zwątpienie po duszy się tłucze,

Ja go nauczę

Bagnetem się bawić,

By jęk spłoszonych dzieci już matce zadławić.

By umiał znaleźć w cierpienia Golgocie

Sprawę, za którą giną bohaterów krocie.

By umiał zdeptać swoje własne szczęście.

By przeciw bratu podniósł młotów pięście,

Gdy ten zapomniał, że Ojczyzna woła

Drzyjcie wy wszyscy zdradą upodleni,

Coście splamili nam odwieczne znamię...

Idziecie piętnem hańby naznaczeni.

Ja takich złamię

Serca im wydrę

I rzucę pod nogi,

Okutym butem ich bicie zakrwawię...

Tak niszcząc trupów hydrę

Dla innych przestrogi

Was od nich zbawię!

Kto przeczy — kłamie!

Kłamie, że zabrakło siły,

Że osłabło ramię.

Nieprawdą jest, że zginął ten, co dziś polęże.

Że pordzewiały w mózgach idee oręża.

Wstali z tej ziemi

I w tej ziemi legli,

Ale w pamięci ludu

Żyją nie ulegli!

Idzie czas, kiedy fala mocarna ziemią zakołysze,

Oręż pobudkę do boju zadzwoni

I wśród przestrzeni świata wołanie usłyszę:

Do broni!... Narody! Do broni!...

Widzę ich, idą w świtaniu wolności

Zakuci w blachy czołowych pancerzy

łamią orkaczem siły przeciwności,

Druzgocąc wszystko, co na drodze leży.

Grają motory melodie silników,

Ściemniałe słońce w chmurze ludzkich ptaków,

Płyną kluczami eskadr tysiące lotników

Z długiej wędrówki po bojowym szlaku,

Z pyłu dróg ziemskich, w złocistej kurzawie,

Tysiącem wozów zbliża się piechota

Ku tej, co wolę walki złożyła w Warszawie,

Której na imię: Wolność, Wiara, Cnota.

Jadą tam, kędy szatan morze łez wyciska,

Skąd nieszczęść burza swój przypływ zaczyna

Jadą, by gradem bomb zniweczyć zarazy ogniska

Znacząc gruzami drogę do Berlina!


Napisane w Kermine (?), k. Samarkandy.

(Zaginiony oryginał został odtworzony w Kanakinie w styczniu 1943 r.).


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi