Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Zbigniew Guzowski, Strzały na pl. Kossaka


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Gazeta Południowa 11.07.1979.
Uwaga: Nazwy rozdziałów pochodzą od redakcji witryny.


Spis treści

[Wilhem Koppe]

Spośród zbrodniarzy hitlerowskich szczególnym okrucieństwem i nienawiścią, do narodu polskiego wyróżniał się generał Waffen SS-i generał policji Wilhelm Koppe. Mianowany przez Himmlera wyższym dowódcą SS i policji w tzw. Kraju Warty, w okresie od października 1939 do listopada 1943 roku dał się poznać jako gorliwy inicjator i organizator eksterminacji ludności polskiej i żydowskiej. W listopadzie 1943 roku Koppe awansował na stanowisko sekretarza do spraw bezpieczeństwa w tzw. rządzie Generalnej Guberni, pierwszego zastępcy Franka, To jemu podlegały wszystkie niemieckie siły policyjne i władze bezpieczeństwa w GG, wszystkie więzienia i obozy. To właśnie za oprawą Koppego poczęły się mnożyć masowe egzekucje publiczne, nasilał się terror, akcje pacyfikacyjne i łapanki. To on uzupełnił rozporządzenie gubernatora Franka „o zwalczaniu napaści na niemieckie dzieło odbudowy” rozkazem, który wprowadzał tzw. „odpowiedzialność rodową”. Oba te akty zezwalały na bezkarne mordowanie, ludności polskiej całymi rodzinami, sankcjonowały wszelkie okrucieństwa. Dlatego też z racji sprawowanych funkcji, a przede wszystkim osobistego zaangażowania Koppego w dzieło biologicznego wyniszczania polskiego narodu, rychło po objęciu przezeń stanowiska w GG, decyzją Kierownictwa Walki Podziemnej jego nazwisko znalazło się tuż po Franku wykazie tzw. Akcji Główek (taki kryptonim otrzymała akcja, wymierzona przeciw dostojnikom hitlerowskim, najbardziej nienawistnym wobec Polaków); równało się to wyrokowi śmierci.


[Pierwotne plany zamachu]

Pierwszy plan usunięcia Koppego - jak pisze Piotr Stachiewicz, autor książki pt. „Akcja Koppe” - przewidywał jednoosobowo przeprowadzony zamach snajperski, lecz nie zyskał akceptacji z obawy, iż Niemcy ustaliwszy miejsce, skąd strzelał zamachowiec - mogliby dokonać pacyfikacji mieszkańców kamienicy, a najprawdopodobniej także domów sąsiednich. Rezygnując z tego planu, począwszy od początku 1944 roku siłami Kedywu krakowskiego, pod kierownictwem kpt. „Raka” (Józefa Bastera) prowadzone było rozpoznanie zwyczajów Koppego, rozkładu dnia, tras poruszania się po Krakowie itd.

[Przygotowania do zamachu "Parasola"]

Wykonanie wyroku powierzono wywodzącemu się z harcerskich Grup Szturmowych oddziałowi dywersyjnemu „Parasol”, który wsławił się wieloma brawurowymi akcjami m.in. zamachem na kata Warszawy, Kutscherę.

Akcję poprzedziły długotrwałe staranne przygotowania. Dla zapoznania się z aktualną sytuacją dwukrotnie wyjeżdżał do Krakowa szef wywiadu dywersyjnego „Rayski” (Aleksander Kunicki). Systematyczną obserwację Koppego prowadziły przybyłe z Warszawy „Kama” (Maria Stypułkowska-Chojecka) i „Dewajtis” (Elżbieta Dziembowska oraz „Ina” (Maria Jasieńska), „Ada” (Irena Potoczek) i „Dzidzia”, (Zofia Sokołowska) z Krakowa. Obserwacja trwała niemal cały czerwiec, a utrudniał ją fakt, że zbrodniarz, udając się z apartamentów na Wawelu do siedziby rządu GG w gmachu Akademii Górniczo-Hutniczej korzystał z kilku tras.

Wyjeżdżał do Krakowa wyznaczony na dowódcę akcji „Rafał” (Stanisław Leopold), aby korzystając z pomocy miejscowych konspiratorów poznać teren przyszłego działania, przygotować kwatery dla ludzi, którzy mieli przybyć ze stolicy, lokale na magazyny broni, punkty kontaktowe i garaże. Lekarz Parasola, „Maks” (Zygmunt Dworak) wraz z 2 sanitariuszkami i łączniczką urządził prowizoryczny szpitalik w Porębie Dzierżnej koło Wolbromia.

Przerzutem broni zajął się pracownik dyrekcji niemieckiej kolei w Warszawie, „Dietrich” (Eugeniusz Schielberg). Cały ładunek, ukryty w pustych mufach kablowych i pudłach liczników, wyekspediowano wagonem bagażowym jako przesyłkę urzędową... należącą do Ostbahnu, posługując się niemieckimi listami przewozowymi. Ryzykowna była także ekspedycja samochodów (wszystkie zdobyczne), a to z powodu obowiązującego zarządzenia, w myśl którego wóz osobowy mógł być prowadzony przez Polaka jedynie wówczas, gdy towarzyszył mu Niemiec; wszystkie samochody wyruszające na trasę powyżej 100 km musiały posiadać rozkaz wyjazdu.

O emocjach w drodze do Krakowa opowiadał dziennikarzowi uczestnik akcji,„Wierzba” (Tadeusz Karczewski), który prowadził chevroleta 4t. Otrzymał rozkaz wyjazdu, rano odebrał samochód i mając za towarzysza „Otwockiego” (Mieczysław Janicki) wyprawił się w drogę. Cel wyprawy pozostawał nieznany. Wcześniej chodziły pogłoski, że „będą robić Franka”. Jedyna „broń” - 10 tys. zł, pół litra gorzały i kiełbasa. Jakieś 40 km od Warszawy pierwsza niespodzianka. Na drodze szlaban, Niemcy zatrzymują wozy. Tu był już kierowca „Rysiek” (Tadeusz Królewicz), który wyjechał pół godziny wcześniej mercedesem-dieslem. Okazało się, że Niemcy pomni partyzanckiej akcji z poprzedniego dnia, formowali z samochodów kolumnę i z pancerką na czele przeprowadzali przez niebezpieczny ich zdaniem teren. Przed Radomiem w chevrolecie wytopiła się panewka - tu zgubił go „Rysiek”. Przypadkowo napotkany granatowy policjant wskazał drogę do niemieckich warsztatów, których kierownik, ugłaskany „góralami” i wódką, zgodził się na wykonanie naprawy, co zajęło resztę dnia. Z dużym opóźnieniem dotarł do Dobromierza, dokąd odstawił wiezione z Warszawy ściany baraku, które po akcji miały posłużyć do ukrycia w nich broni i jej transportu. Już po zapadnięciu ciemności, zatrzymany przez Niemców, zmuszony został do nocowania w jakimś majątku. Powód? Obecność „masy bandytów” w okolicy. Po tych perypetiach dotarł wreszcie do Krakowa. Wcześniej powiadomiono Warszawę o zaginięciu chevroleta.

Kiedy broń i samochody znajdowały się już w miejscu przeznaczenia, w odstępach jednodniowych, pojedynczo lub po dwóch, zaczęli wyjeżdżać z Warszawy pozostali uczestnicy akcji.

„Jeśli chodzi o wybór miejsca - napisał we wspomnieniach „Rayski” - to decyzję podjęliśmy we trzech: „Jeremi" (Jerzy Zborowski – przyp. z.g.), „Rafał” i ja... Po szczegółowym rozważeniu całokształtu sytuacji zdecydowaliśmy się na trasę wiodącą z Wawelu przez plac Bernardyński, Podzamcze, Powiśle, plac Kossaka, Zwierzyniecką i Krasińskiego do Mickiewicza. Jako miejsce akcji wyznaczyliśmy wylot ul. Powiśle na p. Kossaka. W dni, gdy Koppe wybierał tę trasę, przejeżdżał tędy między 9.00 a 9.30...”

Ryzyko przedsięwzięcia zwiększała bliskość licznych punktów, z których Niemcy mogli zagrozić zamachowcom. I tak np. przy placu Na Groblach pod nr 5 znajdowały się garaże Luftwaffe, pod nr 9 - koszary pułku piechoty SS, a pod nr 8 – jednostka Luftwaffe.


[Przedbieg akcji]

Wyrok na zbrodniarza miał być wykonany 5 lipca. Zamachowcy daremnie jednak trwali na wyznaczonych stanowiskach. Koppe pojechał ul. Straszewskiego. Nie powiodło się dwa dni później - Koppe w ogóle nie wyjechał z Wawelu. Aż wreszcie 11 lipca...

„Była 9.20. gdy stojąc na pl. Bernardyńskim - pisze „Rayski” – tuż przy znajdującej się tam aptece, dostrzegłem samochód Koppego. Skręcił w kierunku ul. Powiśle. Tego właśnie chcieliśmy. Koppe, jak zwykle, siedział, koło kierowcy, adiutant z tyłu. Stwierdziłem również, że nie widać samochodu z osłoną... W odpowiednim, z góry precyzyjnie zaplanowanym momencie, zdjąłem czapkę..."

Stojąca przy kościele św. Idziego „Ina” poprawiając sobie włosy, tym samym przekazała sygnał, Adzie, znajdującej się na narożniku ul. Podzamcze i Kanoniczej. W podobny sposób „Ada” powiadomiła „Dzidzię”, stojącą na ul. Podzamcze przed budynkiem nr 14. Przyklęk i zapinanie bucika przez „Dzidzię” były znakiem dla „Kamy” (Podzamcze nr 26). Ta przełożyła biały płaszcz z prawej ręki na lewą, a gdy Koppe minął ul. Straszewskiego, przeszła jezdnię ul. Powiśle w stronę Wisły. Z kolei „Dewajtis” z białym tekturowym pudłem w dłoniach, stojąca na wale wiślanym na wysokości pl. Na Groblach po pierwszym znaku „Kamy” zeszła z wału, po drugim - przeszła przez jezdnię. Tym sposobem dowódca akcji już wiedział...

„Rafał” zdjął czapkę - relacjonował „Rayski”. - Wszyscy chwycili za broń. Wydobywają ją spod płaszczy, wyszarpują z kieszeni, wyjmują z teczek. Siedzący w pobliskiej restauracji „Zeus” wydobywa pistolet maszynowy z futerału od skrzypiec. I on to właśnie oddaje pierwszą serię. Strzela do oficera Wehrmachtu, który w chwili, gdy „Zeus” (Jerzy Kołodziejski - przyp. z.g.) wybiegał z restauracji, pojawił się w jej drzwiach... Właśnie wtedy rusza chevrolet „Otwockiego”, który ma Koppemu zajechać drogę. Ale robi to niezbyt zgrabnie. Ruszył o sekundę za wcześnie, zatrzymał się jakby kierowca to pojął, znów ruszył, ale szofera Koppego nie zdołał zmusić do zatrzymania wozu. Mercedes, jadąc już po trawniku, minął dosłownie o włos maskę chevroleta. W tej chwili otworzyli ogień do Koppego „Rafał”, „Mietek” (Antoni Sakowski), i „Kruszynka” (Zdzisław Poradzki - przyp. z.g.) cała pierwsza grupa uderzeniowa. Kierowca mercedesa prowadził wóz zakosami, zmniejszając celność strzałów..., za uciekającym Koppem bili również „Dietrich”,”Warski”, „Ziutek” (Józef Szczepański) i „Rek” (Jerzy Małow). Wszystko co do, nieś należało zrobił „Pikuś”(Stefan Dyż). Swego chevroleta 0,75t. rzucił w szaleńczą pogoń za Mercedesem mimo różnicy tylu klas, dzielącej oba wozy, zdołał zbliżyć się do samochodu Koppego na odległość zaledwie kilkunastu metrów. Jadąc w chevrolecie „Ali”, „Akszak” (Przemysław Kardaszewicz), „Orlik” i „Kruszynka” bili bez przerwy długimi, celnymi seriami. Jedna z nich dosięgła adiutanta Koppego. Przed śmiercią zdążył jednym z pocisków ranić „Mietka”. Koppego nie było widać. Po pierwszej serii padł na podłogę wozu. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, czy zmiotła go tam celna seria, czy też sam instynktownie zanurkował. Tak czy inaczej o dalszym pościgu nie mogło być mowy... Rozległ się więc gwizdek „Rafała” sygnalizujący początek ewakuacji...”

Cała akcja trwała niespełna 3 minuty.

[Odwrót]

Początkowo odwrót przebiegał sprawnie i pomyślnie. Samochody przejechały ulicami Retoryka, Garncarską, Dolnych Młynów, Batorego, Łobzowską, Szlak, Długą, Śląską i Łokietka, do przejazdu kolejowego, przez Bronowice, od szosy katowickiej skręciły na drogę do Ojcowa. Łącznicy wzdłuż tej drogi sygnalizowali bezpieczną jazdę. W okolicy Poręby Dzierżnej doszło do potyczki z napotkanymi żandarmami. Zginęło 2 Niemców, jeden został ranny. Ze strony polskiej ranę w brzuch odniósł „Dietrich”

Końcowy akt dramatu rozegrał się w Udorzu, gdzie miało nastąpić rozładowanie. Tu dopadli ich Niemcy, którzy w znacznej liczbie, silnie uzbrojeni nadciągnęli z Żarnowca i Pilicy. „Wierzba” zapamiętał „Zetę”, która pierwsza została ranna, nie zdołała już opuścić samochodu, a kolegom nie udało się jej oswobodzić. Dramatyczne pokonywanie pod ogniem broni maszynowej skarpy, obramowującej wykop, w którym biegła szosa. I bieg przez zboże. Padających kolegów. Moment, gdy z „Jackiem” (Jacek Sperling), osłaniał nad Udorką wycofujących się, wstrzymując pościg...

W tej nierównej walce z przeważającymi siłami nieprzyjaciela polegli „Orlik”, „Ali”, ranni zostali „Rafał”, „Warski”, „Zeus” i „Mietek”. Niemcy ujęli ranną „Zetę” oraz szukających schronienia w chłopskich zagrodach, rannych - „Storcha” i „Warskiego”. Ta trójka kilka dni później po wyrafinowanych torturach poniosła męczeńską śmierć w wiezieniu na Montelupich.


[Efekty zamachu]

Zamach na Koppego zakończył się niepowodzeniem. Zbrodniarz uszedł z życiem. „Parasol” poniósł krwawe straty. Lecz hitlerowcy raz jeszcze przekonali się, iż nigdy i nigdzie nie mogą być pewni swego bezpieczeństwa, że mimo stosowanego i bestialstwa duch oporu i wola walki w podbitym narodzie nie słabną, że KRAJ WALCZY. Dowiedli tego uczestnicy zamachu sprzed 35. lat.

W operacji specjalnej, której celem było wykonanie wyroku na Koppem, w sumie wzięło udział blisko 200 ludzi z Warszawy, Krakowa i terenu, „Parasol” skierował na czas akcji do Krakowa i pod Kraków 28 swoich żołnierzy.

13 lipca 1947 roku w Udorzu, w miejscu nierównego boju odsłonięto tablicę, na której jako motto znalazły się słowa wiersza Słowackiego:

„A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,

Jak kamienic przez Boga rzucane na szaniec”.

pod nimi napis:

„Tu dnia 11.VII.1944 r. w walce o Wolność Ojczyzny w odwrocie z Krakowa po zamachu na szefa Gestapo, polegli żołnierze Batalionu AK „Parasol” z Warszawy:

Wojciech Czerwiński „Orlik”, lat 22

Stanisław Huskowski „Ali”, lat 22

Halina Grabowska „Zeta”, lat 21

Bogusław Niepokój „Storch”, lat 22

Tadeusz Ulankiewicz „Warski”, lat 22

oraz tydzień później

Tadeusz i Władysław Kucypera z Uderza.

Pod tym tekstem - znak Polski. Walczącej i słowa:

„CZEŚĆ ICH PAMIĘCI”.


PS. Koppe, jeden z największych zbrodniarzy hitlerowskich, sprawca śmierci ok. 350.tys. ludzi zesłanych do obozów zagłady, nie poniósł kary. Przez wiele lat ukrywał się w RFN pod nazwiskiem żony. Przypadkowo zdemaskowany, trafił do więzienia dopiero po 4 latach, by wkrótce znaleźć się na wolności za kaucją. Potem został postawiony „poza ściganiem”, uchylono nakaz aresztowania, gdyż rzekomo stary i schorowany nie mógł uczestniczyć w procesie. Stanowi jeszcze jeden przykład tolerancji wobec zbrodniarzy hitlerowskich i swoistej „sprawiedliwości”.


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi