Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Zawiła historia mogił „Skałowców”


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

[w:] Władysław Dudek, Pamięci poległych "Skałowców"



Akowski Batalion „Skała” częściowo rozbroił się sam 15 stycznia 1945 roku w wioskach koło Pałecznicy, w Miechowskiem. Częściowo został do tego zmuszony przez prące na zachód w pościgu za Niemcami oddziały Armii Czerwonej. Na szczęście odbyło się to bez uszczuplenia stanu osobowego Baonu. Żołnierze Baonu, choć w minorowych stanach ducha i nie bez przeszkód dotarli do swych miejsc zamieszkania. Powitania z bliskimi były radosne, ale wkrótce zaczęły się mniej już przyjemne, choć przymusowe spotkania z różnymi funkcjonariuszami władzy ludowej. Z tych spotkań nie wszyscy wychodzili bez uszczerbku i nie wszyscy wracali do własnych domów. A mimo to ciągle wracali „Skałowcy” myślami do swych poległych kolegów.

Zrobiono wiele, by nazajutrz po ich śmierci, po chrześcijańsku pochować zwłoki poległych, wszędzie gdzie było to możliwe. PO naszym odejściu z miejsc walki, tu i ówdzie pojawiały się krzyże i kwiaty na grobach, złożone rękoma żołnierzy miejscowych placówek AK, lub mieszkańców okolicznych wiosek.

Minęło zaledwie kilkanaście dni od daty śmierci „Romana”, „Błyskawicznego” i „Mściwoja”, gdy wieść o ich pochowaniu na cmentarzu w Stopnicach dotarła do Kobylca, wioski koło Łapanowa, gdzie wiosną 1944 roku przebywały na kwaterach oddziały partyzanckie „Błyskawica” i „Huragan”. Na groby poległych kolegów wybrały się pieszo dwie młode, akowskie konspiratorki: Anna Zachara (Zdebska) – „Nitka” i Teresa Plucińska (Spyt) – „Brzózka”. Pokonały zmęczenie 60-kilometrowej pieszej wędrówki i okupacyjne zagrożenie, by pomodlić się i złożyć kwiaty na żołnierskich mogiłach, zachowało się do dziś zdjęcie ukwieconego grobu żołnierzy „Błyskawicy” na cmentarzu w Słopnicach, wykonane w kwietniu 1945 roku.

W listopadzie 1945 roku doszło do przypadkowego spotkania „Puchacza”[1] z „Rzeżuchą” w Krakowie, przed gmachem Akademii Górniczo-Hutniczej. „Rzeżucha” zaproponował „Puchaczowi” udział w ekshumacji zwłok „Błyskawicznego”, „Romana” i „Mściwoja” i przewiezienie ich na rodzinne cmentarze. Przygotowania wcześniej już poczynił „Rzeżucha”. Nie było jednak urzędowego zezwolenia na dokonanie ekshumacji, a w tym gorącym dla akowców czasie stanowiło to groźny, dodatkowy powód do represji.

Wyjazd do Słopnic nastąpił, sprzed gmachu Akademii Górni i Hutniczej w Krakowie, półciężarowym, prymitywnym samochodem. Były w nim wcześniej zakupione trzy trumny. W skład ekipy wchodzili: „Rzeżucha”, jego i „Błyskawicznego” ojciec Franciszek Pogan, „Puchacz” i Kazimierz Gołąb – „Lis”. Do Słopnic przyjechali wieczorem i zgłosili się u miejscowego proboszcza, ujawniając mu zamiar dokonania ekshumacji. Ksiądz nie omieszkał zwrócić im uwagę na możliwe następstwa tego kroku, ale widząc zdecydowanie przyjezdnych przyjął ich gościnnie. W środku nocy rozpoczęli odgrzebywanie zwłok, które były już całkiem rozłożone. „Rzeżucha” zemdlał na widok szczątków swego brata „Błyskawicznego”. Ojciec, były więzień Oświęcimia, okazał się twardszy i przewidujący, bo zabrał z sobą amoniak i cucił nim „Rzeżuchę”. Dramatyzm sytuacji nie daje się opisać w prostych słowach.

Szczątki zwłok przełożyli do przygotowanych trumien. Do rana przeczekali na plebanii. Obaj Poganowie wracali do Krakowa w szoferce, a „Puchacz” i „Lis” z braku miejsca siedzieć musieli na trumnach, z których unosił się trupi odór.

W Wieliczce, mieście rodzinnym „Romana”, złożone zostały na cmentarnym katafalku jego zwłoki. Odebrał je ojciec „Romana” Stefan Kordula. W Wieliczce zatrzymał się również na krótko „Puchacz” u swojej siostry Zofii Boguckiej. Samochód ze zwłokami „Błyskawicznego” i „Mściwoja” zabrali Poganowie do rodzinnego Zabierzowa.

Ojciec „Romana” zapragnął spojrzeć jeszcze ostatni raz na zwłoki swego syna. Po uchyleniu wieka trumny, w asyście grabarza, zobaczył tylko kilka pojedynczych kości. Zaniemówił, a w powrotnej drodze do domu, w odległości kilkuset metrów od bramy cmentarnej, padł na ziemię i zmarł w wyniku ataku serca. Ojcowskie serce nie wytrzymało widoku rozkładających się szczątek zwłok swego syna. Wojenne echa ujawniały się tak lub podobnie w wielu innych miastach i wsiach wracającej do życia Rzeczypospolitej. Cena wolności polski była żołnierska śmierć Jej obrońców i rodzinne dramaty ich rodzin.

Uroczysty pogrzeb ojca i syna odbył się w Wieliczce w dniu 24 listopada 1945 roku. W Zabierzowie podobnie uroczysty pogrzeb „Błyskawicznego” i „Mściwoja” odbył się w dniu 25 listopada 1945 roku. I już wtedy, mimo wszelkich trudności, akowskie środowisko KEDYWu i Baonu „Skała” poinformowało o tym patriotyczne społeczeństwo Krakowa i okolic nekrologiem zamieszczonym w prasie, a w uroczystościach pogrzebowych wzięli udział również towarzysze broni poległych.

„Puchacz” zanotował jeszcze w swojej relacji, że w późniejszych latach mjr „Skała”, dowódca Baonu „Skała” i jego zastępca mjr „Powolny”, złożyli do Zarządu Głównego ZBOWiD wnioski o uznanie akowskich odznaczeń orderami Virtuti Militari dla „Romana” i „Błyskawicznego”, oraz Krzyżem Walecznych dla „Mściwoja”", ale nie otrzymali odpowiedzi.

Pogmatwane losy naszego Kraju po zakończeniu działań wojennych nie ominęły niestety również i innych miejsc pamięci po poległych żołnierzach Samodzielnego Batalionu partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej. Dawni „Skałowcy”, którzy wrócili do Krakowa z konspiracyjnej i partyzanckiej wojaczki, oraz ci, którzy w Krakowie szukali miejsca swego powojennego bytowania, nie zapomnieli o poległych kolegach. Sami nękani nieustającym nadzorem „bezpieki”, przesłuchiwani, pozbawiani wolności, już w roku 1945 rozpoczęli starania o godne uczczenie pamięci tych, którzy młodym życiem przypłacili walkę z hitlerowskim okupantem o wolność i niepodległość Polski.

W Krakowie znalazła się spora grupa „Skałowców”. Tu zapuścił korzenie „Powolny”, niekwestionowany autorytet w naszym środowisku, wręcz admirowany przez dawnych jego podkomendnych. Mimo nadzoru „bezpieki”, utrzymywali „Skałowcy” ze sobą ścisłe kontakty. W pierwszych dniach grudnia 1945 roku zawiązał się kilkuosobowy zespół, który postawił sobie za zadanie ekshumację zwłok naszych poległych kolegów. Groby ich rozrzucone były w różnych miejscach polski południowej. Duszą zespołu był „Powolny”, któremu dzielnie sekundowali: „Stasia”, Józef Baster – „Rak”, „Kuba”, Włodzimierz Rozmus – „Buńko”, „Myśliński” i kilku jeszcze innych kolegów.

„Powolny” był współorganizatorem szerszego, nie bardzo formalnego społecznego komitetu, zamierzającego zająć się sprowadzeniem do Krakowa zwłok partyzantów poległych w walce z Niemcami i urządzeniem patriotycznej manifestacji pogrzebowej. Wszystko wskazywało na to, że ten śmiały zamiar może się udać.

Po zwłoki „Skałowców” wyjechać miały dwie ekipy. Do Złotego Potoku pojechali: „Kuba”, „Myśliński”, Jan Ziółkowski – „Pieg” i „Arab”. Odgrzebać mieli tam zwłoki 12 poległych „Skałowców”. Był wśród nich „Łęczyc”, brat „Myślińskiego”.

Druga ekipa, złożona z „Buńki” i Stefana Włodka – „Kota” pojechała do lasów Sancygniowskich. W pobliżu wsi Zaryszyn odkopać mieli zwłoki 6 partyzantów.

Ekipa „Kuby” wyjechała wojskowym samochodem z trumnami, które zakupiła izba Rzemieślnicza w Krakowie. Zadanie mieli o tyle ułatwione, że „Myśliński” już we wrześniu 1945 roku udał się do Złotego Potoku wraz z dziewczyną, która była sympatią „Łęczyca” w okresie przedskałowskim. Po różnych tarapatach dotarli oni wtedy do ludzi, którym Niemcy nakazali wykopać grób ziemny i pogrzebać w nim zwłoki poległych „Skałowców”. Wykopane szczątki poległych kolegów ułożyła ekipa „Kuby” w czarnych trumnach, załadowanych na ciężarówki wojskowe, przykryto je świeżymi choinkami i cały transport wyglądał na handel choinkami, co chroniło ich od dociekliwych kontroli służby bezpieczeństwa na całej trasie. Kontrole nasiliły się znacznie przy zbliżaniu się do Krakowa. „Kuba” z kolegami nie byli chyba wtajemniczeni w arkana sprawy uzyskania samochodów wojskowych z obsługą do przewiezienia zwłok akowskich partyzantów. Po przyjeździe na miejsce, na Cmentarz Rakowicki, wojskowi odebrali im trumny i postawili przy nich uzbrojone posterunki wojskowe. Ekipie „Kuby” nie udzielono żadnych informacji na temat możliwości urządzenia pogrzebu i nakazano opuszczenie cmentarza.

W swej relacji pisemnej z dnia 29 stycznia 1989 r. podaje „Myśliński”: „Po okresie 8-10 dni, po zgromadzeniu odpowiedniej ilości dodatkowych zwłok, zezwolono na pogrzeb i pochowano we wspólnej mogile tych z AK i tych, którzy mieli zaspokoić ambicje władzy. Aby jednak nie można było oddzielić w przyszłości grobów żołnierzy AK, trumny w grobie ułożono naprzemian. Na grobie postawiono stylizowane, drewniane krzyże....”.

Nieco więcej przygód przeżyli „Buńko” i „Kot”, którzy pojechali ekshumować zwłoki partyzantów pochowanych w lasach Sancygniowskich. W pobliżu wsi Zaryszyn odkopali zwłoki 6 partyzantów i ułożyli je w zabranych z Krakowa drewnianych trumnach. Śmiertelnie zmęczeni wracali do Krakowa wojskowym samochodem. Przy dojeździe do Krakowa zatrzymała ich czekająca z bronią maszynową wojskowa zasadzka, obaj zostali zaaresztowani i pod eskortą zawiezieni na Cmentarz Rakowicki. Przed bramą cmentarna dostrzegli „Powolnego”, który dawał im jednoznaczne sygnały, że powinni podjąć ucieczkę. Spróbowali uciekać, ale zostali natychmiast złapani przez cywilnych funkcjonariuszy i przewiezieni do sławnego już wtedy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy placu Inwalidów. Wybronili się sprytnie ułożoną bajeczką i po długich przesłuchaniach zwolnieni zostali po północy. Nieboszczyków w trumnach aresztowano natomiast w cmentarnej kostnicy. Po kilkunastu dniach zwłoki „Skałowców” i innych ekshumowanych skądś partyzantów AK (ze zgrupowania „Żelbet”, ze 106 Dywizji piechoty AK i innych) oraz kilku żołnierzy Armii Ludowej (AL) zostały w skromnej asyście ponownie pogrzebane we wspólnej mogile na Cmentarzu Rakowickim. W pogrzebie tym ze strony Baonu „Skała” wzięli udział tylko „Powolny” i „Rak” oraz nieliczni przedstawiciele rodzin poległych partyzantów W tym miejscu relacje „Myślińskiego” i „Buńki” całkowicie sie pokrywają. Dla bezpieczeństwa „Powolny” kategorycznie zabronił „Buńce” i „Kotowi” pojawiania się na pogrzebie.

Kilka lat później, w miejscu pogrzebania poległych partyzantów, zbudowano okazały pomnik, a miejsce to przyjęto nazywać Kwaterą Partyzancką. Na skromnych nagrobkach u podstawy pomnika wyryte są w kamieniu ku wiecznej chwale, pseudonimy i nazwiska poległych, a wśród nich Żołnierzy Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej, którzy własne życie złożyli Ojczyźnie w ofierze.

Najczarniejsza jest historia grobu 7 żołnierzy i sanitariuszki „Fiołek”, których zastrzelili w Pieczonogach niemieccy żandarmi z pobliskich Dalewic. Pochowali ich na miejscu zbrodni miejscowi chłopi na polecenie żandarmów, a później patrol Baonu „Skała” złożył ich ciała we wspólnej mogile przy drodze.

Tuż po wojnie - roku nie udało się ustalić - chyba w latach 1945-1947, najprawdopodobniej na prośbę matki „Fiołka”, ponownej ekshumacji jej zwłok dokonał zespół „Skałowców” z „Drozdem”. Składu zespołu nie udało się ustalić i prawdopodobnie nie będzie to już możliwe, bo „Drozd” nie żyje, nie żyje również matka „Fiołka”, a tym samym urywa się ślad sprawy. Szczegóły działanie tego zespołu są więc nieznane. Należy przypuszczać, że tak jak i poprzednio opisane, również i ta odbyła się nocą i bez zgody odpowiednich władz, jako że próby uzyskania takich zezwoleń prowadziły zawsze do nikąd, a mogły tylko wywołać zagrożenie lub represje dla petentów.

Szczątki „Fiołka” przewiezione zostały, nieznanym sposobem do rodzinnego Zabierzowa. Ostatecznie pochowane zostały we wspólnej mogile z „Błyskawicznym” i „Mściwojem”. Wspólny nagrobkowy pomnik znajduje się pod opieką rodzin, kombatantów i miejscowej społeczności. Można tylko snuć domysły na temat tragedii matki, która straciła w tak okrutny sposób ukochana córkę - jedynaczkę.

Ciała pozostałych 7 żołnierzy Baonu „Skała”, którzy zginęli pod Pieczonogami pozostały w przydrożnej mogile. I tu właśnie miał miejsce najbardziej ciemny i ponury etap historii tej mogiły.

W pierwszych powojennych latach podejmowane były próby ekshumacji poległych „Skałowców”. Nie udało się jednak uzyskać zgody władz. „Stasia” i „Powolny” jeździli do Pieczonóg sprawując ociekę nad mogiłą i czyniąc starania o zgodę na ekshumację. W roku 1948 (lub może 1949) staraniem „Stasi” ustawiony został na grobie krzyż z odpowiednim napisem. Wcześniej już uzyskano niesprawdzoną informację, że ciała poległych w Pieczonogaeh żołnierzy Baonu „Skała” zostały potajemnie ekshumowane przez nieznanych sprawców i przewiezione wozami do pobliskich Proszowic, a tam przełożone na wozy wojskowe. Wiele osób potwierdzało tą wersję, nikt jednak nie chciał podać konkretnych szczegółów. O losy szczątków poległych dowiadywały się nieskutecznie rodziny „Alfa” i prawdopodobnie „Kanarka”. Był to szczytowy okres stalinowskiego i rodzimego terroru antyakowskiego. Losy ciał poległych „Skałowców” pozostają do dziś nieznane.

Według jednej z krążących swego czasu wieści, ekshumowane szczątki przewiezione zostały na Cmentarz Rakowicki i tam uznane za zwłoki partyzantów Armii Ludowej i pochowane w Kwaterze Partyzanckiej.

Nawet po śmierci szczątki „Skałowców” poległych za wolność Polski nie zaznały należnego zmarłym spokoju w ojczystej ziemi, prochy zakatowanych w gestapowskich kaźniach: „Iny”, „Dybowskiego” i „Hieronima”, tkwią gdzieś w tym Kraju. Szczątki poległych pod Pieczonogami symbolizowała pusta, przydrożna mogiła z partyzanckim krzyżem. W ciężkich dla akowców powojennych latach trwała jednak i trwa do dziś pamięć „Skałowców” o poległych towarzyszach broni.


Przypisy:

  1. Szwalbic Józef – „Puchacz”: Tragiczna akcja „Błyskawicy” w Zamieściu. Rękopis, Kraków 1989.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi