Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Władysław Dudek, Podchorąży "Zawała" w akcjach


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Rozdział w: Władysław Dudek – „Lenard”, Wspomnienia okupacyjne. Cz. II.



Po powrocie w Miechowskie, poczynając od Prądnika Korzkiewskiego, zaczęliśmy lizać rany po bitwie pod Złotym Potokiem i trudach pięciodniowego odskoku o chłodzie i głodzie, w straszliwym przemęczeniu. Ale młodość i zdrowie czyniły cuda. Po jednodniowym odpoczynku w komfortowej - jak na nasze warunki - stodole gospodarzy Piątkowskich i straszliwym obżarstwie w uroczej dolinie Prądnika, wrócił partyzancki przyjaciel - humor, podkarmiany szczodrze, jawnie okazywaną sympatią tutejszych dziewcząt i życzliwością wszystkich spotkanych ludzi. Właśnie z nadmiaru tych uczuć, rozważne nasze dowództwo podjęło decyzję o przemieszczeniu kwater baonu do Dziewięciołów, a stamtąd, po kilku dniach do pobliskich Wrocimowic. Już w Dziewięciołach i później we Wrocimowicach wznowiono wojskowe szkolenie i ćwiczenia. Rosły kłopoty związane z zaopatrzeniem i wyżywieniem 150-osobowego składu oddziałów i z troską o konieczne zaopatrzenie w cieplejszą odzież na zbliżającą się jesień i zimę. Chodziliśmy dotąd w cienkich mundurach i bez ciepłej bielizny. W takich to okolicznościach około połowy października 1944 polecił kpt. „Koral" napotkanemu „Zawale", by zameldował się u mjra „Skały".

Tak dotąd zawsze aktywny „Zawała" nudził się trochę w baonie. Po krótkiej chorobie wrócił już do normalnego stanu i trochę go ten zastój ponosił. Po Złotym Potoku praktycznie przestał istnieć pluton specjalny przy kompanii „Huragan", bo praktycznie i ona istniała tylko w formie szczątkowej, podobnie jak cały Baon „SKAŁA". A „Zawała" z trudem tylko trwać mógł w tym stanie bojowego bezruchu.

W ostatnich trzech latach stał się „Zawała" jednym z najbardziej rasowych, liczących się - w skali krakowskiego Kedywu - dywersantów. Miał już na swym koncie sporo różnych akcji, w których wykazał niezwykłą odwagę, bojowość i dużo umiejętności dywersyjnych. Żyliśmy - on i ja - od ostatnich lat przedwojennych w narastającej ciągle zażyłości, która przerodziła się wkrótce w serdeczną przyjaźń, trwającą przez wiele dziesięcioleci do dziś. Mimo istotnych różnic psychofizycznych i nawet światopoglądowych, mimo odmiennych sposobów bycia i cech charakterów, ja nabrałem przekonania, że na Kazka liczyć mogę zawsze, zwłaszcza w okolicznościach trudnych, krańcowych i niebezpiecznych. Wyrażam nadzieję, że w wielu ciężkich przygodach, których nie szczędziło nam życie - czasem z naszej winy - nie zawiodłem i ja jego zaufania. W sprawach szczegółowych, w różnych życiowych incydentach, miewaliśmy odmienne spojrzenia lub inne podejścia do otaczających nas zjawisk i problemów. Ale ta wiara, że wzajemnie możemy na siebie liczyć, potwierdzona licznymi doświadczeniami życiowymi, trwa nadal.

W okresie doświadczeń wojennych i okupacyjnych byłem zawsze pełen podziwu dla jego odwagi, lekceważenie niebezpieczeństw zagrażających jemu osobiście, choć z drugiej strony dbał zawsze bardzo o bezpieczeństwo powierzonego mu zespołu.

Brałem z nim udział w wielu różnych akcjach, również takich, z których można było nie wrócić. Ja brałem w nich udział z patriotycznego obowiązku, który wszczepiła mi głównie szkoła i Przysposobienie Wojskowe, obowiązujące w programach gimnazjalnych i licealnych. Sprzyjała temu atmosfera wychowania domowego. W głowie „Zawały" rodziły się inicjatywy różnych działań konspiracyjnych i bojowych z tym - co i u mnie - pobudek patriotycznych, ale również z chęci okazania junackiej zadziorności i niezwykłej odwagi. Do października 1944 brał już „Zawała" udział w wielu znaczących akcjach i zdążył uzyskać uznanie swoich dowódców. Uczestniczyłem z nim w akcji rozpędzania propagandowego zebrania niemieckiego kierownictwa kopalni soli w Wieliczce, z przedstawicielami polskiego nadzoru technicznego w jesieni 1943 r., brałem z nim udział w akcjach z bronią, byłem świadkiem jego rozprawy z bahnschutzem na stacji kolejowej Wieliczka, wspomagał mnie w akcji zdobywania mundurów dla partyzantów z kopalnianej pralni w Wieliczce. Bliżej napisałem na ten temat w Części I moich „Wspomnień okupacyjnych". Pod dowództwem „Marsa" brał zasadniczy udział w akcji napadu na wyższego urzędnika administracji niemieckiej, Ulricha w Wieliczce, no i wreszcie brał udział w akcji wysadzenia i wykolejenia pociągu z generalnym gubernatorem Hansem Frankiem w Grotkowicach pod Krakowem (29 stycznia 1944 r.).

Wymieniłem tu tylko niektóre akcje, w których brał udział Kazek - „Zawała". Z uwagi na brak czasu pominąłem dziesiątki innych zdarzeń z jego życia konspiracyjnego i partyzanckiego. Byłem osobiście świadkiem wielu z nich.


Akcja „Młyn w Waganowicach"

Z takim bagażem dokonań bojowych otrzymał w połowie października 1944 od mjra „Skały" kolejne zadanie do wykonania. Jak to tego doszło i z jakim rezultatem, opowiedział on własnymi słowami w książce wspomnieniowej [str. 165]. Jego relacja nosi tytuł: Akcja „Młyn w Waganowicach ". Oto ona:

Kazimierz Lorys, Akcja "Młyn w Waganowicach"

Świadomie dołączyłem do moich wspomnień okupacyjnych - część II całą relację „Zawały" w jego własnym opracowaniu. Tekst ten najlepiej prezentuje jego kwalifikacje wojskowe i dywersyjne, a zarazem wszystkie pozytywne cechy jego charakteru: odwagę, talenty organizacyjne, umiejętności dowódcze i odpowiedzialność.


„Akcja Skrzeszowice”

Zaledwie w kilka dni po akcji w Waganowicach, w drugiej połowie października, otrzymał „Zawała" kolejne zadanie. On sam miał zawsze świadomość, że z każdego z nich może już nie być powrotu, a mimo to każde przyjmował z werwą i ochotą. Można powiedzieć, że wyżywał się w konspiracyjnej i dywersyjnej „robocie". Każda była źródłem podniety, wyzwalała w nim dodatkową energię i pomysłowość. Tak było i tym razem. Fantastyczny wręcz przebieg zdarzeń związanych z ostatnią misją patrolu złożonego z ppor. „Wierzby", ppor. „Dewajtisa" (obaj cichociemni) i pchor. „Zawały" jest na tyle nieprawdopodobny, że mógłby rodzić domysły opowieści podkoloryzowanej. Ale na wszystko są naoczni, obiektywni świadkowie. Podobnie jak w relacji z poprzedniej akcji „Zawały" zacytuję tu wyjątki z własnej jego opowieści pt. Akcja Skrzeszowice, opublikowanej w powoływanej już pracy.

Kazimierz Lorys, Akcja Skrzeszowice

Dodam do tej relacji parę słów mojego komentarza. Po wyjeździe „Zawały" na opisaną wyżej akcję zmieniliśmy miejsce postoju (m.p.). Noc spędziliśmy w obszernej stodole pełnej siana i słomy. Ale spało się kiepsko, bo mocno dokuczał chłód październikowy. Wróciliśmy już do odwiecznych ludzkich obyczajów, w których - poza wyjątkowymi przypadkami - jada się co najmniej trzy razy dziennie, w tym chociaż jeden gorący posiłek. Na kwaterze wyżywienie było znośne, ale chłód i kiepska pogoda sprowadziły nas pod dach stodoły. Partyzanci, z wyjątkiem drużyn służbowych, leżeli zakopani w sianie lub słomie i toczyło się równolegle kilka wątków głośnych rozmów. Jak przystało na młodych ludzi, służbowy temat rozmów stanowiły intymne sprawy damsko-męskie, pieprzne kawały na różne tematy chętnie słuchane dyskusje na temat wartości smakowych różnych, od miesięcy niedostępnych dla nas, potraw.

Po południu, niespodziewanie na kwaterze pojawił się „Zawała". Napadliśmy go zaraz, by zdał sprawozdanie z ostatniej delegacji.

- Kazek! Powiedz skąd wracasz. Przecież nie było cię kilka dni, a może zahaczyłeś o Wieliczkę? - zadałem mu kilka na raz niecierpliwych pytań.

- Powoli, powoli. Wiem o co ci chodzi, ale w Wieliczce nie byłem - odpowiedział z zagadkowym uśmiechem. Grupka ciekawych była coraz liczniejsza.

- Tak naprawdę to wróciłem z bardzo daleka, no i chwała Bogu, bo niewiele brakowało, a sprawę relacjonowałby kto inny. Nasza ciekawość rosła, a on, trochę się z nami drocząc powiedział:

- Jak byście co postawili, to może bym opowiedział, ale tak na sucho? Niestety musiało się to opowiadanie odbyć na sucho, bo w całym oddziale nie znalazłby chyba nikt ani kropli trunku. Tak więc „Zawała" opowiedział nam, w wielkim skrócie, historię, która wydarzyła mu się w skrzeszowickim stützpunkcie. I chyba nie było wśród słuchających go partyzantów ani jednego, który miałby choć cień wątpliwości, a jego reputacja dywersancka jeszcze się umocniła.


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi