Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Stanisław Dąbrowa-Kostka (1972), Specjalność iberalesy


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Rozdział w: Stanisław Dąbrowa-Kostka, W okupowanym Krakowie



Składający się z 38 tomów dziennik Hansa Franka obrazuje czas hitlerowskich rządów w Polsce. Autor przekazał szczegóły zadziwiające precyzją bezwzględnych metod stosowanych przez świadomych czynu cynicznych zbrodniarzy. W powodzi najróżniejszych faktów znajdziemy tam informację o spotkaniu ministra propagandy Rzeszy dra Paula Josepha Goebbelsa z generalnym gubernatorem drem Hansem Frankiem w Łodzi, 31 października 1939 r. Podczas spotkania dyskutowano o problemie „polityki kulturalnej" wobec Polaków. Goebbels przekazując wytyczne Hitlera oświadczył:

„...cała polska organizacja rozpowszechniania wiadomości musi zostać zdruzgotana. Polakom nie należy pozostawiać aparatów radiowych... prasy, która wyrażałaby jakiekolwiek poglądy. Należy ich pozbawić teatrów, kin i kabaretów, by im nie przywodzić ustawicznie na oczy tego, co utracili..."

Pierwszy numer zwanej pogardliwie „Podogońcem" gazety zatytułowanej „Goniec Krakowski" ukazał się 27 października 1939 r.[1] Celem tego drukowanego w języku pol-skim pisma codziennego było utwierdzenie Polaków w przekonaniu o niezniszczalnej hitlerowskiej wszechpotędze oraz informowanie o aktualnych nakazach i życzeniach zwycięzców. W lutym 1940 r. ukazał się „Ilustrowany Kurier Polski". Był to tygodnik o tym samym przeznaczeniu. Z czasem Niemcy uruchomili jeszcze pornograficzny tygodnik „Fala". Tym trzem pełnym kłamliwych informacji i komunikatów gadzinowym piśmidłom przeciwstawiła się podziemna prasa polska, która w samym Krakowie liczyła około 125 tytułów i rozpowszechniana była w ogromnych nakładach.

Latem 1940 r., w dniach zwycięskiej hitlerowskiej ofensywy na froncie francuskim, między drobnymi ogłoszeniami na ostatniej stronie „Gońca Krakowskiego" opublikowany został następujący anons:

Specjalista Władysław Sikorski garbuje skórę dzikich zwierząt. Specjalność: iberalesy[2]Kraków, Veit-Stoss Str. 34-1343 k.

Niepozorne ogłoszenie pojawiło się w szczególnym czasie. Społeczeństwo polskie nie zdołało jeszcze ochłonąć po klęsce wrześniowej. Pogrom Francji był nowym, potężnym ciosem. Malutki anons przypominał jednak, że nasi walczą nadal.

Autorem dowcipu był Witold Skrzyniarz, emerytowany wicesekretarz zarządu miasta Krakowa. Hitlerowcy nie od razu zrozumieli sens ogłoszenia. Podobno najróżniejsze okupacyjne władze długo poszukiwały mającego odwagę reklamować w prasie swe usługi nielegalnego garbarza, ale podany adres okazał się fałszywy- dom przy ulicy Poselskiej („Veit-Stoss Strasse") 34 w ogóle nie istniał. Później sprawę przejęło Gestapo. Podjęto poszukiwania za autorem anonsu, lecz długotrwałe śledztwo nie dało rezultatów.

Z końcem stycznia 1943 r. na ostatniej stronie „Ilustrowanego Kuriera Polskiego" wydrukowano podpisany przez Eugeniusza Kol. akrostych, którego wiersze rozpoczynały się od liter tworzących hasło: Polacy - Sikorski działa.

Poemacik przemycony został po zmyleniu czujności niemieckiego redaktora naczelnego IKP i jego szpiclów. Autorem akrostychu był współpracujący dorywczo z gadzinówką poeta Eugeniusz Kolanko, pseudonim „Bard", który działał wówczas czynnie w krakowskich Szarych Szeregach. Niestety, o złośliwym figlu dowiedzieli się Niemcy nieco przedwcześnie i rankiem 23 stycznia przystąpili do akcji zmierzającej do konfiskaty całego nakładu. W redakcji udało im się przechwycić większość egzemplarzy, lecz znaczne partie tygodnika były już w ekspedycji.

Gestapo szalało. Pogoń za czasopismem objęła natychmiast cały Kraków, a potem teren całego GG. Spowodowało to, oczywiście, zwiększone zainteresowanie gazetą, której pewna ilość egzemplarzy zdążyła trafić do czytelników. Zagadkę rozszyfrowali Polacy szybko. Uratowane egzemplarze krążyły z rąk do rąk.

W tym samym roku, na dwa dni przed uroczyście obchodzonymi przez Niemców urodzinami Hitlera, na murach miasta rozklejono obwieszczenie. Z treści afiszów wynikało, że Propagandaamt organizuje dla Niemców z Krakowa wycieczkę do Oświęcimia, dla zapoznania ich z najnowszymi osiągnięciami III Rzeszy w dziedzinie mordowania bezbronnych ludzi. Obwieszczenia łudząco przypominały afisze niemieckie i policja przez długi czas nie orientowała się, że pochodzą one z drukarni konspiracyjnej.

Miarą jakości tego propagandowego chwytu, a także miernikiem niemieckiej mentalności może być fakt, że na punkty zborne wyznaczone w dywersyjnych plakatach zgłosiły się rzeczywiście grupy amatorów makabrycznej „wycieczki".

4 lipca 1943 r. rozkolportowano w Krakowie fałszywe nadzwyczajne wydanie okupacyjnej gadzinówki „Goniec Krakowski", przygotowane przez BIP i wydrukowane w tajnych Wojskowych Zakładach Wydawniczych AK[3]. Akcję znakomicie zaplanowano i wykonano. Gazeciarzami byli chłopcy i dziewczęta z Szarych Szeregów. Ich dziecinny wygląd uśpił czujność bezustannie węszącego wroga. Kolporterzy mieli ściśle określone rejony działania, w których znalazły się uzbrojone patrole dywersyjne mające osłaniać trwającą zaledwie pięć minut operację.

Typując „gazeciarzy" w swoim podgórskim „Roju" „Jacek" wybrał najmłodszych. Starszych chłopców przeznaczył do obstawy.

„Telimena" otrzymała ok. 30 egzemplarzy. Sprzedawać miała w rejonie ulic Librowszczyzna i Zyblikiewicza oraz w okolicy gmachu PKO; zacząć punktualnie o godzinie 15.55, o 16.00 zejść ze stanowiska niezależnie od rezultatów. „Jacek" powiadomił ją, iż jest chroniona przez uzbrojonych chłopców. Jej sąsiadką była 16-letnia harcerka „Liszka".

O oznaczonym czasie „Telimena" wyjęła spod płaszcza plik gazet zachęcając przechodniów do kupna. W roli gazeciarki nie czuła się najlepiej, krępował ją fakt pobierania pieniędzy. Nie miała wprawy, więc po pięciu minutach, mimo najlepszych chęci, zostało jej jeszcze kilkanaście egzemplarzy. Wiedziała, że akcja jest zsynchronizowana i trzeba kończyć, nie chciała jednak meldować się u „Jacka" z gazetami. Biegiem opuściła swój rejon dążąc ku poczcie. Podeszła do zgromadzonej na przystanku grupy ludzi i poczęła rozdawać „Gońce" nie żądając zapłaty. Ci, choć zdumieni zachowaniem dziewczyny, brali jednak gazetę. Niektórzy grzebali po kieszeniach za pieniędzmi. Nagle ktoś zagadnął małą po niemiecku i silnie chwycił za ramię. Nadjechał tramwaj. „Telimena" szarpnęła się. Mężczyzna krzycząc niezrozumiale próbował ją przytrzymać, lecz skoczyła w tłum, a chwilę później dopadła jadącego tramwaju. Pełna wrażeń wysiadła dopiero na Bronowicach.

Sukces był pełny. Zaskoczeni hitlerowcy nie zdołali nigdzie przeszkodzić w akcji, nie udało im się też ująć nikogo z jej wykonawców. Kilkaset egzemplarzy fałszywego „Gońca" krążyło potem z rąk do rąk rozentuzjazmowanych krakowian i stanowiło widomy znak sprawności organizacyjnej żołnierzy Polski Walczącej.

W roku 1940 Hans Frank wydał obszerne zarządzenie traktujące o „potrzebach kulturalnych Polaków", przeznaczone do użytku służbowego władz niemieckich. Troskliwy władca uważał, że Polakom trzeba udostępnić jakieś rozrywki, aby odciągnąć ich od konspirowania przeciw Rzeszy. Nie miał zastrzeżeń przeciw obniżaniu poziomu lub erotyzowaniu imprez obsługiwanych przez artystów polskich, ale filmy musiały być cenzurowane przez hitlerowski Propagandaamt. Gdy jednak tysiące Polaków ginęło w obozach koncentracyjnych i katowniach gestapowskich, gdy trwała śmiertelna walka o istnienie i obowiązywała żałoba narodowa, nie wolno było ulegać podstępnym chwytom nieprzyjaciela. Pod pręgierzem opinii publicznej znaleźli się artyści idący na służbę najeźdźcy, piętnowani byli konsumenci taniej pseudosztuki. Trwał bojkot kin. Czasem widzów atakowano ulotkami, czasem sięgano do środków ostrzejszych. Z początkiem września 1943 r. w kinie „Uciecha", przy ulicy Starowiślnej, szedł ckliwy niemiecki melodramat Kochaj mnie. W kinie „Atlantic", przy ulicy Stradom, wyświetlano głupawy film Cyrkowcy, w „Apollo", przy ulicy Tomasza, film Z miłości do dziecka, w „Sztuce", przy ulicy Jana, równie kiepskie Prawo młodości. Przed każdym z filmów wyświetlano hitlerowską kronikę demonstrująca niezłomną potęgę III Rzeszy.

Minęła właśnie czwarta rocznica najazdu na Polskę. Wśród wielotysięcznej masy zgnębionych okupacją krakowian byli i tacy, którzy udawali, że nie wiedzą o zarządzonym przez Kierownictwo Walki Cywilnej bojkocie lub - wiedząc o nim - nie zamierzali mu się podporządkować. Tym razem do akcji weszły patrole Kedywu por. „Powolnego" i por. „Czesława". Uderzyły dnia 9 września, podczas ostatniego seansu, niemal równocześnie wzniecając na widowniach pożary, na krótko po rozpoczęciu projekcji. W kinach zapanował popłoch. Kinomani uciekali w płonących ubraniach, gubili po drodze czapki, torebki, nawet buty, wybijali szyby. Wszędzie interweniowała wezwana natychmiast straż pożarna. Amatorzy niemieckich filmów zaklinali się potem publicznie, że na dłuższy czas mają dosyć takiej rozrywki.

W kinie „Wanda", przy ulicy Gertrudy, wyświetlano film Hansa Mosera i Irenę von Meyendorf Marzenie numerowego. Kilka dni po akcji w „Uciesze", „Sztuce", „Apollo" i „Atlanticu" do kabiny projekcyjnej kina „Wanda" przedostał się „Orlik" z „Leśnikiem". W obecności sterroryzowanego pistoletem operatora stłuczono soczewki, zniszczono cenne urządzenia i zdemolowano pedantycznie całą aparaturę.

Jednym z bardzo licznych zakazów i ograniczeń godzących w społeczeństwo polskie była surowo przestrzegana przez okupanta godzina policyjna, której czas zmieniał się w zależności od aktualnych kaprysów hitlerowskiej władzy Za łamanie przepisów w tej sprawie groziła śmierć.

Mimo to właśnie noc była porą działania polskich patrol: propagandy ulicznej piszących na murach antyhitlerowskie hasła i rozlepiających ulotki. Żołnierze konspiracji dysponowali produkowanymi przez własne komórki legalizacyjne fałszywymi przepustkami nocnymi[4], lecz najpewniejszą przepustkę w takiej robocie stanowił sprawny pistolet.

Rankiem 15 października 1943 r. znowu ukazało się w Krakowie ogromne obwieszczenie ze sfałszowanym podpisem Franka. Było to Rozporządzenie o statusie prawnym Polaków. Generalny gubernator powołując się na § 5 ustępu l dekretu Hitlera z dnia 12 października 1939 r. i cytując odnośny „Dziennik Ustaw Rzeszy" „rozporządził":

„I - Zamieszkała na obszarze Generalnej Guberni ludność polska nie jest narodem. Prawa i obowiązki tej ludności normują przepisy niniejszego rozporządzenia.

II - Ludność polska nie może zajmować mieszkań odpowiadających wymaganiom członków narodu niemieckiego. Mieszkania te, wraz z całym urządzeniem, przeznaczone są dla Niemców uciekających przed terrorystycznymi nalotami Anglosasów.

III - Ponadto ludność polska nie ma prawa: 1) Ubierać się po europejsku. Resztki pozostałego odzienia będą użyte dla produkcji wojennej. Polacy muszą się ubierać według mody środkowoafrykańskiej murzynów. 2) Odżywiać się własnymi produktami spożywczymi. Będą one grabione dla dalszego lukratywnego utrzymania urzędników niemieckich. Dotychczasowe głodowe przydziały na bony znosi się. 3) Korzystać z opału w czasie zimy. Zima 1943/44 będzie w Generalnej Guberni tak gorąca, jak gorące były przeżycia niemieckiego korpusu afrykańskiego w Libii, Trypolisie i Tunisie.

IV - Ludności polskiej zabrania się: 1) Oddychać świeżym powietrzem zarezerwowanym dla naszego lotnictwa. 2) Korzystać z wody wiślanej niezbędnej dla skutecznej działalności niemieckiej floty podwodnej. 3) Myć się mydłem, które zastąpione będzie przydziałem 50-ciu gramów piasku na osobę miesięcznie. 4) Spać w nocy, wobec obowiązku oczekiwania w każdej chwili odwiedzin Gestapo. 5) Myśleć rozumnie. Właściwość ta nie znana narodowi niemieckiemu jest również zbędna u Polaków. 6) Umierać śmiercią naturalną bez zezwolenia właściwego Arbeitsamtu z uwagi na stałe zapotrzebowanie na białych niewolników do pracy w Wielkiej Rzeszy. 7) Stosować samoobrony zbiorowej przeciw policji niemieckiej i gestapo.

V - Kto przekracza przepisy niniejszego zarządzenia, podlega karze śmierci.

VI - Pod karą śmierci zabrania się Reichs-Volks i Stammdeutschom zrywania i niszczenia tego rozporządzenia.

VII - Z chwilą okupacji Rzeszy Niemieckiej przez wojska alianckie, a w szczególności przez armię polską, przepisy niniejszego rozporządzenia będą miały odpowiednie zastosowanie do ludności niemieckiej na całym obszarze przyszłej Małej Rzeszy.

VIII - Rozporządzenie niniejsze wchodzi w życie wstecz, poczynając od dnia l września 1943 roku, jako czwartej rocznicy najazdu Hunów na Polskę".

Przed wywieszonymi nocą afiszami przystawali zdumieni przechodnie, potem odchodzili rozglądając się i kryjąc śmiech. Niemcy zorientowali się dopiero po paru godzinach. Zgraja cywilnych szpiclów i uzbrojonych po zęby policjantów ruszyła w pogoń za plakatami. Napotkane druki z pasją zdrapywano z murów zacierając po nich każdy ślad.

Propagandową akcję publicznego kolportażu fałszywego „Gońca Krakowskiego" (nr 282, 1943) powtórzono ponownie w dniu l grudnia. Drukowaną przez Tajne Wojskowe Zakłady Wydawnicze gazetę sporządzono znowu w sposób imitujący do złudzenia okupacyjną gadzinówkę, na takim samym papierze, taką samą czcionką, z dobrze wszystkim znanym czerwonym nagłówkiem.

Młodzi żołnierze konspiracji - tak jak poprzednio - pojawili się na ulicach tuż przed prawdziwymi gazeciarzami i w ciągu kilku minut bezbłędnie wykonali swoje zadania. Znowu zaskoczono Niemców, którzy i tym razem nie zdołali przeszkodzić akcji i wpaść na trop jej wykonawców. Znowu sterroryzowane i zgnębione społeczeństwo dostało kolejny zastrzyk wiary w lepsze jutro.

Tytuł artykułu wstępnego głosił, tłustym drukiem, że „nie ma bezpieczeństwa Europy bez wielkich Niemiec". Autor powołując się na doniesienia agencji „Telepress" z Berlina informował czytelników o listopadowych przemówieniach Stalina, Churchilla, Roosevelta i Hitlera, a także o przemówieniach wygłoszonych przez kilkunastu ministrów obu walczących stron. Poświęcając szczególnie dużo uwagi mowie Hitlera podkreślał, że hitlerowski Propagandaamt nie dość dokładnie podał do wiadomości publicznej mowę führera opuszczając na przykład zdanie, w którym Hitler stwierdził, iż „jeśliby niemiecki naród miał się załamać, nie wyleje z tego powodu ani jednej łzy, gdyż oznaczałoby to, że zasłużył on na swój los".

Strony środkowe gazety zawierały artykuły zamieszczone pod wyraźnymi i niedwuznacznymi tytułami. Były tam, zaopatrzone w znane czytelnikom prasy podziemnej ilustracje, artykuły mówiące o walczącej na wszystkich frontach świata armii polskiej oraz omawiające sprawy polskie na obczyźnie, a także komunikaty i obwieszczenia Kierownictwa Walki Podziemnej ukazujące cele i charakter walki w kraju, a równocześnie stanowiące ostrzeżenie dla kolaborujących z okupantem.

Zakończenie strony trzeciej stanowił niewielki artykuł redakcyjny informujący o charakterze wydawnictwa, które stanowiło dowód organizacji, żywotności i siły Walczącej Polski Podziemnej.

Prawdziwym curiosum była strona ostatnia, która zawierała ogłoszenia drobne[5]. Informowały one między innymi, że „kandydatom na śmierć od bomb angielskich ułatwia wyjazd do Rzeszy Biuro Informacyjne złożone z samych oszustów, prowokatorów i innych volksdeutschów przy Krakau-Burgstrasse nr 60", że „pralnia nur für Deutsche" przeniesiona została z Tunisu i Sycylii na wszystkie fronty, a wiadomości na ten temat udziela radio londyńskie, że we wszystkich księgarniach dostać można wydanie Mein Kampf z roku 1943 pod nowym tytułem: Kaput, że „obrazy, rzeźby, antyki, drogie tkaniny, zabytki biblioteczne, broń starą, wyroby ze złota i srebra - zabezpieczają i pielęgnują na lewo w muzeach polskich, zbiorach prywatnych i kościołach: dr Gustaw Barthel z Wrocławia, dr Anton Krauss z Wiednia, dr Werner Kudlich z Opawy, dr Erich Meyer-Heisig z Wrocławia, dr Josef Mühlmann z Salzburga, dr Günther Otto z Wrocławia, dr Karl Pollhammer z Wiednia i Rudolf Prihoda z Opawy - przy czym służą im dorywczo pomocą: prof. dr Hans von Demel z Wiednia, dr Kurt Dittmer z Berlina, prof. dr Dagober Frey z Wrocławia, prof. dr Arthur Haberlandt z Wiednia, dr Edward Holzmaiz z Wiednia, dr Josef Mader z Wiednia i dr Leopold Ruprecht z Wiednia".

W oparciu o znakomicie dobrane materiały wywiadowcze piętnowano żerujących na okupacyjnej rzeczywistości hitlerowskich zbrodniarzy, morderców, złodziei. Znalazło się tam nazwisko Wächterowej, która rabowała dzieła sztuki z krakowskich muzeów i zbiorów prywatnych, nazwisko komendanta obozu żydowskiego na Woli Duchackiej, osławionego mordercy Götha, złodzieja, łapówkarza i sadysty! Baudienstinspektora kamieniołomów na „Libanie", Brunona Benecka, a także nazwiska zbrodniarzy i morderców SS-Obersturmführera Heinemeiera i Baudienstinspektora Joachima Thuma.

Mimo ciętej satyry ogłoszenia drobne ostatniej strony dywersyjnego „Gońca" zionęły grozą, ukazywały straszną sytuację, w jakiej znalazło się społeczeństwo polskie, demaskowały prawdziwe oblicza zbirów będących w okupowanym kraju wciąż jeszcze panami życia i śmierci. Ujawniając zbrodniarzy przypominano, że odpowiedzią na terror okupanta będzie odwet, że sprawiedliwość dosięgnie ich nawet po latach, a wobec najniebezpieczniejszych polakożerców i kolaborantów zastosowane zostaną represje doraźne.


Przypisy:

  1. W dniach od 8 do 13 września 1939 r. ukazało się pięć kolejnych numerów „Dziennika Krakowskiego". 14 września wznowił okupant, pod kolejnym numerem 246, druk przedwojennego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego". Ostatni, numer 282 popularnego przed wojną IKC zamieścił w dniu 26 października, na pierwszej stronie, Proklamację Gubernatora Generalnego, drukowaną po polsku i niemiecku. Następnego dnia, 27 października 1939 r., ukazał się pierwszy numer gadzinówki „Goniec Krakowski", która wychodziła do dnia 18 stycznia 1945 r.
  2. „über alles" - czyli ponad wszystko. Sparafrazowany ten zwrot zaczerpnięty z niemieckiej pieśni - podano w ogłoszeniu fonetycznie, w brzmieniu polskim, zapewne w celu zmylenia cenzora.
  3. Nakłady fałszywego „Gońca Krakowskiego" wykonała drukarnia krakowskich Tajnych Zakładów Wydawnictw Wojskowych AK, która mieściła się we wsi Kosocice, ok. 5 km na południowy wschód od Krakowa. W przygotowywaniu dywersyjnej gadzinówki dopomogła czynnie drukarnia Edwarda Jantona w Wieliczce. Podstawowym zadaniem drukarni TZWW w Kosocicach był druk „Małopolskiego Biuletynu Informacyjnego", który ukazywał się co tydzień w nakładzie ok. 3500 egzemplarzy. Nadto drukarnia ta drukowała miesięcznik „Służba Kobiet" oraz najrozmaitsze ulotki w wielotysięcznych nakładach.
  4. W pierwszych latach okupacji uzyskanie fałszywych dokumentów było sprawą trudną. Z czasem służba „legalizacji" rozbudowała się znacznie i umiała zaspokajać niemal wszystkie potrzeby konspiracji. Pod koniec wojny „komórki legalizacyjne" działały już na wszystkich szczeblach organizacyjnych.
  5. Redaktorem ostatniej strony fałszywego „Gońca Krakowskiego" nr 282 1XII 1943 r. był prof. Tadeusz Seweryn „Socha".

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi