Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Stanisław Dąbrowa-Kostka (1972), Der Höhere SS-und Polizeiführer i kodeks gubernatora


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Rozdział w: Stanisław Dąbrowa-Kostka, W okupowanym Krakowie



(Zamach na Friedricha Krügera)

Przypadająca na dzień 20 kwietnia 1943 r. kolejna rocznica urodzin Hitlera „uświetniona” została w stolicy GG Krakowie dokonanym w biały dzień zamachem na podsekretarza stanu dla spraw bezpieczeństwa w rządzie GG, szefa SS i policji, który posiadał absolutne pełnomocnictwo himmlerowskie, zbrodniarza hitlerowskiego SS-Obergruppenführera Friedricha Wilhelma Krügera.

Uderzenie przeprowadzili żołnierze krakowskiego ośrodka oddziału dyspozycyjnego Kedywu „Kosa-30”, którym dowodził por. „Felek”. Jadący samochodem Krüger zaatakowany został przy pomocy „filipinek” i ciężko ranny. Akcja wykonana w połowie drogi między Wawelem a gmachem Akademii Górniczej stała się groźnym memento dla pewnych siebie okupantów.

Niewielki oddziałek „Kosa-30” działał w Krakowie od jesieni 1942 r. przygotowując się do przeprowadzenia zamachów na Franka i Krügera. Akcję, jak zwykle, poprzedzało szczegółowe rozpoznanie. Por. „Felek” dysponował swoim człowiekiem na Wawelu. „Góral”, „Jędrek”, „Antek”, „Leon”, „Ziutek” oraz „Lisek” obserwowali trasy przejazdu obu dygnitarzy starając się dostrzec i zapamiętać najdrobniejsze nawet szczegóły. Meldunki przekazywali codziennie por. „Stanisławowi” w jego mieszkaniu przy ulicy Pańskiej 7, ppor. „Julianowi” przy Kremerowskiej 10, a także por. „Felkowi”, który mieszkał wówczas na Bronowicach. Przygotowania kontrolowane były przez przyjeżdżających kilkakrotnie z Warszawy oficerów Kedywu KG AK: kpt. „Andrzeja” i kpt. „Jerzego”.

Uzyskane początkowo informacje wskazywały, że siedziba Krügera znajduje się w Pałacu pod Baranami. Napadu postanowiono więc dokonać obok kościoła Św. Anny. Po wykonaniu zadania zespół miał sforsować mur i ogrodami odskoczyć na podwórze, następnie wycofać się na ulicę Szewską i wmieszać w tłum przechodniów. Miejsce było idealne. Poczyniono już daleko idące przygotowania i podzielono role, ale do akcji nie doszło. Pod Baranami urzędował Krüger, lecz nie ten.

Podjęto dalsze rozpoznanie. Teraz udało się już z całą pewnością ustalić, że der Höhere SS-und Polizeiführer Krüger mieszka na Wawelu, a urzęduje przy „Aussenring 30 im Gebaude der früheren Bergakademie”, to jest w gmachu dawnej Akademii Górniczej. Zebrano nadto najdrobniejsze szczegóły dotyczące jego osoby. Ustalono czas i trasę przejazdu z Wawelu do gmachu rządu GG, wygląd i numer samochodu oraz miejsce jego parkowania, a także uzyskano szereg innych informacji mogących mieć znaczenie dla akcji.

Po dokonaniu analizy terenu, opierając się na zdobytych informacjach, por. „Felek” opracował plan uderzenia. Na miejsce akcji wybrano róg ulicy Wygoda i alei Krasińskiego. Porucznik zakładał, że zamachu dokonają dwaj żołnierze, którzy rzucą na jadący samochód Krügera bombę. Zamachowców miało chronić nieliczne ubezpieczenie. Bezpośrednio po akcji zespół miał się rozproszyć utrudniając w ten sposób pościg.

4 kwietnia przybył z Warszawy por. „Jurek” przywożąc decyzje dowództwa. Płk „Philips” zatwierdził plan i nakazał niezwłoczne wykonanie zadania. Dwie „filipinki” przywiozła „Władka”.

Pierwszy termin wyznaczony został na 6 kwietnia. Przed godziną 8.00 zamachowcy byli już na stanowiskach. „Jędrek” z „Góralem” spacerowali u wylotu ulicy Wygoda utrzymując łączność wzrokową z usytuowanym u zbiegu ulic Retoryka i Wygoda por. „Stanisławem”. Ten ostatni obserwował stojącego w głębi placu Kossaka „Felka”, który miał dać znak, że Krüger nadjeżdża. Nie opodal znajdował się „Jurek”, który miał wgląd w ulicę Powiśle, w kierunku Wawelu. Jego zadaniem było zaalarmowanie „Felka”. W pobliżu stanowiska „Stanisława” był jeszcze „Julian”.

Cały zespół znał doskonale swe zadania. Role wszystkich żołnierzy zostały drobiazgowo podzielone i zsynchronizowane. Podany przez „Jurka” sygnał miał dotrzeć błyskawicznie do zespołu uderzeniowego, a więc do „Jędrka” i „Górala”. Po wykonaniu zadania obaj ci żołnierze, wysunięci na najbardziej niebezpieczną pozycję, osłaniani być mieli przez „Stanisława” i „Juliana”.

Oczekiwano ponad dwie godziny. Po 10.00 „Stanisław” przekazał polecenie zejścia z posterunków. Dalsze pozostawanie w silnie strzeżonej dzielnicy niemieckiej było bardzo ryzykowne. Kręciły się tam bezustannie liczne patrole hitlerowskie, które strzegły zarówno siedziby Franka i jej najbliższej okolicy, jak też i innych obiektów zajętych przez władze okupacyjne.

W ciągu najbliższych jedenastu dni zespół wytrwale zajmował niebezpieczne stanowiska i wyczekiwał, ale Krüger nie pojawiał się...

17 kwietnia „Felek" zakomunikował żołnierzom, że zasadzka zostaje zawieszona do 20 kwietnia. Według otrzymanych przez niego informacji tego dnia w gmachu rządu GG odbyć się miały uroczystości z okazji urodzin Hitlera, w których udział Krügera był pewny.

20 kwietnia, tuż przed godziną 8.00, mieszkająca przy ulicy Retoryka „Krysia” przekazała „Góralowi” ukryte w dwóch pięknych bukietach „filipinki”. Tego dnia zespól był mniej liczny - nie było „Juliana”, który natrafił na nieprzewidziane przeszkody w miejscu swego zatrudnienia i nie mógł przybyć w oznaczonym czasie. Zmiana ta spowodowała, że bezpośrednią osłonę „Górala” i „Jędrka” przejął sam „Stanisław”.

Minuty wyczekiwania ciągnęły się przeraźliwie długo. Na rogu ulicy Wygoda i alei Krasińskiego znajdowała się szkoła im. Jana Kantego zamieniona przez hitlerowców na magazyny i warsztaty mundurowe Waffen-SS. Nagle ze szkoły wyszedł mieszkający tam dawny jej woźny - Sejdor. „Góral” i „Jędrek” już znali jego sylwetkę i zdawali sobie, doskonale sprawę z tego, że i on musiał zaobserwować snujących się tu od pewnego czasu młodych ludzi. Po chwili jednak Sejdor odszedł. Przy ulicy Wygoda pracowali przy karczowaniu pniów robotnicy. Wokół przechodzili umundurowani Niemcy i trudni do określenia cywile...

Zdawało się, że i tym razem akcja nie dojdzie do skutku. Wyznaczony na wyczekiwanie limit czasu dobiegał końca, a Krüger nie nadjeżdżał. Ogromna koncentracja uwagi, wielkie napięcie nerwów podczas niemal dwugodzinnego trwania na niebezpiecznym posterunku powodowały straszliwe zmęczenie. „Jędrek” z „Góralem” obserwowali przecież każdy, najmniejszy nawet ruch w zasięgu swych posterunków nie spuszczając równocześnie wzroku ze „Stanisława”.

Piętnaście minut przed dziesiątą „Stanisław” sięgnął do kieszeni i wyjął chusteczkę. Przekazał sygnał i ruszył w kie-runku alei. „Jędrek” z „Góralem" podnieśli ukryte za parkanem bukiety i całą uwagę skoncentrowali teraz na wylocie alei od strony mostu Dębnickiego, skąd nadjechać miał wiozący dygnitarza samochód.

Chodnikiem przeszło dwóch umundurowanych Niemców, jakiś cywil wszedł do bramy króciutkiej uliczki Wygoda. „Stanisław” był już tuż za nimi.

W perspektywie ulicy ukazał się odkryty Mercedes. Jechał szybko. Po chwili dostrzegli Krügera. Rzucone „filipinki” eksplodowały niemal równocześnie z tyłu wozu. Z okien okolicznych domów posypały się szyby. Okna szkoły wyleciały z ramami. Mercedes przebył niewielką jeszcze odległość, zjechał z jezdni i zatrzymał się.

„Stanisław” nakazał odskok. Zamachowcy biegli ulicą Wygoda, przy akompaniamencie strzałów z mieszkań nie-mieckich przy alei Krasińskiego. Oszołomiony wybuchem i ranny „Jędrek” niezbyt umiejętnie korzystał z osłony, jaką dawały załamania murów. Dopadł go i przewrócił umundurowany Niemiec, który usiłował przytrzymać leżącego, lecz na czas interweniował zamykający odwrót „Stanisław”. Po jego strzale napastnik pozostał na bruku.

Z zagrożonego terenu udało się szczęśliwie ujść wszystkim uczestnikom akcji. Po pewnym czasie dotarli oni bez przeszkód do swych kwater i domów. Jeszcze tego samego dnia przesłano do dowództwa meldunek o wykonaniu zadania, a w dniu 22 kwietnia, zgodnie z rozkazem, żołnierze krakowskiej grupy „Kosa-30” wyjechali do Warszawy.

Mimo błyskawicznej reakcji policja niemiecka nie uzyskała nic. Przeprowadzona w okolicy zamachu potężna obława pozostała bez rezultatów. Rewidowano okoliczne domy, szczególnie dokładnie przetrząsano piwnice i strychy. Nie ominięto nawet magazynu mundurowego Waffen-SS przesłuchując - między innymi - komendanta tej placówki Geislera.

Aresztowano około 60 osób. Usiłowano identyfikować sprawców napadu, lecz zarówno doprowadzony do aresztowanych Niemiec Geisler, jak też i inni nie rozpoznali nikogo, kto mógłby mieć związek z zamachem na Krügera. Wśród przesłuchiwanych znalazł się również woźny Sejdor. On jeden mógł chyba dosyć dokładnie podać rysopisy kil-kakrotnie zaobserwowanych przez siebie młodych ludzi, lecz nie uczynił tego.

Krüger, niestety, nie zginął[1]. Ciężko raniony zniknął co prawda z oficjalnych hitlerowskich galówek, lecz zbrodniczą swoją działalność w rządzie GG kontynuował aż do listopada 1943 r. Następnie przekazał swe funkcje obermordercy Polaków w ręce innego zbrodniarza, Wilhelma Koppego. Odchodząc przypieczętował swoje dzieło współautorstwem słynnego październikowego dekretu o zwalczaniu zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w GG.

Wykonany w silnie strzeżonej niemieckiej dzielnicy ówczesnej stolicy GG zamach na wysokiego dygnitarza hitlerowskiej policji nie był jednak akcją całkowicie nieudaną. Wstrząsnął on sterroryzowanym przez okupanta polskim społeczeństwem Krakowa, a także wprowadził atmosferę niepewności w sferach niemieckich.

Komunikaty o brawurowej akcji znalazły się w audycjach rozgłośni alianckich i w prasie konspiracyjnej. Informująca o działaniach w kraju polska radiostacja Świt ostrzegała innych hitlerowców zapowiadając, że jeżeli nie opamiętają się, to czeka ich podobny los.

(Czas terroru)

Rok 1943 przyniósł zdecydowane natężenie wymierzonych przeciw okupantowi działań zbrojnych na terenie całego zajętego przez wroga kraju, a więc i w Krakowie. Mnożyły się zamachy przeciw szczególnie szkodliwym Niemcom, kolaborantom, szpiclom i zdrajcom, raz po raz miały miejsce udane akcje dywersyjne i partyzanckie. Zagadnienie bezpieczeństwa okupacyjnej władzy wysunęło się w tym roku na plan pierwszy, a problem ten nie schodził z porządku obrad rządu GG.

Terror stosował okupant od początku, sądząc zapewne, że jest to środek niezawodny. Paraliżować wolę oporu i zastraszać miały łapanki, obławy, aresztowania, pacyfikacje i egzekucje. W 1942 r. mordowali hitlerowcy publicznie więźniów na przedmieściach Dębniki i Płaszów zmuszając Krakowian do oglądania tego makabrycznego widowiska. Dążąc do zastraszenia jak największej liczby ludzi hitlerowcy pozostawiali szubienice z wiszącymi ciałami na miejscach straceń przez kilka dni[2]. 28 lipca 1943 r. krwawą pacyfikację przeżyli mieszkańcy krakowskiego przedmieścia Wola Justowska. Policja zgarnęła wówczas brutalnie ponad tysiąc osób, spośród których, po bestialskich torturach, zamordowano publicznie 21 i aresztowano około 80 osób[3].

Okres szczególnie dzikiego terroru trwał od jesieni 1943 r. do lata roku 1944. „Verordnungsblatt für das Generalgouvernement” nr 82 z 1943 r. opublikował rozporządzenie gubernatora Hansa Franka z 2 października tego roku, w sprawie „zwalczania zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w GG”. Na naradzie w dniu 19 października Frank omawiając wydane rozporządzenie oświadczył, że wyzbywszy się wszelkich hamujących zastrzeżeń formalnych udzielił policji specjalnych pełnomocnictw.

Treść rozporządzenia powtórzyły gadzinówki i zwane „szczekaczkami” megafony uliczne. „Goniec Krakowski” in-formował, że kara śmierci przewidziana jest dla nie będących Niemcami osób, które w zamiarze utrudniania lub przeszkadzania w „dziele odbudowy” na terenach GG uchybiają ustawom, rozporządzeniom, zarządzeniom i dyspozycjom władz. Stosownie do nowego rozporządzenia czyn usiłowany karalny był na równi z czynem dokonanym, a osoby uznane za podżegaczy lub pomocników - na równi ze sprawcą. Na mocy październikowego rozporządzenia Franka sądami właściwymi dla orzekania kary śmierci były sądy doraźne Sicherheitspolizei.

Zbrodniczy dekret stwarzał prawne podstawy do dokonywania zbiorowych i pojedynczych morderstw. Odtąd - praktycznie rzecz biorąc - każdy mógł być postawiony przed sądem doraźnym, skazany na śmierć bez możliwości jakiejkolwiek obrony i rozstrzelany.

W skład sądu Sicherheitspolizei wchodziło trzech schutzpolicjantów lub gestapowców, którzy orzekali karę śmierci bez dochodzeń i bez obowiązku ustalenia winy podejrzanych. Sąd ten zresztą nie mógł orzec kary innej jak kara śmierci, bo dekret z 2 października 1943 r. innej kary w ogóle nie przewidywał. Nie była też istotna waga dokonanego przestępstwa czy wykroczenia.

Protokół posiedzenia sądu rejestrował jedynie nazwiska sędziów i oskarżonych, datę wydania i wykonania wyroku oraz dowody, na których oparto orzeczenie. Oczywiście, interpretacja była tutaj najzupełniej dowolna, a intencja ustawodawcy z góry rozgrzeszała sąd z popełnionych uchybień.

Stosownie do przepisów dekretu wydany wyrok był nieodwołalny i wykonywany natychmiast. Dla zwiększenia grozy nazwiska skazanych publikowano w komunikatach prasowych oraz na rozlepianych w miejscach publicznych plakatach.

Prezydent Niemieckiej Akademii Prawa doktor Hans Frank był człowiekiem wykształconym i wiedział doskonale, jakie skutki przyniesie jego dekret z dnia 2 października 1943 roku, który stworzył „podstawę prawną” dla całkowitej swobody i samowoli gestapowców i żandarmów.

31 października 1943 r. ukazała się w „Gońcu Krakowskim” pierwsza lista 30 skazanych na śmierć. Na murach i słupach ogłoszeń pojawiły się ogromne kolorowe plakaty, które odtąd miały prześladować ludzi nieustannie... Przy nazwiskach skazanych określano niemal zawsze ich winę: nielegalna działalność, przynależność do organizacji wywrotowej - powstańczej, komunistycznej, terrorystycznej, posiadanie broni, udział w napadach, zamachach, ich przygotowywanie, popieranie, udzielanie schronienia „bandytom”, obrabowywanie pociągów „Ostbahn”, kradzieże materiałów wybuchowych, ich produkcja, posiadanie radia, dostarczanie materiałów do pism podżegających, rozpowszechnianie ulotek, redagowanie i rozszerzanie pism podburzających, wykonywanie, dostarczanie lub posiadanie fałszywych do-kumentów osobistych, sabotaż gospodarczy, działalność antypaństwowa, wspieranie elementów wrogich państwu, sprzyjanie zbrodniarzom politycznym, zaniechanie doniesienia.

Na liście skazanych figurował robotnik i urzędnik, rzemieślnik i artysta, student, doktor filozofii i uczeń. W publicznych masakrach ginęli starzy i młodzi, mężczyźni, kobiety i dzieci.

Jesienią 1943 r. nastąpiły aresztowania wśród harcerzy i harcerek Szarych Szeregów na Podgórzu. W drugiej połowie sierpnia Niemcy ujęli wracających z Warszawy „Szatana” i „Żelaznego”. Pod koniec września nastąpiła wsypa najprawdopodobniej zapoczątkowana denuncjacją dokonaną przez któregoś ze szpiclów i przypieczętowana zdradą „Pirata”. W jej rezultacie rozbity został całkowicie podlegający „Frankowi”, kierowany przez „Jacka”, podgórski Rój. Spośród kilkudziesięciu aresztowanych chłopców i dziewcząt większość miała znacznie mniej niż 18 lat.

„Franka”, „Jacka”, „Żelaznego”, „Szatana” i „Mściwoja” zamordowali hitlerowcy, ale ich nazwiska nie znalazły się na afiszach. Może zostali zamordowani podczas śledztwa...

„Pikuś”, „Lasota”, „Arkadiusz”, „Przemko”, „Luby”, „Bunkier”, „Bela”, „Baca”, „Lawina”, „Machomet” oraz Władysław Niżnik, Zbigniew Świstak, Marian Drapich, Władysław Skwarczewski, Aleksander i Karol Seidelowie, Ludwik i Władysław Latowieccy, Roman Gargała, Mieczysław Stachura, Marian Handzlik, Tadeusz Dąbrowski i Stanisław Czarny - których pseudonimy nie są znane - znaleźli się na listach skazanych na śmierć z 23 listopada, 11 i 18 grudnia 1943 r. oraz 29 stycznia, 11 lutego, 6 kwietnia, 8 i 28 maja 1944 r. Chłopcy ci zginęli przeważnie w publicznych egzekucjach.

Na zebraniu NSDAP, w dniu 15 stycznia 1944 r. dr Hans Frank wyznał, iż jego ideałem represji jest mordowanie 100 Polaków za l zastrzelonego Niemca. Zdania na ten temat były podzielone i w końcu przyjęto stosunek 10:1, lecz gdy nocą 29/30 stycznia, nie opodal przystanku kolejowego Grodkowice koło Bochni, wysadzony został w powietrze pociąg gubernatora - zamordowano stu.

Na 26 datowanych w Krakowie listach figurują 922 nazwiska skazanych na śmierć Polaków. Pierwsza z list, które wywieszono na murach Krakowa, nosi datę 29 października 1943, ostatnia - 10 lipca 1944 r. Istnieją nadto listy z dystryktu krakowskiego datowane w Rzeszowie, Zakopanem, Nowym Sączu, Tarnowie... Obwieszczenia te Niemcy drukowali w różnych miejscach. Kompletu nie udało się nigdy zebrać...


Przypisy:

  1. Wykonawcy akcji przekonani byli o śmierci Krugera i taki meldunek złożyli dowódcy Kedywu gen. Emilowi Fieldorfowi „Nilowi”. Faktem jest, że po zamachu w dniu 20 kwietnia 1943 Krüger nie pokazywał się już publicznie. Jego odejście z Krakowa w listopadzie 1943 r. nastąpiło w niejasnych okolicznościach, nie wiadomo, gdzie odszedł i co się z nim ostatecznie stało.
  2. 26 czerwca 1942 r. Niemcy powiesili - przy ulicy Wodnej - 17 polskich kolejarzy, l lipca 1942 przy ulicy Wielickiej powiesili 11 polskich więźniów. W obu wypadkach na szubienicach, które wystawiono w pobliżu dworca kolejowego Kraków-Płaszów, pozostawiono ciała pomordowanych przez jakiś czas na widok publiczny.
  3. Zginęła wówczas bestialsko zamordowana dr Ludmiła Korbutowa „Grenada” z siatki sabotażowo-dywersyjnej inż. „Dornbacha”.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi