Ryszard Nuszkiewicz, Zamach na pociąg Hansa Franka 29 I 1944
Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK
Dzień 30 stycznia 1944 roku był dość znamienną datą dla Niemców. W dniu tym przypadała 11 rocznica objęcia władzy przez Hitlera oraz 4 rocznica zorganizowania Generalnego Gubernatorstwa na okupowanych ziemiach polskich.[1] Groźne przesuwanie się frontu wschodniego na zachód i wzmagająca się dywersja na jego zapleczu spowodowały, że 4 rocznicę powstania Generalnego Gubernatorstwa postanowili Niemcy obchodzić szczególnie uroczyście dla zamanifestowania swego trwałego panowania na terenach polskich oraz okazania swej siły i gotowości do walki z „bolszewickim niebezpieczeństwem”. Z tych też względów na uroczystości centralne wybrano znajdujący się na wschodnich, rubieżach GG – Lwów.
Czwartą rocznicę utworzenia GG poprzedziła silna hitlerowska akcja propagandowa, szczególnie w „niemieckim” Krakowie. Niezależnie od pompatycznych artykułów w gadzinowej prasie okupacyjnej, na starych murach krakowskich pojawiły się liczne napisy w języku niemieckim następującej treści: „30 I 1944 - Vier Jahre GG”. Afiszowanie na każdym kroku, i to w natrętny sposób tej przykrej dla Polaków rocznicy spotkało się z natychmiastową kontrakcją polskiego podziemia.
Już nazajutrz po niemieckich napisach pojawiło się prorocze, złośliwe słowo nur, zmieniające diametralnie ich pierwotne znaczenie. „30 1 1944 - nur vier Jahre GG” - „30 I 1944 - tylko cztery lata GG” - oto brzmienie, które odpowiadało myślom i pragnieniom Polaków oraz wyrażało w pełni ich życzenie pod adresem okupacyjnego tworu zwanego Generalnym Gubernatorstwem.
Samowładny wielkorządca GG, dr praw Hans Frank, jeden z współtwórców i ideologów hitleryzmu, cieszył się tak wielkimi względami samego Führera, że był z przekąsem nazywany przez zazdrosnych dygnitarzy III Rzeszy „królem Polski” (Koenig von Polen) a podległe jego wszechwładzy Gubernatorstwo — Frankstaat (państwo Franka).
Niedawno, bo w grudniu 1943 r. superważny urząd szefa bezpieczeństwa w jego rządzie objął SS-Obergruppenführer Wilhelm Koppe, skrupulatny i zasłużony wykonawca zasady zbiorowej odpowiedzialności na podobnym stanowisku w Warthegau. Z momentem wejścia w skład rządu Wilhelma Koppego bezpieczeństwo III Rzeszy w GG wydawało się zapewnione.
W dniu 29 I 1944, w przeddzień czwartej rocznicy utworzenia GG, odbyło się uroczyste posiedzenie rządu poświęcone rozbudowie Hitlerjugend. Okolicznościowe przemówienie do młodzieży wygłosił sam gubernator dr Frank. Wśród aplauzu zebranych - ale wbrew przekonaniu świata i licznych faktów dywersji - stwierdził on, że w na zawsze niemieckim GG panuje spokój. Gromkie Sieg-heil oraz przegląd zwartych szeregów Hitlerjugend zakończyło o godzinie 16 wzniosłą uroczystość.
Z pewnością w poczuciu pełnego bezpieczeństwa „w spokojnym GG” wsiadł gub. Frank o godz. 22.45 tegoż samego dnia do swojej salonki na Dworcu Głównym w Krakowie, by ze swą doborową świtą udać się na centralne uroczystości czwartej rocznicy GG, które miały się odbyć nazajutrz, dnia 30 stycznia 1944 roku we Lwowie.
Jak wynika z Dziennika Generalnego Gubernatora Hansa Franka (tom 34, strona 148) miejsca w dwóch luksusowych salonkach doczepionych do pociągu pospiesznego Kraków-Lwów, tzw. „urlaubzugu”, zajęli:
- Wagon salonowy 1006 - Gen. Gubernator dr Hans Frank, szef prasowy Gassner, SS-Haupsturmführer Pfaffenroth (adiutant Franka), młodszy referent Mohr i Polizeimeister Nickl.
- Wagon salonowy 1001 - SS-Obergruppenführer Wilhelm Koppe, prezydent Gerteis, pułkownik Fischer, podpułkownik Dazur.
Ponadto dołączono trzeci wagon osobowy z 25 ludźmi z Komendy Policji Ochrony Kolei w Krakowie - jako ubezpieczenie specjalne pociągu. O godzinie 22,45 pociąg naładowany uzbrojonymi niemieckimi żołnierzami powracającymi z urlopów na front i zaszczycony obecnością władców GG - wyruszył w „spokojny” swój kurs do Lwowa.
Czwartą rocznicę utworzenia Gen. Gubernatorstwa postanowiło „uczcić” - oczywiście na swój sposób - polskie podziemie. W tym celu dowództwo krakowskiego okręgu AK zaplanowało dwie akcje kolejowe na niemieckie pociągi pospieszne kursujące na trasie Kraków-Lwów. Akcje te zostały faktycznie wykonane w dniach 29-30 stycznia 1944 roku przez jednostki bojowe Komendy Dywersji Okręgu Krakowskiego AK zwanej popularnie „Kedywem”. Wysadzenia pociągu na linii Kraków-Lwów dokonały jednostki krakowskie, a Lwów-Kraków jednostki dywersyjne podokręgu Rzeszów. Z uwagi na znajomość sprawy zajmę się opisem akcji wykonanej przez grupę krakowską.
Rozkaz rozpracowania akcji wysadzenia pociągu na trasie Kraków-Lwów otrzymał „Jarema", szef Kedywu ok. 20 stycznia 1944 r. bezpośrednio od „Lutego” - dowódcy Krakowskiego Okręgu AK, z zastrzeżeniem przedłożenia planu do akceptacji w ciągu kilku dni. Zadanie to zleca do wykonania „Powolnemu”. Ogólne wytyczne zakładały wysadzenie niemieckiego pociągu wojskowego z przygotowaniem równocześnie zasadzki ogniowej.
Pierwsza część zadania, tj. wysadzenie pociągu, wymagało znalezienia na szlaku kolejowym odpowiedniego zakrętu, jako czynnika decydującego o powodzeniu, druga natomiast - zlokalizowania akcji w miejscu nadającym się na zasadzkę. Z pobieżnego nawet przejrzenia mapy wynikało, że stosunkowo najlepsze warunki terenowe istnieją w rejonie Puszczy Niepołomickiej. Dla pewności „Powolny” przejeżdża pociągiem trasę Kraków-Tarnów, upatrując większego zakrętu toru kolejowego. Niestety jest to linia kolejowa pod tym względem wyjątkowo upośledzona - bez pożądanych w tym wypadku krzywizn. Następnie rozpoznaje szczegółowo, wraz ze swym kolegą „Spokojnym”, Puszczę Niepołomicką i decyduje zlokalizowanie akcji między ówczesnymi stacjami Podłęże i Grodkowice. W przedłożonym „Jaremie” szkicu sytuacyjnym proponuje jako miejsce zasadzki rejon zalewu wodnego znajdującego się między drogą Cudów-Niepołomice a stacją kolejową Grodkowice. Niewielki zalew wodny bezpośrednio przy torze kolejowym i las stanowiły istotne atuty dla zasadzki ogniowo-ruchowej, natomiast tor kolejowy nie był ani lepszy, ani gorszy od każdego innego odcinka trasy.
Komendant Okręgu AK „Luty” aprobuje miejsce akcji i poleca przedłożyć sobie szczegółowe rozpracowanie zadania i potrzeb związanych z jego wykonaniem. „Jarema” wyznacza na dowódcę akcji „Wąsacza”, oficera łącznikowego Sztabu Okręgu AK przy Kedywie, przydzielając mu „Powolnego” jako zastępcę i odpowiedzialnego za przygotowanie i wykonanie robót minerskich. Wspólnie opracowany przez „Wąsacza” i „Powolnego” oraz uzgodniony z „Jaremą” plan działania zakładał:
- Cel akcji - wykolejenie niemieckiego pociągu pospiesznego, tzw. „urlaubzugu”, wychodzącego z Krakowa w kierunku Lwowa, z równoczesnym wykonaniem zasadzki ogniowo-ruchowej.
- Miejsce akcji - wg zaaprobowanego przez Komendanta Okręgu AK planu „Powolnego”.
- Plan działania:
- patrol minerski spowoduje wykolejenie pociągu przy pomocy ładunku wybuchowego, działając od strony północnej toru;
- grupa uderzeniowa ostrzela wykolejony pociąg z broni maszynowej i obrzuci go granatami, wykonując zadanie od strony południowej toru;
- patrol minerski i grupa uderzeniowa wycofa się po wykonaniu zadania na południe w rejon Wieliczki-Łapanowa;
- patrol terenowy placówki Kedywu w Niepołomicach wykona działania pozorujące odskok grupy uderzeniowej na północ przez spuszczenie łodzi na Wiśle w porcie niepołomickim i kilka demonstracyjnych strzałów.
4. Siły własne:
- grupa uderzeniowa złożona z oddz. part. „Błyskawica” i formującego się „Gromu” w składzie 25 ludzi. Uzbrojenie posiadane - 3 pistolety maszynowe, karabiny i broń krótka;
- patrol minerski w składzie pięciu ludzi, uzbrojenie - broń krótka;
- patrol pozorujący z drużyny „Pomost” w Niepołomicach w składzie sześciu ludzi, uzbrojenie - karabin, broń krótka, rakietnica.
- Zgłoszone potrzeby do Okręgu - dostawa 3 rkm, materiału wybuchowego (plastik), 100 granatów i amunicji karabinowej.
- Dowódca „Wąsacz” zajmie się przerzuceniem oddziałów partyzanckich w rejon działania do Woli Batorskiej k. Niepołomic, pobraniem z Okręgu przydzielonej broni oraz koordynacją całości akcji. „Powolny” zastępuje „Wąsacza” i jako fachowiec odpowiada za przygotowanie i wykonanie wysadzenia pociągu. „Bąk” - d-ca Obwodu Dywersyjnego w Wieliczce zorganizuje odskok pozorujący przez Wisłę koło Niepołomic.
7. Na miejsce zbiórki i podstawę wyjściową dla grupy uderzeniowej i patrolu minerskiego wyznacza się zagajnik koło miejscowości Cudów, znajdujący się w odległości 1,5 km od terenu zasadzki. Czas zbiórki - godzina 19.00 w dniu 29 I 1944 roku.
Wszystkie przygotowania zależne bezpośrednio od Kedywu zostały zakończone do 27 I 1944. Oddziały partyzanckie melinowały w Woli Batorskiej z rozkazem zameldowania się na ustalonym miejscu zbiórki. Patrol pozorujący odskok pod dowództwem „Brzozy”, poinformowany przez Bąka, dostał rozkaz wykonania swego zadania w dniu 29 I 44 od godz. 23.30. Ładunek wybuchowy został wykonany przez „Powolnego” i „Marsa” w mieszkaniu tego ostatniego w Wieliczce. Zastosowano do niego odpalenie elektryczne przy pomocy zapalarki bateryjnej, sprawdzono jego działanie i zabezpieczono przed opadami atmosferycznymi. Wszystkie użyte materiały do ładunku pochodziły - z wyjątkiem spłonek - z kopalni soli w Wieliczce i zostały „zorganizowane” przez „Marsa”. Jako środka wybuchowego użyto granulowanego trotylu, wobec braku żądanego plastiku lub innego silniejszego materiału. W skład patrolu minerskiego weszli: „Spokojny”, „Mars”, „Wróbel” i „Zawała”. „Mars” ma przynieść ładunek wybuchowy na miejsce zbiórki.
W tych gorących dniach „Wąsacz” dwoił się i troił dogrywając szczegóły i nachodząc skrzynkę kontaktową Okręgu przy ul. Grodzkiej w sprawie obiecanej broni maszynowej i granatów.
Nadszedł nerwowo oczekiwany dzień 29 stycznia 1944 roku. W godzinach rannych wyjechali z Krakowa w kierunku Skawiny: „Wąsacz”, „Powolny” i „Wrak” furmanką podstawioną przez „Gutka” - dzierżawcę niewielkiego majątku we Wrząsowicach.
„Wąsacz” był ponury i apatyczny. Złożyły się na to dwie istotne przyczyny. Pierwsza i najważniejsza - to nieotrzymanie erkaemów i granatów z Okręgu, druga - ukrywana grypa, która widocznie dawała mu się we znaki. Podróż do Wrząsowic, choć czujna z uwagi na kontrole niemieckie, przebiegała w minorowym nastroju. Już na miejscu rozruszał nas „Gutek” kielichem dobrej wódki i nieoczekiwaną deklaracją przekazania nie ujawnionego, melinowanego od 1939 roku polskiego erkaemu i kilku karabinów.
Doładowany tym cennym bagażem, wyruszył wóz „Gutka” w dalszą drogę na wyznaczone miejsce zbiórki. Trasa prowadziła przez Sabatowice, Wieliczkę, Przebierzany, Bodzanów i Brzezie. Bezśnieżna, mimo zimy słoneczna, niemal wiosenna pogoda nie potrafiła jednak zmienić na lepsze samopoczucia jadących. Cicha wymiana poglądów między „Wąsaczem” i „Powolnym”, oparta na analizie powstałej sytuacji, zmierzała do wniosku, że - z braku właściwego uzbrojenia - wykonanie zasadzki ogniowo-ruchowej na pociąg załadowany bądź co bądź uzbrojonymi frontowymi żołnierzami niemieckimi jest nader wielkim i odpowiedzialnym ryzykiem, sprzecznym z wojskową zasadą ekonomii sił.
W ciężkich więc tarapatach znalazł się „Wąsacz” jako dowódca. Wyeliminowanie z planowanej akcji grupy uderzeniowej - to przecież niewykonanie w pełni zadania bojowego i odgórnego rozkazu. W regularnej armii sprawa byłaby prosta. Służbowy meldunek wyjaśniłby sytuację, wprowadziłby jasność dalszego działania. W konspiracji jednak droga do Komendanta Okręgu - jako rozkazującego w tym wypadku - jest zbyt długa i zawiła, decydować więc musi sam bezpośredni dowódca. Jakie ma ku temu przesłanki „Wąsacz”?
- niewywiązanie się Okręgu z przyjętych zobowiązań w zakresie dostaw broni;
- erkaem „Gutka” nie może wejść do walki jako nie sprawdzony i nie przestrzelany;
- wprowadzenie do walki dwudziestu pięciu młodych, mało doświadczonych żołnierzy-entuzjastów, do tego nieodpowiednio uzbrojonych, może dokonać najwyżej manifestacji zbrojnej, a nie wypełnić zadanie zasadzki ogniowo-ruchowej;
- poza tym - sentyment. Czy on, „Wąsacz”, organizator i twórca „Błyskawicy” i „Gromu”, ubóstwiany przez swych chłopców, ma prawo wysłać ich do walki z przysłowiową „motyką na słońce”, a może nawet na śmierć bez pożądanego efektu?
Wóz „Gutka" dobija na miejsce zbiórki tuż po godz. 18. Melinujemy się w dość bujnym sosnowym zagajniku. „Wąsacz” jest coraz bledszy z nadmiaru dotychczasowych niepowodzeń i wzmagającej się gorączki grypowej. „Powolny” oględnie sugeruje mu łóżko zamiast akcji, ale wymowne spojrzenie „Wąsacza” ucina dyskusję na ten temat. Zapewne obawiał się, aby nie posądzono go o tchórzostwo, jak to często - w takich wypadkach - bywa. W każdym razie ani „Powolny”, ani ci wszyscy, którzy znali „Wąsacza’ bliżej z jego odwagi i poświęcenia, nie potrafiliby nawet tak pomyśleć.
Około godz. 19 melduje się startujący z Wieliczki patrol minerski w osobach: „Marsa”, „Spokojnego”, „Wróbla”, „Zawały” i nie związanych z nimi - „Bąka” i „Kuby”. „Kuba", jako przyszły dowódca oddziału partyzanckiego „Huragan”, ma udać się na czasowe przeszkolenie do „Błyskawicy”.
Na wyznaczoną godzinę nie przychodzą tylko oddziały partyzanckie. Dopiero po godz. 20 słychać urywek umówionej melodii i w ciszy nadchodzi „Błyskawica” i „Grom”. Spóźnienie oddziałów tłumaczy ich dowódca „Roman” silną penetracją terenu przez patrole niemieckie i związaną z tym ostrożnością przemarszu. Fakt ten jest jednak jeszcze jedną i chyba najważniejszą przesłanką do decyzji „Wąsacza”. Pozostaje bowiem zbyt mało czasu na omówienie zadania, aktualne rozpoznanie terenu i wprowadzenie „Błyskawicy” i „Gromu” na stanowiska bojowe. Pełnię gotowości do akcji planowano przecież na godz. 21.00, a dochodzi już godz. 20.30. W tej sytuacji „Wąsacz” postanowił odesłać na nową melinę do Jaroszówki k. Łapanowa oddziały „Błyskawica” i „Grom”, przekazując im przywieziony przez „Gutka” erkaem, karabiny oraz „Kubę” na przeszkolenie. „Gutek” - po wykonaniu swego zadania odjeżdża do domu.
Rezygnując z zasadzki ogniowo-ruchowej, wyznacza „Wąsacz” do wysadzenia pociągu patrol minerski i potrzebne ubezpieczenie. Oprócz niego pozostają więc: „Powolny”, „Mars”, „Spokojny”, „Wróbel”, „Zawała”, „Wrak”, „Bąk” i „Kruk” z „Błyskawicy”. Wszyscy uzbrojeni w broń krótką. Około godziny 21 grupa ta wyrusza z miejsca zbiórki na stanowiska. „Wąsacz” i „Powolny” ustalają bliższe miejsce akcji, mianowicie: tor około 50 m na zachód od wiaduktu kolejowego bieg-nącego nad drogą polną Brzezie-Niepołomice.
Wysadzenie ma się odbyć od strony północnej linii kolejowej, odskok pod wiaduktem na południe w kierunku Wieliczki. Po wykonaniu zadania zbiórka w miejscu podstawy wyjściowej do akcji.
Rozgorączkowany „Wąsacz” ledwie stoi na nogach. Z tych względów praktycznie dowództwo przejmuje „Powolny”. Na ubezpieczenie od strony zachodniej (Krakowa) idzie „Zawała”, „Wrak” i „Kruk”; od strony wschodniej (Bochni) - „Bąk” i „Wróbel” z zadaniem meldowania - ustalonym hasłem głosowym - ewentualnych zagrożeń. „Kruk” ma sygnalizować nadejście pociągu od strony Krakowa latarką elektryczną. Do prac minerskich pozostają: „Powolny”, „Mars” i „Spokojny”. Ci ostatni przystępują około godz. 21.30 do zakładania ładunku wybuchowego. Robotę wykonują dokładnie, maskując pieczołowicie sam ładunek, jak i przewód elektryczny (około 50 m) do zapalarki usytuowanej na skraju niezbyt gęstego lasu. Ostrzegawcze hasło z wschodniej strony przerywa na krótko minowanie toru - to patrol Bahnschutzu przechodzi po południowej stronie linii kolejowej, idąc w kierunku Krakowa. Około godziny 22.00 wszystko jest gotowe. Ustalono, że odpalenia dokona „Mars” na znak „Spokojnego”. „Powolny” oświetli „Marsowi” zapalarkę. Każdy zajmuje swoje stanowisko i nastają długie, denerwujące chwile oczekiwania.
Kontemplacja jednak nie trwa zbyt długo. Około godz. 22.20 ubezpieczenie wschodnie melduje pociąg od strony Bochni. Przed naszymi oczyma przejeżdża czarne cielsko lokomotywy pchającej przed sobą wagon-lorę z piaskiem. Zdziwienie jednak wywołuje to, że parowóz jedzie prawym, nieprzepisowym torem, gdy na kolejach Ostbahnu obowiązywał ruch lewostronny. Nietrudno oczywiście było się domyślić, że jest to kontrola trasy, często stosowana przez Niemców na „bezpiecznych” liniach kolejowych GG. W ślad za nadjeżdżającą lokomotywą poszybowały myśli nasze do niedalekiego Krakowa, migocącego na horyzoncie swymi przyćmionymi światłami i pulsującego odgłosami nocnego już życia. O ile przyjemniej byłoby teraz siedzieć tam w domu, wśród znajomych i bliskich, w atmosferze ciepłego mieszkania, niż marznąć w zimową noc w ponurym lesie, narażać się, czekać na mniejszą - niż zamierzano - robotę, a potem, niestety, uciekać w dalszą konspirację.
Pogrążonych w takich rozmyślaniach, lecz czujnych na wszystko, podrywa około godziny 23.10 błysk latarki „Kruka” i zbliżający się turkot nadjeżdżającego od strony Krakowa pociągu. Drugi sygnał „Kruka” oznacza, że pociąg mija już jego stanowisko, a więc jest blisko swego przeznaczenia. Za chwilę nocną ciszę Niepołomickiej Puszczy przerywa głośne hasło „Spokojnego”. Naciśnięcie zapalarki przez „Marsa” i... z toru kolejowego bucha słup ognia, a grad kamieni i ziemi rozpryskuje się daleko po lesie.
Obserwując wybuch stwierdzam - z jednej strony nieco wczesne odpalenie, z drugiej strony - podziwiam orientację i refleks wytrawnego maszynisty, który z miejsca hamuje lokomotywę, zmniejszając wydatnie następstwa kraksy. Pociąg wyrzucony z szyn podskakuje po torowisku rwąc podkłady kolejowe i w zwalniającym biegu zatrzymuje się zgięty w harmonijkę na pobliskim wiadukcie.
Wśród ogólnej ciszy jakby zamarłego pociągu podrywamy się do odskoku. Gdy przebiegamy drogę pod wiaduktem na stronę południową linii kolejowej, skrzywiony i zaszokowany przestrachem pociąg odzywa się gęstą kanonadą karabinów maszynowych swej ochrony i dobrze uzbrojonych pasażerów. Błysk licznych rakiet świetlnych i strzelanina godna niejednej bitwy - łamie sen puszczy. Sceneria ta towarzyszy nam przez długie kilometry odskoku.
Bez większych przeszkód wycofali się: „Kruk” do Niepołomic, „Bąk”, „Mars”, „Wróbel”, „Zawała” i „Wrak” do Wieliczki. Natomiast „Wąsacz”, „Powolny” i „Spokojny” mieli w tym dniu więcej przeżyć. Pierwszemu z nich odpiął się zegarek tuż koło wiaduktu; poszukiwania jednak mimo sprzyjającej jasności rakiet niemieckich i, niestety, gwiżdżących kuł, były zbyt powierzchowne i nie dały oczywiście pozytywnego rezultatu. Dla tej trójki problemem jednak stał się „Wąsacz”. Ten niewątpliwie odważny i wspaniały człowiek zwyciężał dotychczas swoją grypę wielką dozą ambicji i woli, wysiłek fizyczny odskoku przekroczył jego siły. Niedaleko od miejsca akcji usiadł na pniu drzewa, nie mogąc kontynuować dalszego marszu. W takim stanie „Powolny” i „Spokojny”, kierowani nie tylko koleżeńskim obowiązkiem, lecz pełnym szacunkiem i przyjaźnią, wzięli „Wąsacza” pod ręce i najpierw słaniającego się, a później niemal wlokącego się prowadzili kilka kilometrów w mrokach zimowej nocy, po zagrudzonych polach i błotnistych drogach.
Widząc kłopot, jaki sprawia swym kolegom, „Wąsacz” prosił o pozostawienie go w terenie, tłumacząc, że trochę odpocznie i sam pójdzie dalej. Takie honorowe stawianie sprawy i podejrzane manipulacje przy pistolecie doprowadziły do koleżeńskiego - na wszelki wypadek - rozbrojenia „Wąsacza”. Gdzieś koło Wieliczki gościnna chata chłopska i gorąca herbata zregenerowały na tyle siły „Wąsacza”, że cała trójka dobiła rano do Raciborska, a stamtąd bryczką ofiarowana przez „Pługa” dojechała do dworu w Lusinie, będącym wówczas partyzanckim punktem kontaktowym i stałą, gościnną meliną.
Patrol pozorujący odskok za Wisłę wykonał w pełni swoje zadanie. Sześciu ludzi pod dowództwem „Brzozy” spuściło dwie łodzie z portu w Pasterniku k. Niepołomic, oddało kilka demonstracyjnych strzałów karabinowych i wystrzeliło rakiety już po drugiej stronie Wisły.
„Brzoza” ponadto z własnej inicjatywy wykorzystał znalezione poprzedniego dnia w lesie ulotki pisane w języku niemieckim, rozsiane w terenie przez samoloty rosyjskie. Ulotki te rozrzucono na skraju puszczy od strony Niepołomic i na odczepionych w porcie łodziach, mając na celu zastraszenie Niemców pojawieniem się niedaleko stolicy GG rosyjskiej partyzantki (która dokonała właśnie wysadzenia pociągu) i nie obciążanie odpowiedzialnością za zaistniałe wypadki okolicznej ludności polskiej.
Efekty wykonania niepełnej akcji na „urlaubzugu" w dniu 29 stycznia 1944 roku były oczywiście skromniejsze od pierwotnie zamierzonych. Organ prasy podziemnej BCh „Przez Walkę do Zwycięstwa” nr 5 (101) z dnia 20 lutego 1944 r. pisze na ten temat następująco:
„Zamach na Gen. Gub. Franka na razie się nie udał. Jechał on do Lwowa pociągiem specjalnym w nocy z 29 na 30 stycznia r. b. Koło stacji Grodkowice (20 km od Krakowa) nastąpił silny wybuch. Parowóz i trzy najbliższe wagony stoczyły się z nasypu, 3 następne wyskoczyły z szyn. Frank tym razem ocalał, gdyż jechał w ostatnim wagonie. Taka jest odpowiedź na jego głupawe przechwałki o lojalnym stosunku większości społeczeństwa polskiego do władz okupacyjnych.”
Do relacji tej można jeszcze dodać 2-dniową przerwę w ruchu kolejowym na wyjątkowo ważnej linii strategicznej i znaczne poderwanie morale okupanta. Faktem bowiem jest, że akcja ta wywołała wzajemną nieufność i podejrzliwość, a nawet pewne personalne przesunięcia wśród centralnych władz GG w przekonaniu, że polskie podziemie musi mieć swoje wtyczki wywiadowcze aż w najbliższym otoczeniu samego Gen. Gubernatora Franka, skoro dowiedziało się o trzymanej w ścisłej tajemnicy podróży do Lwowa i dokonało wysadzenia pociągu.
Ponadto władcy GG znaleźli się pierwszy raz w bezpośrednim zagrożeniu życia ze strony polskiej dywersji. Wyczekujące leżenie na podłodze wagonu i „trzęsienie portkami” najwyższych dostojników GG dalekie było od opiewanego bohaterstwa nadludzi, a wprost przeciwnie - potwierdziło przysłowie, że „strach ma wielkie oczy”, skoro w oficjalnym komunikacie (Dziennik gen. gubernatora Hansa Franka, s. 148) podaje się, że „eksplozja nastąpiła bezpośrednio za ostatnią osią wagonu salonowego 1006 (w którym jechał Frank)”, gdy faktycznie mina wybuchła przed parowozem. Społeczny wydźwięk akcji - jak zwykle spotęgowana, tak wśród Niemców jak i Polaków, plotka uwielokrotniająca ilość obustronnie zaangażowanych sił i skutki wybuchu - był dla Polaków wyrazem walki i odwetu, dla Niemców natomiast wyrazem wzmagającego się niebezpieczeństwa i tymczasowości nawet na okolicznych terenach stolicy GG.
Przypisy:
- ↑ Generalne Gubernatorstwo zostało formalnie utworzone zarządzeniem Hitlera z dnia 12 października 1939 r. Data 30 I 1940 jest związana z meldunkiem gub. Hansa Franka o ukończeniu organizacji Generalnego Gubernatorstwa, złożonym z okazji jego 10-lecia dojścia do władzy. Te datę przyjął Frank do rocznicy obchodów 4-lecia GG.