Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Ryszard Nuszkiewicz, W służbie Kedywu (Zamach na Franka)


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Fragment 3 Rozdz. 38 w: Ryszard Nuszkiewicz, Uparci


Spis treści

(Świętowanie rocznicy przejęcia władzy przez Hitlera)

Dzień 30 stycznia 1944 r. był dość znamienną datą dla Niemców. W tym dniu przypadała jedenasta rocznica dojścia do władzy Hitlera oraz czwarta rocznica utworzenia Generalnego Gubernatorstwa na okupowanych ziemiach polskich[1].

Groźne zbliżanie się frontu wschodniego i wzmagająca się dywersja na jego zapleczu spowodowały, że rocznicę tę postanowili Niemcy obchodzić szczególnie uroczyście dla zamanifestowania swego trwałego panowania na terenach polskich oraz okazania swej siły i gotowości do walki z „bolszewickim niebezpieczeństwem”. Z tych też względów na uroczystości centralne wybrano Lwów, położony na wschodnich rubieżach GG.

Autokratyczny wielkorządca GG dr praw Hans Frank, jeden z współtwórców hitleryzmu, cieszył się względami samego Hitlera i był nazywany z przekąsem przez zazdrosnych dygnitarzy III Rzeszy „królem Polski” (König von Polen), a podległe jego wszechwładzy Gubernatorstwo - Frankstadt (państwo Franka). Niedawno, bo w listopadzie 1943 r. super ważny urząd szefa bezpieczeństwa w jego rządzie objął SS-Qbergruppenführer (generał) Wilhelm Koppe, skrupulatny wykonawca zbiorowej odpowiedzialności w Warthegau. Z momentem wejścia w skład rządu Wilhelma Koppego bezpieczeństwo III Rzeszy w GG wydawało się zapewnione.


W dniu 29 stycznia 1944 r. odbyło się uroczyste posiedzenie rządu GG poświęcone rozbudowie Hitlerjugend. Okolicznościowe przemówienie do młodzieży niemieckiej wygłosił sam gubernator dr Frank. Wśród aplauzu zebranych, ale wbrew przekonaniu świata i licznych aktów dywersji, stwierdził on, że w „na zawsze niemieckim GG panuje spokój”.

Gromkie ,,Sieg-Heil!" oraz przegląd zwartych szeregów Hitlerjugend zakończyły o godzinie 16 wzniosłą uroczystość.

Z pewnością w poczuciu pełnego bezpieczeństwa wsiadał dr Frank wraz z Wilhelmem Koppem o godzinie 22.45 tegoż dnia do swej salonki na Dworcu Głównym w Krakowie, by z doborową świtą udać się na centralne uroczystości, które miały odbyć się nazajutrz we Lwowie. Miejsce w dwóch luksusowych salonkach, doczepionych do pociągu pospiesznego Kraków - Lwów (tzw. Urlaubszug) zajęli:

1) wagon salonkowy 1006 - generalny gubernator dr Frank, szef prasowy Gassner, SS-Hauptsturmführer Pfaffenroth (adiutant Franka), młodszy referent Mohr i Polizmeister Nickel;

2) wagon salonkowy 1001 - SS-Obergruppenführer Wilhelm Koppe, prezydent Gerteis, płk Fischer, ppłk Dazur.

Ponadto dołączono trzeci wagon z 25 ludźmi ochrony kolei w Krakowie, jako specjalne ubezpieczenie pociągu. O godzinie 22.45 pociąg - naładowany uzbrojonymi żołnierzami powracającymi z urlopów na front - ruszył do Lwowa.

Hitlerowską rocznicę postanowiło uczcić - oczywiście na swój sposób - polskie Podziemie. W tym celu dowództwo Okręgu Krakowskiego AK zaplanowało dwa uderzenia na niemieckie pociągi pospieszne kursujące na trasie Kraków - Lwów.

Akcje te zostały faktycznie wykonane w dniach 29-30 stycznia 1944 r. przez jednostki bojowe Komendy Dywersji Okręgu Krakowskiego AK. Wysadzenia pociągu na linii Kraków-Lwów dokonały jednostki krakowskie, a na linii Lwów-Kraków jednostki dywersyjne Podokręgu Rzeszów.


(Rozkaz opracowanie planu zamachu na Hansa Franka)

Rozkaz rozpracowania planu wysadzenia pociągu na trasie Kraków-Lwów otrzymał szef Kedywu w połowie stycznia 1944 r. bezpośrednio od „Lutego”- dowódcy Okręgu Krakowskiego AK, z zastrzeżeniem przedłożenia planu do akceptacji w ciągu kilku dni. Zadanie to zlecił wykonać mnie. Ogólne wytyczne zakładały wysadzenie pociągu wojskowego z równoczesnym przygotowaniem zasadzki ogniowej.

Pierwsza część zadania wymagała znalezienia na szlaku kolejowym odpowiedniego zakrętu, jako czynnika decydującego o powodzeniu, druga natomiast - zlokalizowania akcji w miejscu nadającym się na zasadzkę.

Z pobieżnego nawet przejrzenia mapy wynikało, że stosunkowo najlepsze warunki terenowe istnieją w rejonie Puszczy Niepołomickiej. Dla pewności przebyłem trasę Kraków-Tarnów upatrując większego zakrętu toru kolejowego. Niestety była to linia pozbawiona pożądanych w tym wypadku krzywizn.

Następnie rozpoznałem szczegółowo wraz ze „Spokojnym” Puszczę Niepołomicką i zdecydowałem się na zlokalizowanie akcji pomiędzy ówczesnymi stacjami Podłęże i Grodkowice.

W przedłożonym „Jaremie” szkicu sytuacyjnym zaproponowałem jako miejsce zasadzki rejon zalewu wodnego znajdującego się między droga Cudów-Niepołomice a stacja kolejową Grodkowice (obecnie Szarów).

Znajdujący się przy torze kolejowym niewielki zbiornik wodny i las stanowiły atuty dla zasadzki ogniowo-ruchowej, natomiast tor kolejowy nie był ani lepszy, ani gorszy od każdego innego odcinka trasy. Komendant Okręgu Krakowskiego AK „Luty” zaaprobował miejsce akcji i polecił przedłożyć sobie szczegółowe rozpracowanie zadania oraz potrzeb związanych z jego wykonaniem.

„Jarema” wyznaczył na dowódcę „Wąsacza”, któremu przydzielił mnie jako kierownika technicznego i zastępcę. Uzgodniony z szefem Kedywu plan działania zakładał:

1. Cel akcji - wykolejenie niemieckiego pociągu pospiesznego, tzw. Urlaubszugu, wychodzącego z Krakowa w kierunku Lwowa z równoczesnym wykonaniem zasadzki ogniowo-ruchowej.

2. miejsce akcji - wg zaaprobowanego przez Komendanta Okręgu Krakowskiego AK szkicu wykonanego przeze mnie.

3. Plan działania:

  1. patrol minerski spowoduje wykolejenie pociągu za pomocą ładunku wybuchowego operując od północnej strony toru;
  2. grupa uderzeniowa ostrzela wykolejony pociąg (ostatnie wagony) z broni maszynowej i obrzuci go granatami wykonując zadanie od południowej strony toru;
  3. patrol minerski i grupa uderzeniowa wycofa się po wykonaniu zadania na południe w rejon Wieliczki-Łapanowa;
  4. patrol terenowy placówki Kedywu w Niepołomicach wykona działanie pozorując odskok grupy uderzeniowej na północ przez spuszczenie łodzi na Wisłę w porcie niepołomickim i kilka demonstracyjnych strzałów.

4. Siły własne:

  1. grupa uderzeniowa złożona z oddziału partyzanckiego „Błyskawica” i formującego się „Gromu” w składzie 25 ludzi. Posiadane uzbrojenie - 3 pistolety maszynowe, karabiny i broń krótka;
  2. patrol minerski w składzie 5 ludzi. Uzbrojenie - broń krótka;
  3. patrol pozorujący z drużyny „Pomost” w Niepołomicach w składzie 6 ludzi. Uzbrojenie - karabin, broń krótka, rakietnica.

5. Zgłoszone potrzeby do Okręgu - dostawa 3 erkaemów, materiału wybuchowego (plastyk), 100 granatów i amunicji karabinowej.

6. Dowódca „Wąsacz” zajmie się przerzuceniem oddziałów partyzanckich w rejon działania do Woli Batorskiej koło Niepołomic, pobraniem z Okręgu przydzielonej broni oraz koordynacją całości akcji.

Ja zastępuję „Wąsacza” i jako fachowiec odpowiadam za przygotowanie i wysadzenie pociągu.

„Bąk”, dowódca Obwodu Dywersyjnego »Ront« (Wieliczka), zorganizuje pozorujący odskok przez Wisłę w rejonie Niepołomic.

7. Na miejsce zbiórki i postawę wyjściową dla grupy uderzeniowej i patrolu minerskiego wyznacza się zagajnik koło miejscowości Cudów, znajdujący w się w odległości 1,5 km od terenu zasadzki. Czas zbiórki - godzina 19.00 w dniu 29 stycznia 1944 r.


(Przygotowanie akcji)

Wszystkie przygotowania zależne bezpośrednio od Kedywu zostały zakończone do 27 stycznia 1944 r. Oddziały partyzanckie melinowały w Woli Batorskiej z rozkazem zameldowania się na ustalonym miejscu zbiórki.

Pozorujący odskok patrol pod dowództwem „Brzozy” (Antoni Rojowicz), poinstruowany przez „Bąka”, otrzymał rozkaz rozpoczęcia swego zadania w dniu 29 stycznia 1944 r. o godzinie 23.30.

Ładunek wybuchu został wykonany przeze mnie i „Marsa” (Zygmunt Kawecki) w mieszkaniu tego ostatniego w Wieliczce. Zastosowano do niego odpalenie elektryczne za pomocą zapalarki bateryjnej, sprawdzono działanie a zabezpieczono przed opadami atmosferycznymi. Wszystkie użyte materiały do ładunku pochodziły - z wyjątkiem spłonek - z kopalni soli w Wieliczce i zostały „zorganizowane” przez „Marsa”. Wobec braku żądanego plastyku, lub innego silniejszego materiału jako środka wybuchowego użyto trotylu granulowanego.

W skład patrolu minerskiego weszli: „Spokojny”, „Mars”, „Wróbel” i „Zawała” (Kazimierz Lorys). „Mars” miał przynieść ładunek wybuchowy na miejsce zbiórki. W tych gorących dniach „Wąsacz” dwoił się i troił dogrywając szczegóły i dopominał się w skrzynce kontaktowej Okręgu przy ulicy Grodzkiej o obiecaną fason maszynową i granaty.

Nadszedł nerwowo oczekiwany dzień 29 stycznia 1944 r. W godzinach rannych wyjechało z Krakowa w kierunku Myślenic trzech ludzi: „Wąsacz”, „Wrak” (Józef Szlachetka) i ja. Jechaliśmy furmanką podstawioną przez „Gutka” (Gustaw Bielański), dzierżawcę niewielkiego majątku we Wrząsowicach. Kpt. „Wąsacz” był ponury i apatyczny. Złożyły się na to dwie istotne przyczyny. Pierwszą i to najważniejszą było nieotrzymanie erkaemów i granatów z Okręgu, a drugą - ukrywana grypa, która widocznie dawała mu się we znaki.

Podróż do Wrząsowic przebiegała w minorowym nastroju. Dopiero na miejscu „Gutek” poprawił nieco humory kieliszkiem wódki i nieoczekiwaną deklaracją przekazania nieujawnionego, melinowanego od 1939 r. polskiego erkaemu i kilku karabinów. Obładowany tym cennym bagażem wóz „Gutka” wyruszył w dalszą drogę na wyznaczone miejsce zbiórki. Trasa prowadziła przez Sabatowice, Wieliczkę, Przybierzany, Bodzanów i Brzezie. Bezśnieżna mimo zimy, słoneczna, niemal wiosenna pogoda nie potrafiła zmienić na lepsze samopoczucia jadących.

Cicha wymiana poglądów między mną i „Wąsaczem” doprowadziła nas do wniosku, że z braku właściwego uzbrojenia wykonania zasadzki ogniowo-ruchowej na pociąg załadowany bądź co bądź uzbrojonymi frontowymi żołnierzami niemieckimi jest nader wielkim ryzykiem, sprzecznym z wojskowa zasadą ekonomii sił.

- Tak, tak Staszek! - monologowałem. - Gdy w 1940 r. Anglicy ewakuowali z Dunkierki swój Korpus Ekspedycyjny, stary Churchill kazał ładować na statki przede wszystkim ludzi, a dopiero później i w miarę możliwości wojskowy sprzęt. Słusznie dowodził, że na żołnierza trzeba czekać co najmniej 18 lat, a czołgów, samolotów czy karabinów można w takim czasie wyprodukować tysiące, setki tysięcy, miliony. A u nas? Życie za pistolet. A w konkretnym przypadku? Zamiast plastyku, karabinów maszynowych, granatów tylko rozkaz: Wysadzić! Zniszczyć!

W nie lada tarapatach znalazł się kpt. „Wąsacz”. Wyeliminowanie z akcji grupy uderzeniowej to przecież niewykonanie w pełni zadania bojowego i odgórnego rozkazu. W regularnej armii sprawa była by prosta. Służbowy meldunek wyjaśniłby sytuację, w konspiracji jednak droga do Komendanta Okręgu - jako rozkazującego w tym wypadku - była zbyt długa i zawiła. Decydować więc musi bezpośredni dowódca, biorąc pod uwagę następujące przesłanki:

a) niewywiązanie się Okręgu z przyjętych zobowiązań w zakresie dostaw broni,

b) erkaem „Gutka” nie może być użyty jako nie sprawdzony i nie przestrzelany,

c) wprowadzenie do walki 25 młodych żołnierzy-entuzjastów, do tego niedostatecznie uzbrojonych, może być najwyżej manifestacją zbrojną, a nie zasadzką ogniowo-ruchową,

d) poza tym - sentyment. Czy on, „Wąsacz”, organizator i twórca „Błyskawicy” i „Gromu”, ubóstwiany przez swych chłopców, ma prawo wysłać ich do wałki z przysłowiową motyką i narażać może na śmierć?

Wóz „Gutka” dobił na miejsce zbiórki tuż po godzinie 18 i wjechał w dość bujny, sosnowy zagajnik.

„Wąsacz” coraz bledszy wskutek wzmagającej się gorączki grypowej. Oględnie sugeruję mu łóżko zamiast akcji bojowej, ale wymowne spojrzenie dowódcy ucina dyskusje na ten temat. Zapewne obawiał się, by nie posądzono go o tchórzostwo, jak to często w takich wypadkach bywa. W każdym razie ani ja, ani ci wszyscy, którzy znali bliżej kpt. „Wąsacza” z odwagi i poświęcenia, nie potrafilibyśmy nawet tak pomyśleć. Około godziny 19 melduje się startujący z Wieliczki patrol minerski w osobach „Marsa”, „Spokojnego”, „Wróbla”, „Zawała” oraz ochotniczo „Bąka”. Na wyznaczoną godzinę nie przybywają tylko oddziały partyzanckie. Dopiero po godzinie 20.30 słychać urywek umówionej melodii i w ciszy nadchodzą „Błyskawica” i „Grom”. Spóźnienie oddziałów tłumaczy dowódca „Roman” silną penetracją terenu przez patrole niemieckie. Fakt ten był jeszcze jedną i chyba zasadniczą przesłanką do decyzji kpt. „Wąsacza”. Pozostaje bowiem zbyt mało czasu na omówienie zadania, aktualne rozpoznanie terenu i wprowadzenie „Błyskawicy” i „Gromu” na stanowiska bojowe. Pełną gotowość do akcji planowano przecież na godzinę 22 a dochodzi już godzina 21.

„Wąsacz” postanowił skierować oddziały na nowa melinę w rejonie Łapanowa, przekazując im przywieziony erkaem oraz karabiny. „Gutek” po wykonaniu zadania odjechał do domu.

Rezygnując z zasadzki ogniowo-ruchowej „Wąsacz” wyznaczył do wysadzenia pociągu patrol minerski i ubezpieczenie. Oprócz niego zostali wyznaczeni: „Mars”, „Spokojny”, „Wróbel”, „Zawała”, „Wrak", „Bąk”, „Kruk” (Józef Borkowski z „Błyskawicy”), „Zemsta” (Władysław Bajer) i ja. Wszyscy uzbrojeni w broń krótką. Około godziny 21.00 grupa ta wyruszyła z miejsca zbiórki na stanowiska. „Wąsacz” i ja ustaliliśmy bliższe miejsce akcji, a mianowicie tor około 50 m na zachód od wiaduktu kolejowego biegnącego nad drogą polna Brzezie-Niepołomice. Wysadzenie miało nastąpić od strony północnej, odskok zaś w kierunku południowym pod wiaduktem w kierunku Wieliczki.


(Przeprowadzenie akcji)

Po wykonaniu zadania miała nastąpić zbiórka w miejscu podstawy wyjściowej do akcji. Rozgorączkowany Staszek ledwie stał na nogach. Z tych też względów dowództwo faktycznie przejąłem ja. Na ubezpieczenie od strony zachodniej (Krakowa) udał się „Zawała”, „Wrak”, „Kruk”, a od strony wschodniej (Bochni) - „Bąk” i „Zemsta”, z zadaniem meldowania ustalonym hasłem głosowym ewentualnych zagrożeń. „Kruk” miał sygnalizować nadejście pociągu od strony Krakowa latarką elektryczną. Do prac minerskich pozostałem ja oraz „Spokojny”, „Mars” i „Wróbel”. Przystąpiliśmy około godziny 22.00 do zakładania ładunku wybuchowego. Robotę wykonaliśmy fachowo, dokładnie maskując sam ładunek jak i przewód elektryczny (około 30 m) do zapalarki usytuowanej na skraju niezbyt gęstego lasu.

Ostrzegawcze hasło ze strony wschodniej przerwało na krótko naszą pracę. To patrol złożony z kilku bahnschutzów przechodził po południowej stronie linii kolejowej kierując się w stronę Krakowa. Około godziny 22.20 wszystko było gotowe. Ustalono, że odpalenia dokona „Mars” na znak „Spokojnego”. Ja oświetlę zapalarkę. Każdy zajął wyznaczone stanowisko. Nastąpiły długie, denerwujące chwile oczekiwania. Oczekiwanie nie trwało jednak zbyt długo.

O godzinie 22.50 ubezpieczenie wschodnie zameldowało zbliżanie się pociągu. Wkrótce przed stanowiskami przetacza się ciężkie czarne cielsko lokomotywy pchającej przed sobą wagon-lorę z piaskiem. Około godziny 23.05 podrywa nas błysk latarki „Kruka” i narastający turkot od strony Krakowa. Drugi sygnał oznacza, że pociąg mija jego stanowisko, a więc jest blisko swego przeznaczenia.

- Ten? - podbiegam i pytam „Wąsacza”.

- Tak! - słyszę ochrypły głos.

Za chwilę nocną ciszę niepołomickiej puszczy przerywa krzyk „Spokojnego”:

- Ognia!

Naciśnięcie zapalarki przez „Marsa” i z toru kolejowego bucha słup ognia, a grad kamieni rozpryskuje się daleko po lesie i głowach zamachowców.

Obserwując wybuch stwierdzam z jednej strony nieco wczesne hasło do odpalenia, z drugiej godną podziwu orientację i refleks wytrawnego maszynisty, który z miejsca hamuje lokomotywę zmniejszając wydatnie następstwa kraksy. Pociąg wyrzucony z szyn iskrzy, podskakuje i zgięty w harmonijkę zatrzymuje się na pobliskim wiadukcie.

Po rozsadzającym uszy wybuchu nastaje chwilowa cisza. Wśród ogólnego bezruchu grupa podrywa się do odskoku. Gdy przebiega drogę pod wiaduktem na stronę południową linii kolejowej, skrzywiony i uszkodzony pociąg odzywa się niespodzianie jazgotem karabinów ochrony oraz uzbrojonych pasażerów. Błysk licznych rakiet świetlnych i huraganowa kanonada, godna niejednej bitwy, łamie sen puszczy.


(Odskok)

Jest jasno jak w dzień. Każdy strzał potęgowany echem urasta do grzmotu. Sceneria ta towarzyszy zamachowcom przez trudne pierwsze kilometry odskoku.

„Kruk” i „Zemsta” wycofali się bez większych przeszkód do Niepołomic, a „Bąk”, „Mars”, „Wróbel”, „Zawała” i „Wrak” do Wieliczki. Natomiast „Wąsacz” „Spokojny” i ja mieliśmy w tym dniu więcej kłopotów. Problemem stał się kpt. „Wąsacz”. Ten niewątpliwie odważny i wspaniały człowiek zwyciężał dotychczas grypę wielką dozą ambicji i woli, jednakże wysiłek odskoku przekroczył jego siły. Niedaleko od miejsca akcji usiadł na pniu drzewa, nie mogąc kontynuować dalszego marszu. W takim stanie ja i „Spokojny”, wzięliśmy Staszka pod ręce i osłabionego prowadziliśmy kilka kilometrów w mrokach wyjątkowo ciemnej nocy po zagrudzonych polach i rozjechanych drogach. Widząc kłopot, jaki sprawia kolegom, prosił o pozostawienie go w terenie tłumacząc, że trochę odpocznie i sam pójdzie dalej. Takie honorowe stawianie sprawy, oraz podejrzane manipulacje przy pistolecie doprowadziły - na wszelki wypadek - do rozbrojenia kpt. „Wąsacza”. Gdzieś koło Wieliczki gościnna chata chłopska i gorąca herbata zregenerowała na tyle jego siły, że w trójkę dobiliśmy rano do Raciborska. Stamtąd bryczką ofiarowaną przez „Pługa” (Krzysztof Morstin) dojechaliśmy do państwa Słapów w Lusinie, gdzie znajdował się wówczas partyzancki punkt kontaktowy i stała, opiekuńcza melina.

Patrol pozorujący odskok za Wisłę wykonał w pełni swoje zadanie. Sześciu ludzi pod dowództwem „Brzozy” spuściło dwie łodzie w Pasterniku koło Niepołomic, oddało kilka strzałów karabinowych i wystrzeliło rakiety już po drugiej stronie Wisły. Prócz tego „Brzoza” z własnej inicjatywy wykorzystał znalezione uprzednio w lesie i zrzucone przez samoloty radzieckie ulotki, pisane w języku niemieckim. Posiał, je na skraju puszczy od strony Niepołomic, w porcie na łodziach i za Wisłą. Miał na celu zastraszenie Niemców imputowanym pojawieniem się niedaleko stolicy GG radzieckiej partyzantki, która wykonała, właśnie wysadzenie pociągu i nieobciążanie w ten sposób okolicznej ludności odpowiedzialnością za zaistniałe wypadki.


(Efekty zamachu)

Efekty uderzenia na, Urlaubszug w dniu 29 stycznia 1944 r. były skromniejsze od zamierzonych. Organ prasy podziemnej BCh „Przez walkę, do zwycięstwa” z dnia 20 lutego 1944 r. pisał na ten temat:

„Zamach na generalnego Gubernatora Franka na razie się nie udał. Jechał on do Lwowa pociągiem specjalnym w nocy z 29 na 30 stycznia br. Koło stacji Grodkowice koło Niepołomic (20 km od Krakowa) nastąpił silny wybuch. Parowóz i trzy najbliższe wagony stoczyły się z nasypu, trzy następne wyskoczyły z szyn. Frank tym razem ocalał, gdyż jechał w ostatnim wagonie. Taka jest odpowiedź na jego głupawe przechwałki o lojalnym stosunku większości społeczeństwa polskiego do władz okupacyjnych”.

Skutki wysadzenia pociągu pod Grodkowicami obrazuje wnikliwie i fachowo, meldunek złożony szefowi Kedywu przez „Bąka”-„Korala”, komendanta Obwodu Dywersyjnego „Ront”. Oto jego obszerny fragment:

„Mimo że nie miałem specjalnego polecenia, uważałem za konieczne zebranie szczegółowych danych do akcji „K”[2] licząc się z tym, że one będą ważne przy planowaniu tego rodzaju akcji w przyszłości. W rozkazie swoim zaznaczyłem wykonawcy, że wszelkie dane muszą być oparte na zeznaniach wiarygodnych, toteż meldujący pisze, że na podstawie informacji naszego fachowca, który był na miejscu wypadku, oraz dalszych wiarygodnych informatorów fakty przedstawiają się następująco: Dwie godziny przed przyjazdem pociągu, którym jechał Frank, uruchomione zostały wzmocnione patrole celem ochrony kolei na odcinku lasu: 3 patrole bahnschutzów i 3 wojskowe pod dowództwem oficerów niemieckich - każdy patrol, w sile 7—9 ludzi.

Skutkiem wybuchu wyrwany został siedmiometrowy kawał szyny. Wykoleił się parowóz i 3 następne wagony oraz wóz służbowy. Zniszczeniu uległo 60 m. nawierzchni i 120 podkładów, ponieważ na tej przestrzeni sunęły po podkładach i po ziemi rozpędzone wagony, które wyskoczyły z szyn. Zdaniem fachowców pociąg musiał jechać zbyt wolno i dlatego katastrofa nie przybrała większych rozmiarów. Wykolejony parowóz i wagony zostały silnie zniszczone i wysłane do remontu w fabryce, a natomiast 7 dalszych nie wykolejonych odniosło także znaczne uszkodzenia, bo zaraz skierowano je do warsztatów głównych w Tarnowie. Spośród pasażerów nikt nie został zabity. Ciężko rannych było 18 osób, z tego 3 zmarły w drodze do szpitala, a 27 osób lżej rannych. Obsługa pociągu polska i niemiecka. Poszkodowani byli jednak sami Niemcy, jak również wszyscy pasażerowie Niemcy. Gubernator nie odniósł szwanku, mocno wystraszony denerwował się, że dwie kobiety z jego świty zostały ciężko kontuzjowane. Zaalarmowany miejscowy garnizon wojskowy w „2”[3] przewiózł ciężko rannych autami do Krakowa. Mieszkający wówczas u mnie oficer oświadczył mi, że Frank został jego autem przewieziony do Tarnowa, a stamtąd ochraniany przez esesmanów udał się do Lwowa. Usuwanie taboru i naprawa trwały 18 godzin. Podnoszenie wykolejonego taboru odbywało się za pomocą ręcznych wind, gdyż wszystkie 6 parowych dźwigów, jakie posiadała cała Generalna Gubernia, używano w tym czasie w akcjach ratunkowych w innych miejscowościach. Przy usuwaniu zajętych było 350 łudzi - 230 z warsztatu, 120 z działu. drogowego. Ruch kolejowy odbywał się po prawym torze w obu kierunkach, więc 61 pociągów doznało w tym czasie opóźnienia od 3 da 15 godzin. Na miejsce wypadku przyjechało wkrótce kilka aut z gestapowcami, przesłuchali blokowego i aresztowali go; aresztowany został również komendant odcinka kolei. O godzinie 8 na drugi dzień przyjechały do „2” dwa auta z esesmanami w celu przeprowadzenia śledztwa, gdyż stróże nocni zgłosili w nocy, iż około godziny 12 od strony lasu w kierunku Wisły przechodziła jakaś banda (nasz patrol pozorujący wycofanie - przyp. R. N. i trzy razy strzelała do psów na Piaskach, Grobli i Mszczęcinie. Ja tej nocy miałem stróża nocnego i siedząc, u znajomych słyszałem wybuch, a po 20-30 minutach ujadanie psów i jakieś trzaski od strony Wisły i zeznałem to na policji razem z gospodarzem, z którym pilnowałem.

O godzinie 6 rano przewoźnik na Wiśle zgłosił kradzież łodzi, lecz przy poszukiwaniach znaleziono je na wodzie aż za Koźlicą, to jest około 3 km. Ustalili więc, że ktoś musiał się nocą przeprawiać przez rzekę. Śledzenie i badanie w „2” i za Wisłą trwało, do południa, lecz nie dało rezultatu. Jeden z oficerów prowadzących badanie powiedział burmistrzowi, że był to planowo przygotowany zamach na gubernatora, ale że ten wyszedł szczęśliwie; jeżeli jednak podobny zamach powtórzy się w przyszłości, to wszyscy mieszkańcy okolic zostaną ukarani.”


(Analiza akcji)

Oceniając zamach na pociąg gubernatora Franka w dniu 29 stycznia 1944 r. pod Grodkowicami trzeba stwierdzić: plan, został opracowany właściwie i zawierał w sobie wszystkie elementy dywersyjnej akcji. Pozorowany odskok okazał się w pełni udanym manewrem, który skierował gestapowców na mylny trop.

Z dokumentów wynika, że uderzenie na pociąg relacji Lwów-Kraków w dniu 30 stycznia 1944 r., a więc po uroczystości we Lwowie, było przygotowywane znacznie wcześniej. Istnieje domniemanie, że decyzja Okręgu AK o akcji na kierunku Kraków-Lwów była koncepcją dodatkową.

Tymi chyba względami można tłumaczyć pośpiech w pracach przygotowawczych, brak przyrzeczonych dostaw broni, a w konsekwencji inne niż zamierzano wykonanie zadania:

- Bezpośredni wykonawcy nie wiedzieli, że w pociągu będą jechać najwyżsi dostojnicy GG.

- Zniszczeniu uległo 60 m toru kolejowego, parowóz i 4 wagony, uszkodzono 7 dalszych wagonów. Spowodowało to opóźnienie od 3 do 15 godzin 61 pociągów na super ważnej linii strategicznej, oderwało od normalnej (pracy 350 ludzi, w tym 230 fachowców warsztatowych. Skutki katastrofy zmniejszył przede wszystkim powolny bieg pociągu w dużym kompleksie lasów, które okupanci uważali zawsze za teren szczególnie niebezpieczny. Straty w ludziach (3 zabitych i 42 rannych) oraz uczestnictwo w wypadku około kilkuset pasażerów z różnych jednostek frontowych i ośrodków miały szeroki wydźwięk propagandowy, budziły poczucie strachu i niepewności wśród Niemców nawet na głębokim zapleczu.

- Generalny gubernator dr Hans Frank po raz pierwszy i zresztą jedyny w okresie okupacji znalazł się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. Leżenie na podłodze wagonu i trzęsienie portkami najwyższych dostojników GG dalekie było od opiewanego bohaterstwa „nadludzi”[4]. Wprost przeciwnie - potwierdzało przysłowie, że „strach, ma wielkie oczy”, skoro w dzienniku generalnego gubernatora podano, że eksplozja nastąpiła bezpośrednio za ostatnią osią wagonu-salonki 1006, w którym jechał Frank, podczas gdy faktycznie mina wybuchła przed parowozem.

- Wykonanie akcji tuż obok stolicy GG znamionowało zuchwałość polskiego Podziemia i wskazywało na odwetowe możliwości w wypadku dalszego stosowania przez okupanta obłędnej i zbrodniczej zasady odpowiedzialności zbiorowej.

Dokonanie zamachu na pociąg gubernatora - pomimo ścisłej tajemnicy dotyczącej jego wyjazdu - wywołało wzajemną nieufność, podejrzenia, a nawet pewne przesunięcia personalne w otoczeniu Franka i we władzach GG. Wszędobylstwo polskiego wywiadu wydawało się zastanawiające i budziło zdenerwowanie.

- Zwielokrotniona plotka, wielkość zaangażowanych po obu stronach sił i skutki wybuchu budziły grozę wśród Niemców, radość zaś i niezłomną wolę walki wśród Polaków.


(Odwet Niemców)

- Za wysadzenie dwóch pociągów na trasie Kraków - Lwów w dniu 29 stycznia 1944 r. i Lwów - Kraków w dniu 30 stycznia 1944 r. Niemcy podali w obwieszczeniu o rozstrzelaniu 100 więźniów. Koło Niepołomic wykonano wyrok na 50 Polakach.

Przypisy:

  1. Generalne Gubernatorstwo powstało formalnie 12 października 1939 r. Dla przypodobania się Hitlerowi gub. Frank przejął władzę w GG w dniu 30 stycznia 1940 r. Data ta była rocznicą przejęcia władzy przez Hitlera w Niemczech.
  2. „K” - kryptonim akcji kolejowej zastrzeżonej do decyzji Komendy Okręgu AK
  3. „2” kryptonim miejscowości Niepołomice, „1” kryptonim miejscowości Staniątki.
  4. Borys Polewoj (Notatnik z Norymbergii, Warszawa1970, s. 347) tak pisze o gub. Franku: „Hans Frank („obiecujemy Führerowi uwolnić Polskę od Polaków, oczyścić ją dla dynamicznych i silnych narodów, zrobić z poddanej jego władzy ludności kotlet siekany”) pojawia się w drzwiach chwiejąc się. Idzie krokiem lunatyka, potyka się o kanty pulpitów. Po wysłuchaniu wyroku śmierci przez powieszenie dramatycznie rozkłada ręce. Dowiedzieliśmy się później, że ze strachu zrobił w spodnie.”

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi