Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Rozdział III: Działalność Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała”


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

[w:] Radosław Bartak, Samodzielny Batalion Partyzancki „Skała” AK. Zarys historii i działań bojowych. Praca magisterska w Instytucie Historii UJ, 2008.



Spis treści

1. Działalność od momentu powstania do bitwy pod Złotym Potokiem

Zasadniczym planowanym zadaniem dla SBP „Skała” miało stać się uderzenie z zewnątrz na Kraków. Wcześniej, po przeprowadzeniu koncentracji oddziałów partyzanckich, Batalion miał przemieścić się w rejon Ojcowa, a następnie w okolice Lasku Wolskiego. Stamtąd planowano uderzyć na koszary w Cichym Kąciku, opanować Dom Akademicki znajdujący się przy Błoniach, w którym swoje kwatery miał oddział SS „Totenkopf”, zaś po wykonaniu tych zadań wedrzeć się do centrum w okolicach ulic Krupniczej i Sieradzkiego i dotrzeć do Teatru im. J. Słowackiego.

Plany te nie zostały zrealizowane, głównie przez utknięcie rosyjskiej ofensywy na Wiśle oraz Wisłoce, i w tej sytuacji mjr „Skała”, w obliczu coraz bardziej wzrastającego zagrożenia ze strony Niemców (pacyfikacja Rzeczpospolitej Kazimiersko – Proszowickiej), postanowił zmienić miejsce postoju Batalionu. W nocy 15/16 sierpnia oddział wyruszył na północ, kierując się przez Biórków, Przesławice, Przemęczany i Rzędowice do Dziemierzyc. Po drodze, dla prowadzenia działalności dywersyjnej, do Krakowa został oddelegowany por. „Czesław”, zabierając ze sobą kilku partyzantów: Tadeusza Królikowskiego „Murzyna”, Antoniego Szczyrka „Stefana”, Stanisława Bieniasza ”Jadzię”, NN - „Janka” oraz Karola Paplucza „Iskrę”[1].

Nieco wcześniej, bo 7 sierpnia, jeszcze w czasie koncentracji oddziałów, partyzanci prowadzili działania przeciw Niemcom. W tym dniu koło miejscowości Mogiła doszło do starcia kilku z nich z oddziałem niemieckich lotników. W czasie walki jeden Niemiec zginął, zaś drugiego wzięto do niewoli. Kolejną akcję przeprowadził patrol składający się z Wojciecha Niedziałka „Judasza”, Jerzego Bastera „Gali” oraz Zdzisława Meresa „Orlika”. Na drodze Kocmyrzów – Proszowice zaatakowali oni niemiecki samochód, z którego wysiadło dwóch cywilów. Po rozbrojeniu puszczono ich wolno, a sam samochód przeszedł na własność Batalionu.

Kolejne akcje partyzanci przeprowadzili już po wyruszeniu na nowe miejsce postoju. 17 sierpnia na polecenie dowódcy kompanii „Błyskawica” oddziałek w składzie: Jan Sikora „Barycz”, Kazimierz Ludyga „Leonidas”, Stanisław Kozera „Szczygieł”, Stefan Tarnowski „Kmicic” oraz Mieczysław Barycz „Lis”, wyruszył do Racławic z zadaniem zarekwirowania produktów żywnościowych z miejscowej mleczarni. Akcja przyniosła zdobycie dwóch beczek masła oraz dwóch wozów pełnych sera. W czasie postoju w Dziemięrzycach partyzanci przypadkowo trafili na ślad niemieckich konfidentów, Alfreda Maliny „Tatry” oraz „Synka”. Ten drugi w firmie, w której pracował, rozpracował tamtejszą komórkę AK, na skutek czego aresztowano, a następnie rozstrzelano kilka osób. Pracowali tam także partyzanci Batalionu - Karol Szymoniak „Lolek” oraz Jan Kozdroń „Rolf”, którym jednak udało się uciec w czasie obławy i zostali skierowani do oddziałów partyzanckich. To właśnie oni ich rozpoznali. Sąd polowy skazał obu konfidentów na karę śmierci. Wyrok został wykonany natychmiast[2].

20 sierpnia patrol konny Batalionu w składzie: „Zając”, „Ryś” i „Sas”, w miejscowości Góry Miechowskie zaatakował motocykl z przyczepą, w którym jechało trzech Niemców. W wyniku akcji partyzanci zdobyli 2 karabiny i 3 granaty. Tymczasem reszta Batalionu z Dziemięrzyc przez Klonów, Kalinę Wielką, Giebułtów i Buczkowice 20 sierpnia dotarła do miejscowości Sadki, znajdującej się w lasach niedaleko Książa Wielkiego. W drodze do Sadek patrol kompanii „Grom – Skok” w składzie: Bolesław Woźniak „Waligóra”, Bolesław Dyrda „Mruk”, NN - „Mały I”, NN - „Murzyn I”, Zbigniew Kurz „Żubr” oraz sanitariuszka „Helena”, pojechali zdobytym pod Sielcem samochodem i w okolicy wsi Góry Miechowskie włączyli się do walki toczonej przez oddział Stanisława Jazdowskiego „Żbika” ze 106 Dywizji Piechoty AK. W wyniku ciężkiej walki Niemcy stracili 10 zabitych oraz 2 samochody, zaś z partyzantów zginął dowódca oddziału „Żbik”. Patrol „skałowców” w czasie tej akcji wzbogacił się o 2 karabiny, 1 pistolet Parabellum oraz 4 granaty i po skończonej walce powrócił do Batalionu w nowym miejscu postoju w Sadkach[3].

Kolejna akcja miała miejsce w Zaryszynie. 21 sierpnia dowództwo terenowych oddziałów AK powiadomiło mjr. „Skałę”, że Ukraińcy z oddziału SS – Galizien przyjechali spacyfikować tę wieś. Na wieść o tym dowódca Batalionu natychmiast zarządził alarm i partyzanci wyruszyli na pomoc polskiej ludności. Już w odległości 3 km od pacyfikowanej miejscowości Ukraińcy otworzyli ogień do partyzantów i rozpoczęła się obustronna strzelanina. Dzięki przewadze ogniowej, a także większej woli walki, udało się „skałowcom” wyprzeć wroga z Zaryszyna, dzięki czemu nie doszło do pacyfikacji tej wsi. W czasie akcji zginęło trzech Ukraińców. Partyzanci nie ponieśli żadnych strat. Mimo, że „akcja ta, chociaż osiągnęła swój cel, [ to jednak] nie spełniła głównego pragnienia atakujących, jakim było zdobycie broni”, to niewątpliwie „ […] najcenniejszą [zdobyczą] była psychologiczna podbudowa żołnierzy baonu. Przekonali się, że nawet przy znacznej liczebnej przewadze wroga i jego przewagi w uzbrojeniu można go pokonywać i to nawet bez strat własnych”[4].

Tuż po tej walce mjr „Skała” postanowił opuścić wieś Sadki i przeniósł kwatery Batalionu do lasów w okolicach Książa Wielkiego. Zbudowano tam szałasy, które miały pełnić rolę partyzanckich siedzib. Jednocześnie dowództwo Batalionu zostało poinformowane, że na pobliskich polach koło Zaryszyna „Skała” miała odebrać planowany zrzut. Nie doszło jednak do niego (głównie ze względu na fakt, iż w owym czasie priorytet w zakresie dostaw uzbrojenia przyznano powstańczej Warszawie) i tym samym w dalszym ciągu oddział ten nie posiadał dostatecznej ilości uzbrojenia.

26 sierpnia 1944 r. część trzeciej kompanii „Grom – Skok” ubezpieczała partyzanckie siedziby od strony szosy Kraków – Warszawa. W pewnym momencie do lasu zaczęły się zbliżać 2 samochody wypełnione niemieckimi żołnierzami. Partyzanci postanowili zastawić na nich pułapkę. W odległości ok. 250 m od lasu oba samochody zatrzymały się i wtedy odezwały się partyzanckie karabiny. Z uwagi na to, że odległość między walczącymi była zbyt duża, potyczka nie przyniosła obu stronom żadnych strat, Niemcy jednak na placu boju pozostawili jakże cenną dla partyzantów broń – 2 karabiny, 1 pistolet, 6 granatów, a ponadto samochód ciężarowy, 1 nowy mundur oraz mapy okolicznych terenów z zaznaczonymi liniami planowanych umocnień[5].

Porażka Ukraińców w Zaryszynie spowodowała u nich chęć odwetu. O świcie 28 sierpnia z Bukowskiej Woli koło Miechowa wyjechała ponad 700-osobowa karna ekspedycja SS – Galizien, która miała dokonać pacyfikacji Zaryszyna oraz zemścić się za poprzednią porażkę. I tym razem jednak wywiad terenowych oddziałów AK stanął na wysokości zadania, natychmiast informując mjr. „Skałę” o ruchach Ukraińców. Wysłany zwiad konny pod dowództwem „Karpia” w pełni potwierdził dane wywiadu, zarówno co do liczebności karnej ekspedycji, jak i trasy ich przemarszu. Dowódca Batalionu, mimo wyraźnej przewagi wroga, postanowił zastawić na niego pułapkę. Uderzenie miało pójść z kilku stron: kompania „Błyskawica” miała zająć stanowiska niedaleko leśniczówki Wały i prowadzić pojedynczy ogień, pozorując tym samym, że w lesie znajduje się nieduży oddział; 40 partyzantów dowodzonych przez Czesława Szygalskiego „Misia II” zostało wysłanych na jednym ze zdobycznych samochodów do wsi Krzeszówka, położonej niedaleko szosy Kraków – Warszawa, skąd mieli oni prowadzić natarcie; kpt. „Powolny” z kolei otrzymał rozkaz, by wraz z jednym plutonem z kompanii „Błyskawica” ubezpieczać partyzancki obóz, jednocześnie prowadząc wsparcie dla atakującego Batalionu. Mjr „Skała” akcję tę planował przeprowadzić wspólnie z kwaterującymi niedaleko oddziałami ze 106 DP AK, jednak, jak się później okazało, łącznik wysłany do nich nie dotarł.

Punktualnie o godz. 11 w momencie pojawienia się w miejscu zasadzki Ukraińców partyzanci otworzyli z karabinów huraganowy ogień. Wróg, zupełnie zaskoczony, rozpoczął odwrót w kierunku Krzeszówki, gdzie uprzednio wysłany oddział pod dowództwem „Misia II” rozpoczął ostrzał. W ten sposób karna ekipa pacyfikacyjna dostała się w pułapkę i jedyna możliwość ucieczki prowadziła w stronę Książa Wielkiego. Tam właśnie, według planu mjr. „Skały”, na uciekających Ukraińców miały już czekać oddziały 106 DP AK, które miały doprowadzić do zamknięcia okrążenia. Jednak, jak już wcześniej wspomniano, łącznik wysłany do sztabu tej dywizji nie dotarł i w konsekwencji mjr Pańczakiewicz wydał rozkaz zaprzestania pościgu i powrotu na partyzanckie kwatery. Obawiał się on przede wszystkim szybkiej kontrakcji uciekających oddziałów, wspomaganych przez stacjonujące w pobliżu jednostki niemieckie. Wprawdzie obawy te okazały się nieuzasadnione, ale wkrótce nad partyzantów nadleciały 2 bombowce Junkers Ju – 86, które prowadziły ciągły ostrzał. Dzięki wzorowo prowadzonemu wycofaniu się cały Batalion wkrótce dotarł do zbawiennej ściany lasu, nie ponosząc żadnych strat[6].

W wyniku akcji pod Krzeszówką zostało zabitych 7 Ukraińców, a wielu z nich zostało rannych. Na drugi dzień na stanowiska Batalionu nadleciały samoloty niemieckie, tym razem jednak ich celem nie był atak, ale zrzut ulotek wzywających partyzantów do walki z Armią Czerwoną. Nic to nie dało, więc, jak pisze kpt. „Powolny”:

„Pobyt Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego »Skała« w lasach majątku Książ Wielki był dla Niemców wielce kłopotliwy. Trzy starcia w ciągu zaledwie kilku dni dowodziły, że partyzanci są ruchliwi i niebezpieczni. Na szosie Warszawa – Kraków samochody musiały jeździć w dużych konwojach, a nocą ruch ustawał całkowicie. Taka bezkarność, i to z dala od frontu, była dla okupanta nie do zniesienia.

Mjr „Skała” zdawał sobie również sprawę z tego, że zagrożenie ze strony nieprzyjaciela ustawicznie wzrasta, rozkaz jednak dowódcy Grupy Operacyjnej »Kraków« nakazywał utrzymać tę kluczową pozycję. Intensywne rozpoznanie lotnicze przeprowadzane codziennie przez Niemców wskazywało, że święci się coś niedobrego”[7].

I rzeczywiście planowana była wielka obława. Już w nocy 29/30 sierpnia 1944 r. do dowództwa Batalionu doszły pierwsze sygnały zapowiadające ją. Zostały one potwierdzone nad ranem 30 sierpnia przez wysłany w rejon Moczydła zwiad konny pod dowództwem „Karpia”. By lepiej rozpoznać siły nieprzyjaciela w rejon Sadek udał się patrol z 2 kompanii „Błyskawica” pod dowództwem Bronisława Molina „Bronka” w składzie: Jan Smykal „Kamień”, Tadeusz Augustyniak „Kryjak”, Jerzy Josse „Szary” oraz Zbigniew Marszałek „Ursus”. Kiedy doszli oni do pierwszych zabudowań postanowili wstąpić do jednego z domów, by dowiedzieć się czegoś więcej o ruchach Niemców. Kiedy jednak już mieli wchodzić, nagle, ukryci za krzakami żołnierze Wehrmachtu, otworzyli do nich ogień. W wyniku zasadzki zginęli „Szary”, „Kamień” oraz „Ursus”, zaś udało się ujść jedynie „Bronkowi” oraz rannemu w rękę „Kryjakowi”.

Na wieść o tym mjr „Skała” postanowił wzmocnić ubezpieczające las od strony drogi Kraków – Warszawa patrole z 3 kompanii „Grom – Skok”. W swych rachubach nie pomylił się, gdyż właśnie z tamtego kierunku nadeszli Niemcy. Wobec przewagi ogniowej wroga pluton dowodzony przez ppor. Zbigniewa Gawlika „Żmiję” postanowił wycofać się na z góry upatrzone pozycje i stamtąd ostrzeliwać Niemców. Tymczasem na wschód od pozycji 3 kompanii już od 29 sierpnia kwaterował oddział przybyły z Kielecczyzny o kryptonimie „Zawisza”. W rejon jego działania celem rozpoznania wyruszył pluton dowodzony przez ppor. Mieczysława Lasotę „Jerzego” w składzie: Zbigniew Gertych „Dąbrowa”, Alfons Gara „Błysk”, Wieńczysław Kogut „Orlot”, Kazimierz Kardasiński „Pik” oraz Edward Hofmann „Wyrwa”. Tam jednak, zamiast partyzantów „Zawiszy”, patrol natknął się na żołnierzy niemieckich, którzy natychmiast rozpoczęli ostrzał. W jego wyniku zginęli „Jerzy”, „Błysk” oraz „Pik”, pozostali zaś partyzanci zdołali wycofać się do lasu.

W obliczu tak sporych strat oraz coraz bardziej zacieśniającego się okrążenia, mjr „Skała” zadecydował, że Batalion będzie się przebijał po osi Wały – Zaryszyn – lasy Sancygniowskie. Atak na pozycje niemieckie miały wykonać: z prawego skrzydła kompania „Huragan” dowodzona przez kpt. „Korala”, zaś z lewego pozostałe 2 plutony „Błyskawicy” na czele z ppor. Zbigniewem Waruszyńskim „Dewajtisem”. Z kolei kpt. „Powolny” wraz z jednym z plutonów kompanii „Błyskawica” dostał zadanie osłony rejonu lasów między Książem Wielkim a Krzeszówką do czasu przebicia się Batalionu z obławy.

Niespodziewane natarcie zupełnie zaskoczyło Niemców i spowodowało powstanie wyrwy w ich szeregach, przez którą możliwe stało się wycofanie Batalionu. Po drodze partyzanci utracili 2 zdobyczne samochody, które zepsuły się i nie było już czasu na ich naprawę. Przebicie się przez pierścień okrążenia w pełni się jednak udało i poprzez wieś Zaryszyn wieczorem 30 sierpnia oddział dotarł do Knyszyna. Po drodze stoczono jeszcze kilka potyczek z Niemcami, głównie celem dozbrojenia.

W ten sposób Batalion zdołał ujść obławie i uniknąć niechybnego zniszczenia. Stało się to jednak kosztem życia sześciu partyzantów. Niemcy w tej walce stracili o wiele więcej ludzi, jednak dokładnej ich liczby nie udało się ustalić. Wieczorem 30 sierpnia na pole bitwy bryczką wyjechały dwie sanitariuszki - Łucja Miarecka „Lucyna” oraz Teresa Wójcik „Tereska”. Znalazły one rannego „Dąbrowę” i natychmiast przewiozły do obozu, skąd przetransportowano go do szpitala w Krakowie. Z kolei ciała zabitych kolegów do partyzanckiej kwatery przewiózł Stanisław Malinowski „Braciszek”. O zmierzchu 31 sierpnia pochowano je w lesie Sancygniowskim[8].

Tuż po bitwie i wycofaniu się, mjr „Skała” wysłał patrol z kompanii „Grom – Skok” pod dowództwem Wojciecha Niedziałka „Judasza” po żywność dla Batalionu do Liegenschaftu w Złotej. Partyzanci zarekwirowali tam 11 krów i byka, co niewątpliwie poprawiło nastroje żołnierzy. W nocy 31 sierpnia/1 września mjr „Skała” postanowił zmienić miejsce postoju oddziału i przez Wolę Knyszyńską, Zaryszyn oraz Krzeszówkę zakwaterował się on w rejonie wsi Wodacz. Z nowego miejsca postoju przez dwie kolejne noce patrol pod dowództwem Kazimierza Lorysa „Zawały” wyruszał na pola zaryszyńskie celem odebrania zapowiedzianych zrzutów. Według informacji radiowych miały przybyć 3 samoloty z Włoch, jednak ostatecznie żaden z nich nie dotarł. Później okazało się, że zostały one zaatakowane nad Węgrami przez niemieckie myśliwce i dwa z nich, lekko uszkodzone, wróciły do bazy, zaś trzeci spadł koło Krzeszowic[9]. Niewątpliwie broń otrzymana ze zrzutów wydatnie pomogłaby Batalionowi, szczególnie, że został on przeznaczony do wyruszenia na pomoc powstańczej Warszawie.


2. Bitwa pod Złotym Potokiem

14 sierpnia 1944 r. Dowódca Armii Krajowej gen. Tadeusz Komorowski „Bór” wysłał do Londynu depeszę następującej treści:

„[…] Bitwa o Warszawę trwa nadal, pomimo wielkiej przewagi nieprzyjaciela. Sytuacja wymaga natychmiastowej odsieczy dla stolicy. Nakazuję wszystkim dobrze uzbrojonym oddziałom pospieszny marsz na Warszawę, celem zaatakowania wojsk niemieckich dookoła stolicy, przerwania się przez nie i wzięcia udziału w walkach wewnątrz miasta”[10].

Na apel ten chciał także odpowiedzieć mjr Jan Pańczakiewicz, namawiany do tego dodatkowo przez dowódcę patrolu BiP-u Batalionu ppor. Zygmunta Kmitę „Piotra”. Na przeszkodzie jednak stanęły dwie sprawy – pierwsza to brak oczekiwanego zrzutu broni dla oddziału, a druga to wyraźny rozkaz dowódcy GO „Kraków” płk. „Gardy”, który nakazywał Batalionowi utrzymanie kluczowych pozycji niedaleko szosy Kraków – Warszawa.

Sytuacja jednak zmieniła się radykalnie po bitwie z 30 sierpnia 1944 r. oraz braku zapowiadanych zrzutów. Mając to na uwadze na odprawie w dniu 2 września 1944 r.[11] na ponawianą już kolejny raz prośbę mjr. „Skały” o możliwość wyruszenia na pomoc walczącej Warszawie płk Godlewski tym razem wyraził zgodę. Była to jednak wyprawa niezwykle ryzykowna, jako że nie gwarantowała przybycia na czas do Warszawy (powstanie mogło już wygasnąć), miała być prowadzona przez zupełnie nieznane partyzantom tereny, a ponadto Batalion był zbyt słabo uzbrojony[12], by mógł podjąć skuteczną walkę z Niemcami. Mimo tego jednak mjr Pańczakiewicz był już zbyt mocno zdecydowany na marsz ku Warszawie, by coś mogło go od tego odwieść. Jednak „[…] partyzancka brać i dowódcy pododdziałów patrzyli na sprawę zimniej i rozsądniej. Takiego optymizmu nie uzasadniały bowiem dotychczasowe akcje, balast ludzi bez broni i będące kulą u nogi tabory. Wielu marzyło nadal o Podhalu, chciało walczyć, a jeżeli trzeba ginąć, to na bliższej sercu krakowskiej ziemi”[13]. Mimo tego jednak mjr „Skała” wydał rozkaz do wymarszu.

Poprzedziła go reorganizacja Batalionu. Na miejscu obecnego postoju pozostawiono punkty sanitarne, służby łączności oraz starszych wiekiem oficerów. Zwolniono, poza wcześniej już przekazanymi do 106 DP AK 30 żołnierzami, dalszych 70 partyzantów, i w ten sposób w Batalionie pozostało ok. 450 żołnierzy. Zmniejszono także liczbę taborów, tak że w podróż oddział wyruszył z dziewięcioma wozami. Wszystkie te zabiegi poczyniono po to, by marsz trwał jak najszybciej i bez zbędnego balastu[14].

Wieczorem 3 września Batalion wyruszył ku Warszawie. „Skała” wybrał trasę na północny – zachód, która, choć dłuższa od innych, to jednak była znacznie bezpieczniejsza, jako że biegła poza budowaną przez Niemców wzdłuż Nidy i Pilicy linią okopów. Przy przekraczaniu linii kolejowej Kraków – Warszawa partyzantów postawiono w stan pełnej gotowości bojowej, jako że w Tunelu oraz Kozłowie znajdował się liczący 400 ludzi garnizon ochrony kolei. Nie zareagował on jednak na przemarsz oddziału i następnie poprzez Kowalów, Klimontów oraz Mstyczów rano 4 września Batalion dotarł do Lasów Krzelowskich, gdzie zatrzymał się na wypoczynek w rejonie majątku rodziny Wojciechów. Tutaj mjr „Skała” wpadł na świetny pomysł, mający na celu zdezorientować Niemców co do liczebności zgrupowania przez siebie dowodzonego. Koło Jeżowa pozostawił on 1 kompanię „Błyskawica” wraz z 4 wozami i kazał jej krążyć przez kilka godzin w okolicy Klimontowa. Podstęp ten udał się w zupełności, gdyż według meldunków miejscowych konfidentów oddział Pańczakiewicza miał liczyć aż 15 tys. partyzantów i Niemcy, sądząc że mają przed sobą ogromne siły, nie podejmowali z nimi walki.

Okazja jednak do niej pojawiła się sama. W Mstyczowie kwaterował sztab niemieckiej dywizji rezerwowej, którego dowództwo postanowiło urządzić polowanie w lesie. Wiadomość tę partyzantom przekazał miejscowy leśniczy. Mjr „Skała” postanowił skorzystać z okazji, urządzić zasadzkę i zdobyć choć kilka sztuk tak bardzo potrzebnej broni. Do przeprowadzenia tej akcji wyznaczono patrole z 2 i 3 kompanii. Po dłuższym oczekiwaniu w miejscu zasadzki Niemcy jednak się nie pojawili. Dowodzący akcją por. Aleksander Migał „Szczerba” nakazał powrót do kwatery Batalionu. W czasie marszu partyzanci przypadkowo natknęli się na furmankę wiozącą siedmiu lotników niemieckich. W trakcie strzelaniny zginęło trzech Niemców, zaś dwóch zostało rannych. Partyzanci wyszli bez walki bez żadnych strat. Akcja ta postawiła w stan pogotowia miejscowe jednostki Wehrmachtu, jednak były one zbyt słabe na podjęcie ataku[15].

Wieczorem tego samego dnia Batalion wyruszył w dalszą drogę, prowadząc bardzo forsowne i uciążliwe marsze (ok. 20 – 30 km dziennie). Kierował się na północ i poprzez miejscowości Raszków, Sprowę, Wywła, Przybyszów oraz Tarnawę Górną dotarł na nowe miejsce postoju w folwarku Zagórze w lasach majątku Szczekociny. Tutaj do oddziału terenowego dowodzonego przez Eugeniusza Smarzyńskiego „Malinowskiego” odeszło 25 partyzantów, którym różne dolegliwości nie pozwoliły na kontynuowanie marszu. Dość długi odpoczynek pozwolił na uzupełnienie zapasów, umycie się, ogolenie oraz podreperowanie ubrań i butów. Znalazł się także czas na wesołe chwile, m. in. kilku partyzantów bawiło swych kolegów i koleżanki żartami oraz kabaretami, a wszyscy śpiewali partyzanckie piosenki. Do najbardziej lubianych należały m. in. „Rozszumiały się wierzby płaczące”, „Jak u »Skały« służyć mile” czy „Modlitwa o zwycięstwo”[16].

8 września 1944 r. Batalion wyruszył w dalszą drogę przeprawiając się przez most na Pilicy w rejonie tzw. Suchego Młyna, a następnie zagłębiając się w lasy po drugiej stronie rzeki. Koło mostu znajdowała się niemiecka strażnica wojskowa. Na widok tak licznego zgrupowania polskich partyzantów Niemcy natychmiast uciekli, pozostawiając cały ekwipunek, umundurowanie oraz 6 karabinów, które nieco wzmocniły Batalionowy arsenał. Po przejściu przez lasy majątku Nakło, partyzanci dotarli do miejscowości Biała Wielka, skąd w nocy 10/11 września przez Bełchów, Skrajniwę oraz Konstantynów ruszyli do lasów nadleśnictwa Żrebie. Nad ranem 11 września oddział rozbił obóz w rejonie tzw. Kaczych Błot w lasach obok miejscowości Złoty Potok, ok. 100 km od Krakowa[17].

Według meldunków w pobliżu miejsca postoju oddziału nie znajdowały się żadne poważne siły wroga, dlatego mjr „Skała” postanowił dać wytchnienie zmęczonym partyzantom, sam zaś, po przeprowadzeniu odprawy dowódców poszczególnych kompanii, udał się do odległej o ok. 4 km gajówki, gdzie miał się spotkać z dowódcą 7 Dywizji Piechoty AK Czesławem Gwido – Kawińskim „Rudolfem”. Na czas swojej nieobecności dowództwo przekazał kpt. „Koralowi”, który jednak z powodu złego stanu zdrowia swe uprawnienia przelał na kpt. „Powolnego”.

„Skała” w towarzystwie „Spokojnego”, „Piotra” oraz łącznika terenówki, osłanianych przez partyzantów ze zwiadu konnego: Franciszka Piaskowika „Lwa”, Feliksa Skrochowskiego „Sulimę” oraz Jana Kałuckiego „Zająca”, wyruszył bryczką na umówione miejsce spotkania. Po drodze zostali oni zaskoczeni przez patrol własowców przebranych w polskie mundury. W wyniku ostrzału zginęli „Lew” oraz „Piotr”, reszcie zaś partyzantów, w tym „Skale” oraz „Spokojnemu”, udało się uciec. Strzelanina ta, poza śmiercią dwóch żołnierzy, miała inną jeszcze przykrą konsekwencję. Zdekonspirowała ona bowiem pobyt Batalionu w lasach Złotopotockich, na które to właśnie 11 września 1944 r. Niemcy zaplanowali zakrojoną na bardzo szeroką skalę akcję przeciwpartyzancką. Pierwszy jej etap miał trwać do 16 września. Wzięło w niej udział ok. 4,5 tys. świetnie wyszkolonych w walkach z partyzantami i odpowiednio wyposażonych żołnierzy Wehrmachtu, własowców oraz ochotników z różnych krajów Europy i, jak pisze Ryszard Nuszkiewicz, „[…] pech tylko chciał, że na czołowym miejscu tej operacji znalazły się Lasy Złotopotockie i kwaterujący tam w czasie przemarszu Samodzielny Batalion Partyzancki »Skała«”[18].

Warunki terenowe w okolicach postoju Batalionu przedstawiały się następująco:

- na północy, na skraju lasu, w którym oddział kwaterował, przebiegała linia kolejowa Koniecpol – Częstochowa. Pomiędzy lasem a torami znajdowały się mokradła, zaś za torem był lasek i dalej przestrzeń otwarta;

- od zachodu przebiegała szosa Janów – Przyrów;

- od południa las zamykała szosa Janów – Lelów;

- na wschodzie z kolei znajdowała się szosa Lelów – Koniecpol.

Poszczególne kompanie batalionu zajmowały stanowiska w następujących rejonach:

- „Huragan” – na południowy – zachód od kwatery Batalionu, w okolicach skrzyżowania dróg Janów – Przyrów i Janów – Lelów;

- „Błyskawica” - po stronie zachodniej, w okolicach mokradeł;

- „Grom – Skok” – na południowy – wschód od miejsca postoju oddziału, w rejonie wsi Kacze Błota;

- w odwodzie pozostawał pluton specjalny ppor. „Marsa” oraz zwiad konny ppor. „Karpia”.

Plan niemiecki przewidywał zmasowane uderzenie trzema kolumnami: zachodnia miała się posuwać od strony szosy Janów – Przyrów, południowo – zachodnia z rejonu Janowa, a południowa z Bystrzanowic. Oprócz tego od strony wschodniej w okolicach wsi Konstantynów stanowiska zajęły dwie konne sotnie kozaków z ROA (Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej – własowców). Zadaniem oddziałów niemieckich było uderzenie na pozycje partyzantów oraz zepchnięcie ich na północ w kierunku bagien, a gdyby ten plan się nie powiódł, to ostatecznego rozbicia miała dokonać rosyjska kawaleria[19].

Pierwsze uderzenie poszło na partyzantów z kompanii „Huragan”. Jak wspomina uczestnik tych walk:

„Szybki atak hitlerowców nie pozwolił na okopanie się chociażby w formie namiastki stanowisk. Tornistry służyły jako podpórki dla strzelających. Jak na dłoni widać było atakujących szeroką tyralierą hitlerowskich żołdaków. Byli świetnie uzbrojeni. Co piąty posiadał karabin maszynowy typu MG – 42 lub MG – 34. Idąc strzelali na oślep długimi seriami. Z początku na strzały nie odpowiadamy. Trzeba poczekać aż wróg podejdzie bliżej, aby strzały były jak najbardziej skuteczne. Kiedy Niemcy podeszli zupełnie blisko, otworzyliśmy huraganowy ogień. Widać było jak kilku szwabów wywracając się pada na ziemię. Jednak i u nas są straty. Zostaje zabitych dwóch celowniczych: »Jastrząb« [Andrzej Czarnota] i »Mrówka« [Michał Czarnota], a za chwilę pada ciężko raniony trzeci z kolei celowniczy »Łęczyc« [Jan Fiszer]. W morderczej walce pada jeszcze »Orlik II« [nieznany z nazwiska], »Odrowąż« [N. Zarębowicz], »Wilk II« [Adam Wilczyński] i »Jankiel« [Julian Zdebski]. Rannych »Żabę« [Kazimierza Zapióra], »Wira« [Czesława Błaszczyka], »Lisa« [Józefa Donatowicza] wyprowadza do tyłu sanitariuszka »Fiołek« [Klementyna Zienkiewicz].

Napór hitlerowców wzrasta jeszcze bardziej i oddział musi się wycofać. Ranny »Łęczyc« zostaje na stanowisku i do ostatniej chwili życia osłania kolegów. Karabin maszynowy przejmuje »Śruba« i strzelając seriami wycofuje się do stanowisk Baonu”[20].

Kilkanaście minut po ataku na kompanię „Huragan” niemieccy żołnierze rozpoczęli natarcie na pozycje kompanii „Grom – Skok”. Opór na tym odcinku był jednak silniejszy, gdyż partyzanci byli lepiej uzbrojeni. Szczególnie skutecznie strzelały lkmy Tadeusza Janiaka „Kropki” oraz Leonarda Wroderskiego „Szydły”, zaś sam plut. NN - „Bugaj” zdołał zastrzelić czterech Niemców. Ci jednak także zebrali krwawe żniwo, jako że zginął Ryszard Wańkowski „Tatar”, zaś ciężkie rany odniósł „Bugaj” oraz Adolf Tatarczuch „Czarny”. Walka trwała tutaj do godz. 15-tej, kiedy to dowodzący Batalionem w zastępstwie „Skały” kpt. „Powolny” wydał rozkaz wycofania się do tyłu na nowe pozycje obronne.

Tymczasem na odcinku kompanii „Błyskawica” jak dotąd panował spokój. „Powolny” chciał jak najszybciej wyprowadzić Batalion z pułapki, lecz ani nie znał zamiarów przeciwnika, ani jego dokładnej siły. Wysłane dwa patrole pod dowództwem Jerzego Bastera „Gali” oraz Witolda Leśniaka „Wilka” zameldowały, że we wsi Konstantynów znajdują się 2 sotnie Kozaków oraz że na zachód, tam gdzie były mokradła, jest sucho, co umożliwia przeprawę. Na wieść o tym „Powolny” postanowił przedzierać się właśnie w tamtym kierunku. W międzyczasie partyzanci radzieccy walczący w Batalionie – „Antipow”, „Fiedor”, „Mikołaj” oraz ”Iwan”, udali się na koniach do obozu własowców pozorując ich sprzymierzeńców. Śmiała wyprawa zakończyła się wprowadzeniem zamieszania w szeregach Rosjan oraz zranieniem obsługi ckmu. Kosztowało to jednak życie „Antipowa”.

Dochodziła już godz. 16.30 i partyzanci coraz wyraźniej widzieli zbliżających się Niemców. W pewnym momencie z zarośli wyskoczył jeden z nich i, jak relacjonuje „Powolny”:

„- Wo sind eure Offiziere? – krzyknął i zamierzył się z peemu w kierunku cekaemu i moim.

- Ognia! – krzyknąłem do »Robinsona«.

Niemiec zrobił to jednak szybciej i uskoczył wprawnie w krzaki. Długa seria rozryła ziemię tuż przed moimi stopami i przy cekaemie.

- Jestem ranny w ramię – zameldował cicho »Wrona« opuszczając stanowisko pierwszego amunicyjnego.

Położyłem się na stanowisku celowniczego.

- »Robinson«, trzymaj taśmę! – rozkazałem.

Sprawdziłem i opuściłem celownik, bo odległość do Niemców nie wynosiła więcej niż 50 m. Przyłożyłem wygodnie kolbę do ramienia i nacisnąłem spust. […].

Strzelałem zapamiętale ogniem poszerzonym i pogłębionym obejmując jego zasięgiem zarośla, z których nieprzyjaciel zamierzał uderzyć.

- Poszła już skrzynka amunicji! – zameldował »Robinson«.

- Dawaj drugą! – rozkazałem.

Nastała zupełna cisza. Z krzaków nikt już nie wyskakiwał i nie krzyczał”[21].

Niewątpliwie dzięki takiemu zachowaniu dowódcy nie doszło do zupełnej katastrofy, a i morale partyzantów wzrosło. W tej sytuacji „Powolny” zarządził wycofanie się w stronę mokradeł i torów kolejowych. Prawą stronę, czyli tą, z której mogli zaatakować Kozacy, ubezpieczała nie biorąca dotychczas udziału w walce kompania „Błyskawica”, lewą stronę – kompania „Grom – Skok”, zaś w środku mieli iść ranni, nieuzbrojeni oraz mocno wyczerpana walkami kompania „Huragan”.

Po przejściu lasu oczom partyzantów ukazała się otwarta przestrzeń i tor kolejowy, a tuż za nim mały lasek, który był celem pierwszego etapu odskoku. Jednak „[…] był to dla Batalionu wyjątkowo feralny dzień. Oto nagle na torze kolejowym pojawia się niespodziewanie niemiecki pociąg wojskowy, jadący od strony Koniecpola. Ubezpieczony dwoma platformami wyposażonymi w karabiny maszynowe i działka, zdąża do stacji Złoty Potok”[22]. Na szczęście jednak Niemcy, widząc kilkuset partyzantów, woleli nie ryzykować bezpośredniego starcia i nie podjęli walki, poprzestając na ostrzelaniu Batalionu.

Po przeskoczeniu toru kolejowego w okolicach wsi Staropole oraz Bolesławów partyzanci zagłębili się w mały lasek – cel pierwszego etapu odskoku. Tutaj mogli przez chwilkę odpocząć, jednak świadomość ciągłego zagrożenia zarówno ze strony Niemców znajdujących się w pociągu, jak i dwóch sotni kozackich, nakazały „Powolnemu” szybkie wyruszenie w dalszą drogę. Jak wspomina Włodzimierz Rozmus:

„Ledwo trzymając się na nogach maszerujemy dalej, docierając do wsi Wiercica. Nareszcie można było zaspokoić pragnienie i napić się wody. Tu też pozostała z rannymi sanitariuszka „Fiołek”, by ich przekazać pod opiekę terenowej placówki AK.

Po pół kilometrze marszu zbliżyliśmy się do ostatniej już przeszkody, którą była szosa Janów – Przyrów. Stąd właśnie Niemcy rozpoczęli obławę na złotopockie lasy. »Powolny« ubezpieczył karabinami maszynowymi oba kierunki szosy i wykorzystując chwilowy na niej bezruch, Baon przeskoczył ją i zagłębił się w tutejsze lasy, odległe od niedawnego pola walki o około 12 km. Stacjonowała tam 4 kompania II Baonu »Centaur« ze składu 7 DP AK pod dowództwem ppor. Jerzego Kurpińskiego „Ponurego”. Dopiero tutaj nastąpiło całkowite odprężenie. Wysokopienny las z gęstym poszyciem oraz sąsiedztwo oddziałów »Ponurego«, zapewniło już całkowitą ochronę dla Baonu.

Poważne dotychczas nasze twarze rozjaśniły się. Wszyscy byli wdzięczni „Powolnemu” za wyprowadzenie ich z matni. Wyrazem tego co czuła brać partyzancka był »Koral«, który ściskając „Powolnego” powiedział:

- Rysiek! Dokonałeś cudu! Gratulujemy Ci”[23].

Na tym postoju partyzanci podjęli decyzję o rezygnacji z marszu ku Warszawie i powrocie w rejon Krakowa. Z racji tego, że wyprawa ta była nie mniej ryzykowna, postanowiono zwolnić z oddziału ochotników oraz ludzi, którzy nie mieli broni. W ten sposób stany zmniejszyły się o 60 osób. W nocy 13/14 września, po otrzymaniu meldunku o planowanej na Batalion liczącej 6 tys. żołnierzy obławie, oddział wyruszył w drogę powrotną. Do nawiązywania kontaktów z organizacjami terenowymi AK, zdobywania żywności oraz uzyskiwania przewodników został wytypowany ppor. Zygmunt Kawecki „Mars”. Było to zadanie niezwykle trudne, jako że odcięty od reszty oddziału mjr „Skała” posiadał przy sobie mapy terenu oraz kontakty na placówki AK. Dodatkowo Batalion stracił tabory konne z żywnością, materiałami sanitarnymi oraz kocami, jednak „Marsowi” zawsze udawało się zdobywać potrzebne rzeczy, kosztem oczywiście zupełnego braku snu i ogólnego wyczerpania. Cały Batalion w ten sposób posuwając się na południe poprzez miejscowości Tęgoborze, Wierzbicę, Trzyciąż, Przeginię oraz Skałę 17 września dotarł do Prądnika Korzkiewskiego koło Ojcowa, gdzie partyzanci mogli wreszcie odpocząć i przygotować się do dalszej działalności zbrojnej[24].

Bitwa pod Złotym Potokiem była największą, jaką przyszło stoczyć Batalionowi ”Skała”, zarówno pod względem liczby żołnierzy biorącej w niej udział, jak i ofiar. Największe straty poniosła kompania „Huragan”, na którą to poszedł pierwszy impet niemieckiego natarcia. W bitwie zginęło 12 partyzantów: „Jankiel”, „Piotr”, „Jastrząb”, „Mrówka”, „Łęczyc”, „Orlik II”, „Odrowąż”, „Wilk II” (z kompanii „Huragan”), „Antipow” i „Lew” (ze zwiadu konnego) oraz „Tatar” z kompanii „Grom – Skok”. Ponadto w wyniku odniesionych ran wkrótce po bitwie zmarł „Bugaj”. Ciężko ranni zostali: „Wir”, „Żaba” oraz „Lis” z kompanii „Huragan”, zaś bez wieści zaginął ppor. „Wicher” (NN). Były to więc straty ogromne, nieporównywalne z żadnymi wcześniejszymi. Były one także nieporównywalne ze stratami wroga, które ostatecznie wyniosły aż 68 zabitych i 120 rannych[25].

Bitwa była toczona w ekstremalnych warunkach. Po pierwsze teren, na którym Batalion musiał ją przyjąć, był partyzantom zupełnie nieznany, stąd działania trzeba było prowadzić niemalże na oślep. Mało tego, atak niemiecki był zupełnym zaskoczeniem dla obrońców, jako że meldunki wskazywały o braku sił niemieckich w pobliżu miejsca postoju oddziału. Niemcy wspomagani przez oddziały rosyjskie oraz kozackie mieli ponad dziewięciokrotną przewagę nad siłami partyzantów, potęgowaną dodatkowo lepszym oraz znacznie liczniejszym uzbrojeniem. Nie bez znaczenia był tutaj także fakt odcięcia dowódcy Batalionu, mjr „Skały”, od głównych sił, co spowodowało, że w tej ciężkiej bitwie oddziałem musiał w zastępstwie dowodzić kpt. „Powolny”. Na szczęście był on jednak świetnie przeszkolonym i doświadczonym żołnierzem, dodatkowo zachowującym w sytuacjach alarmowych spokój i opanowanie i to właśnie dzięki jego zdolnościom dowódczym Batalion „Skała” nie tylko, że nie został rozbity przez przeważające siły wroga, ale zdołał ujść ze szczelnego okrążenia kosztem niewielu zabitych, zadając przy tym spore straty przeciwnikowi. Świadczy to nie tylko o dowódcy, ale także o wszystkich partyzantach, którzy mimo tragicznej wręcz sytuacji opanowali nerwy i zdołali swoją bitnością wywalczyć sobie wyjście z okrążenia.


3. Działalność SBP „Skała” od 18 września 1944 r. do jego rozwiązania w styczniu 1945 r.

Po odejściu sporej ilości partyzantów (do już wymienionych doszło jeszcze osiemnastu, którzy odłączyli się 18 września) stan osobowy Batalionu zmniejszył się do 132 ludzi. W Prądniku Korzkiewskim oddział przebywał do 20 września, kiedy to poprzez wsie Naramę i Cianowice zakwaterował się w Owczarach. Główny nacisk położony został na dawno nie przeprowadzane w oddziale szkolenie, cały czas jednak partyzantom groziły niemieckie obławy. W nocy 22/23 września będący na służbie Jerzy Kurpiński „Ponury” zaatakowany przez patrol żołnierzy niemieckich natychmiast zaalarmował Batalion, dzięki czemu uniknął on planowanej przez Niemców obławy. Ok. godz. 2.30 partyzanci wycofali się do odległej o 2 km Brzozówki Korzkiewskiej, a stamtąd przez Przybysławice dotarli do Dziewięciodołów. Tutaj do oddziału powrócił dowódca, mjr „Skała”, oraz ppor. „Spokojny”, którzy w czasie bitwy pod Złotym Potokiem zostali odcięci od głównych sił. Przez cały dzień i noc krążyli po lesie szukając śladów Batalionu, lecz dopiero następnego dnia, 12 września, udało im się spotkać z oddziałem „Ponurego” oraz z dwoma drużynami Batalionu, które także utraciły kontakt z dowództwem. Przeprawiwszy się przez Pilicę mjr „Skała” wraz z cząstką swego oddziału poruszał się po śladach Batalionu, jednak dopiero 10 października udało mu się go dogonić i ponownie przejąć dowództwo z rąk „Powolnego”[26].

Zaraz po przybyciu zarządził przemieszczenie oddziału do wsi Wrocimowice i partyzanci, wypoczęci po trudach nieudanej wyprawy na Warszawę, mogli powrócić do działalności partyzanckiej. „Skała” wezwał Kazimierza Lorysa „Zawałę” z plutonu specjalnego i polecił mu obrabowanie młyna znajdującego się we wsi Waganowice, położonej przy szosie Słomniki – Proszowice, który pracował na potrzeby Wehrmachtu. Po rozpoznaniu okolic młyna „Zawała” postanowił wyruszyć ok. godz. 20.00 dość silnym, 25-osobowym oddziałem, uzbrojonym w broń maszynową, z dworu w Wierzbicy pobrać 5 furmanek i ok. godz. 23.00 dojść do miejsca akcji. Chciał przeprowadzić atak z zaskoczenia, opanować młyn i budynek mieszkalny znajdujący się tuż przy nim (mieszkał tam kierownik młyna – Niemiec), a następnie załadować na furmanki żywność oraz pasy transmisyjne i odwieźć je do Batalionu. Cała akcja miała zostać przeprowadzona przy zachowaniu całkowitej ciszy. Plan ten został zatwierdzony przez „Skałę” i wieczorem 12 października patrol wyruszył do Waganowic. Po zajęciu stanowisk i wezwaniu stróża nocnego do otworzenia bramy, jak relacjonuje dowódca akcji:

„Pies szczeknął raz czy dwa razy, ale zaraz został uciszony i nastał spokój. Po chwili zbliżył się do bramy stróż trzymając za obrożę i pysk psa. Zobaczywszy automat wcale nie rozpoczynał dyskusji, tylko wziął się do wykonania rzuconego mu rozkazu otwarcia bramy, która po chwili stanęła otworem. Cały oddział wsunął się cichcem na podwórze […]. Stróż od razu okazał nam swoją sympatię i ofiarował się z pomocą […]. Teraz nadeszła pora na zerwanie drutów telefonicznych, by uniemożliwić wszczęcie alarmu przez rozbudzonych […] mieszkańców młyna. To zadanie okazało się dużo trudniejsze niż otwarcie bramy. Przewody telefoniczne były stalowe i zamocowane wysoko, tak że dostać się do nich można było stając na ramionach kolegi. Dostać się to jeden problem, ale jak zerwać? I tu przyszedł nam z pomocą stróż, który wynalazł gdzieś siekierę. Dzięki niej, po dłuższym szamotaniu i przy nie małym już hałasie, udało się wreszcie zerwać te cholerne druty.

[…] Za chwilę wyleciało okno w jednym z pokojów w domu (w pomieszczeniu biurowym) i wszyscy Niemcy, razem z żonami i dziećmi, znaleźli się w jednej z paru sypialni, trzęsąc się ze strachu […]. Postawiony przeze mnie wartownik na straży był gwarancją, że z tej strony żadnych niespodzianek nie będzie.

[…] Teraz patrol przystąpił do zasadniczej roboty. […] Część [partyzantów] miała się zająć znoszeniem worków z grysikiem, kaszą, ewentualnie z mąką na podwórze, a pozostali mieli za zadanie zdejmowanie z kół pasów transmisyjnych i także znoszenie ich na podwórze. […] Po około godzinie porządnej harówki, gdy zaczęto się mocować z ostatnimi pasami, wysłałem gońca do m. p. furmanek z rozkazem zajechania na podwórze młyna. […] Po pół godzinie otrzymałem meldunek, że […] cały konwój jest gotowy do odjazdu. […] Cała droga powrotna trwała 5 do 6 godzin. […] Po zameldowaniu w dowództwie o wykonaniu zadania, partyzanci udali się na zasłużony wypoczynek”[27].

Akcja ta, poza całkowitym unieruchomieniem młyna (nie działał już do końca wojny), przyniosła także partyzantom zdobycz w postaci skóry z pasów transmisyjnych, która przydała się do naprawienia zniszczonych kilkumiesięcznymi walkami butów[28].

Kolejne akcje także miały na celu dostarczenie do Batalionu cennych rzeczy. 14 października Andrzej Rozmarynowicz „Andrzej” oraz Kazimierz Kutnowski „Kruk” z niemieckich magazynów w Tenczynku zorganizowali transport mundurów wojskowych, zaś 2 dni później ponownie „Andrzej” oraz Kazimierz Albin „Jędrek” skonfiskowali w mleczarni w Krakowie przy ul. Siennej 3 masło, sery oraz zdobyli pieniądze. Po tych akcjach na pewien czas działalność Batalionu osłabła. Na nowym miejscu postoju w Winiarach dowództwo zorganizowało w Dniu Zadusznym apel poległych partyzantów „Skały”, gdzie okolicznościową mowę wygłosił „Koral”. Po tym oddział przeniósł się do Bolowca. Tutaj przeprowadzono odwszenie partyzantów, a nieco potem mjr „Skała” zarządził egzamin z niedawno zakończonego kursu Szkoły Podchorążych. W jego wyniku stopnie podchorążych uzyskało 33 partyzantów[29].

5 listopada zdarzyła się jedna z największych tragedii w historii oddziału. Wtedy to kilku partyzantów: Zygmunt Zdebski „Alf”, Mieczysław Czopek „Bystry”, NN – „Kanarek”, Kazimierz Ludyga „Leonidas”, Władysław Czajka „Monte”, Jerzy Wójcik „Skowronek”, Kazimierz Leżański „Szpak” oraz łączniczka Klementyna Zienkiewicz „Fiołek”, poprosiło o krótki urlop. Dowódca zgodził się i wszyscy razem wyruszyli. Kiedy dochodzili do wsi Pieczonogi na bryczce nadjechało kilku Niemców dowodzonych przez kapitana żandarmerii Wilhelma Baumgartena. Bez żadnego ostrzeżenia w pewnym momencie zaczęli oni strzelać do przechodniów. Kilku z nich padło od razu, niektórzy zaczęli biec, jednak brak lasu uniemożliwił im skuteczną ucieczkę. Wszystkie 8 osób zostało zamordowanych, zaś ich ciała Niemcy kazali miejscowym chłopom pochować w ziemi. Wieczorem tego samego dnia partyzanci „Skały” dowiedzieli się o całym zajściu i nazajutrz wyruszyli sprawdzić, czy to ich kolegów dosięgła śmierć. Po odnalezieniu grobu i wykopaniu ciał rozpoznane zwłoki zamordowanych ponownie pochowano. Tragedia ta ogromnie wstrząsnęła partyzantami, którzy poprzysięgli zemstę na niemieckich żandarmach i ich dowódcy, Baumgartenie[30].

Tymczasem coraz większymi krokami zbliżała się zima. Noce były już bardzo chłodne i dalsze kwaterowanie ponad 100-osobowego oddziału w stodołach i na polach było niemożliwe. Dlatego z uwagi na to, 20 listopada 1944 r. urlopowano blisko połowę partyzantów, pozostawiając tylko tych, którzy z powodu zagrożenia aresztowaniem nie mogli powrócić do domów. Z nich to mjr Pańczakiewicz postanowił utworzyć w ramach SBP „Skała” 3 oddzielne oddziały, podlegające w dalszym ciągu jego rozkazom, każdy po około 30 ludzi: OP „Huragan” (na czele ppor. Zbigniew Kwapień „Kuba” ), uzbrojony w 1 karabin maszynowy MG – 34, 17 pistoletów maszynowych Sten, Bermann oraz MP, 11 karabinów, 12 pistoletów oraz 40 granatów; OP „Błyskawica” (ppor. Bogusław Fiszer „Bolek”), uzbrojony w ckm, lkm, 16 pistoletów maszynowych, 12 pistoletów, 3 rewolwery, 10 karabinów oraz 40 granatów; OP „Grom – Skok” (ppor. Czesław Ciepiela „Karp”), na którego uzbrojenie składał się karabiny maszynowe MG – 34 oraz Browning, 10 pistoletów maszynowych, 13 pistoletów, 6 rewolwerów oraz 40 granatów. Od momentu reorganizacji oddziały te oddzielnie prowadziły działania przeciw Niemcom i także oddzielnie kwaterowały. Pierwszy postój wypadł im w Zagajach Wrocimowskich (OP „Huragan”), w Bolowcu (OP „Błyskawica”) oraz w Janowie (OP „Grom – Skok”). W ten sposób wznowiono działalność bojową krakowskiego Kedywu, zawieszoną w momencie sformowania SBP „Skała”[31].

W dalszym ciągu główny nacisk w działalności oddziałów położono na zdobywanie broni oraz zaopatrzenia. 29 listopada 1944 r. w czasie postoju OP „Grom – Skok” w Janowie do pobliskiego dworu w Ostrowie przyjechało czterech żołnierzy Wehrmachtu. Na wieść o tym „Karp” wyznaczył patrol złożony z Tadeusza Królikowskiego „Murzyna”, Edwarda Zemlaka „Niezłomnego”, Romana Nowaka „Szczygła” oraz Tadeusza Janiaka „Kropki” celem rozbrojenia Niemców. Akcja w pełni się udała, jako że po krótkiej strzelaninie poddali się i zostali rozbrojeni. Dzięki temu oddział „Grom – Skok” wzbogacił się o 4 karabiny i 2 granaty. Dzień później z kolei patrol OP „Huragan” zarekwirował w Liegenschafcie w Donosach 10 koni[32].

Na początku grudnia 1944 r. mijał już prawie miesiąc od zbrodni dokonanej na ośmiu partyzantach „Skały” przez żandarmów kpt. Wilhelma Baumgartena. Właśnie wtedy pojawiła się okazja do dokonania zemsty, jako że wcześniej, w obawie przed partyzantami, oficer ten nie opuszczał swojej kwatery znajdującej się w Galewicach. W nocy 3/4 grudnia z Zagajów Wrocimowskich wyruszył patrol dowodzony przez Zygmunta Kaweckiego „Marsa” w składzie: Kazimierz Lorys „Zawała”, Ryszard Kordek „Ryś II”, Jerzy Idzik „Jeż”, Leon Klaja „Lach”, Jan Ziółkowski „Pieg”, Wiesław Wańkowski „Piach”, Tadeusz Kędzierski „Robert”, Stanisław Maćkowski „Żnin” oraz Władysław Dudek „Lenard”. Jego celem było zlikwidowanie Baumgartena.

Po osiemnastokilometrowym marszu około północy grupa partyzantów dotarła do odległych od Dalewic o około kilometr Kątów, gdzie zakwaterowała się w domu Juliana Wabika. Stamtąd partyzanci prowadzili patrole celem rozpoznania terenu oraz uzyskania wiadomości o miejscu pobytu Baumgartena, które jednak nie przynosiły żadnych efektów. Nagle około południa 6 grudnia do domu Wabika wpadł „Poznaniak” (tłumacz Baumgartena współpracujący z polskim podziemiem) i poinformował partyzantów, że do Kąt przyjechał kapitan żandarmerii. Ci natychmiast zerwali się i ruszyli na akcję.

Jak wspomina „Żnin”:

„Chyłkiem pobiegliśmy w dół przez sad, […] mijając kilkanaście zabudowań gospodarskich. […] Zbliżaliśmy się do ostatniego obejścia, gdzie według wskazówek »Poznaniaka« znajdował się wróg. Zatrzymaliśmy się na moment – do naszych uszu doszły wyraźne głosy Szwabów:

- Du verfluchte Kempe – i lament kobiety oraz wyraźne odgłosy uderzeń.

Słychać było jakiś hałas i szczęk wywracanych jak gdyby talerzy czy żelaziwa. Jak się później okazało, Niemcy tłukli żarna potrzebne rolnikom do mielenia ukradkiem zboża na chleb.

Czołgając się już, podpełzliśmy pod zabudowania ostatniego gospodarstwa. Z odległości około 20 kroków mignęła nam na podwórzu sylwetka w mundurze. »Mars« zawołał:

- Automaty naprzód!

»Zawała«, »Lenart« i ja skoczyliśmy do zagrody od strony pola. »Zawała« pierwszy wypuścił serię do najbliższego Niemca. Niemiec runął jak długi na ziemię. »Zawała« biegł dalej w podwórze, »Lenart« strzelał równocześnie do drugiego, który uciekał do stodoły. W tym momencie bardzo wysoki Niemiec wybiegł z mieszkania. »Zawała« od razu stwierdził, że to Baumgarten. Skierował stena w jego stronę – przerażony »Leutman« [tak w tekście] wypuścił pistolet z ręki; widać terroryzował nim kobiety i mieszkańców domu. »Zawała« serią ze stena położył oprawcę trupem. »Mars« poprawił mu z pistoletu. Dwóch innych Niemców poczęło uciekać przez otwarte wrota stodoły; cofnąłem się więc i okrążyłem stodołę w celu zabiegnięcia im drogi. […] Moją myśl okrążenia Niemców odgadł »Lenart« i pobiegł za mną, prując także seriami do uciekającego Niemca. W jednej chwili ciche wiejskie gospodarstwo wypełnione było hukiem serii z automatów i pistoletów.

Nagle uczułem, że całkiem z bliska ktoś do mnie strzelił. […] instynktownie zorientowałem się, że wróg skrada się ku mnie, by oddać ponowny strzał z karabinu. Stałem na otwartej przestrzeni. Podbiegłem więc w lewo, bliżej stodoły, trzymając stena z ręką na spuście. Zza węgła stodoły wysunęła się lufa karabinu i mignęło ramię. Podbiegłem dwa kroki ku niemu, naciskając równocześnie spust stena. Seria pocisków wrąbała się w brzuch […] Szkopa […]. Pamiętam, jak spadła mu czapka, z której wysypały się kennkarty zabrane Polakom, i jak upadając wypuścił karabin z rąk”[33].

Dalszy przebieg akcji podaje nam relacja „Zawały”:

„Wyszedłem […] na podwórze i w tym momencie zobaczyłem dwóch żandarmów wychodzących ostrożnie z wrót stodoły z karabinami gotowymi do strzału. Nie było czasu na mierzenie, więc natychmiast z biodra posłałem ze stena serię w ich kierunku. […] Moja seria okazała się tylko częściowo skuteczna. Jeden z żandarmów wypuścił z rąk karabin i upadł na ziemię, ale zaczął czołgać się na łokciach wzdłuż stodoły w kierunku otwartych drzwi stajni […]. Był on przypuszczalnie ranny w nogi. Gdy zaczął znikać w drzwiach stajni pobiegłem za nim. Zastałem niespodziewanie dość niezwykłą sytuację. Przy ścianie stajni, obok krowy, stała – jak mi się wydawało – młoda kobieta. Była ogromnie wystraszona. Czołgający się żandarm chował się za nią, wpychając się, prawie dosłownie, pod jej spódnicę. Udało mi się wreszcie, bez narażania kobiety, skierować serię do żandarma”[34].

W ten sposób w czasie akcji zginęło czterech Niemców – kpt. Baumgarten oraz trzech żandarmów. Zdobyto 1 pistolet maszynowy, 1 pistolet oraz 2 magazynki naboi. Partyzanci nie ponieśli żadnych strat, jedynie ciężko ranny w nogę został „Zawała” (w momencie oddawania strzału do leżącego w stajni Niemca drugi z żandarmów strzelił do partyzanta. Kula strzaskała mu kość udową i pechowo trafiła w znajdujący się w kieszeni granat, na szczęście jednak nie doszło do eksplozji, a jedynie materiał wybuchowy zaprószył ranę „Zawały”). Z kolei „Żnin” został lekko draśnięty kulą w ucho. W czasie walki zginął jednak gospodarz domu, Ludwik Łokas[35].

Zabicie Baumgartena, poza wypełnieniem przyrzeczenia zemsty za zamordowanych partyzantów, było także „[…] najmilszym podarunkiem mikołajowym dla ludności powiatu miechowskiego. Ucztowano i pito z tej okazji przez wiele dni”[36]. Akcja ta miała więc ogromny wydźwięk propagandowy i odbiła się szerokim echem wśród polskiej ludności.

Kolejna akcja miała miejsce także 6 grudnia 1944 r. W dniu tym patrol w składzie: Andrzej Rozmarynowicz „Andrzej”, Kazimierz Albin „Jędrek”, Czesław Szygalski „Miś II” oraz NN – „Szpada”, przy współudziale siedmiu dywersantów z rejonu Prądnika Czerwonego, postanowiło dokonać rekwizycji pieniędzy w drukarni niemieckiego Banku Emisyjnego, która znajdowała się na ul. Berka Joselewicza. Zadanie to ułatwiał fakt, że w nocy drukarni strzegło dwóch pracowników banku oraz dwóch policjantów Schupo (policji ochronnej). Ich dyżur trwał do godziny 7.30, czyli do momentu rozpoczęcia pracy przez pierwszą zmianę, jednak wywiad akowski doniósł, że policjanci wychodzili zawsze pół godziny wcześniej. I właśnie w ciągu tej pół godziny – między 7.00 a 7.30 partyzanci zamierzali wykonać akcję.

Oczekiwanie na dogodną okazję trwało cały tydzień. Wreszcie 6 grudnia dokładnie o godz. 7.04 z drukarni wyszli policjanci i natychmiast na teren zakładu wtargnęli „Andrzej” oraz „Jędrek”, opanowując go bez trudu. W krótkim czasie partyzanci załadowali pieniądze do worków i powynosili z drukarni, znosząc je do wyznaczonych wcześniej melin na ul. Nadwiślańskiej oraz Lelewela. W ten sposób udało się zarekwirować ponad 2 mln okupacyjnych złotych i dzięki tym funduszom każdy żołnierz oddziałów partyzanckich z okolic Krakowa na święta Bożego Narodzenia otrzymał dodatkowy żołd w wysokości 300 złotych[37].

Kolejna akcja miał miejsce 12 grudnia. Patrol z OP „Błyskawica” pod dowództwem Bogusława Fiszera „Bolka” w okolicy Nadzowa wykonał atak na pociąg wiozący dla Niemców cukier z cukrowni w Kazimierzy Wielkiej. Akcja w pełni się udała, jako że nie tylko rozbrojono eskortujących pociąg Niemców (zdobyto pistolet maszynowy oraz 2 karabiny), ale także w całości skonfiskowano cukier (zajął on 100 furmanek). Również sporą zdobycz przyniosła akcja przeprowadzona 19 grudnia na stacji w Kościelcu przez patrol OP „Grom – Skok” w składzie: Franciszek Skrochowski „Aga II”, Józef Bieniasz „Kat” oraz Zdzisław Jabłoński „Szczupak”, kiedy to rozbrojono trzech Bahnschutzów, zabierając im pistolet maszynowy oraz 2 karabiny. 22 grudnia z kolei patrol w składzie: Czesław Ciepiela „Karp”, Bolesław Dyrda „Mruk”, Tadeusz Królikowski „Murzyn”, Jan Kałucki „Zając” oraz Stefan Włodek „Kot”, rozbroił w miejscowości Teresin trzech Niemców, zabierając im 1 pistolet i 2 karabiny.

Nawet w Wigilię Bożego Narodzenia partyzanci nie próżnowali. Wtedy to ok. godz. 11.30 do Kościelca wyruszył oddziałek pod dowództwem Włodzimierza Rozmusa „Buńki” w składzie: Bolesław Gąsiorek „Ponury”, Stanisław Pabian „Sowa” oraz nieznany z nazwiska partyzant radziecki „Iwan”, celem rozbrojenia przybyłych do tej miejscowości czterech Niemców. Cała akcja rozegrała się w miejscowej gospodzie, gdzie całkowicie zaskoczonych Niemców rozbrojono oraz rozebrano do bielizny. Zdobyto 2 karabiny, 1 pistolet maszynowy, 1 pistolet, amunicję, 6 granatów oraz 4 mundury. Akcja ta nabrała takiego rozgłosu wśród okolicznej ludności, że, jak wspomina dowódca akcji, tuż po niej, kiedy partyzanci jedli spóźniony obiad, wpadła nagle zdyszana łączniczka „Wanda” i krzyknęła:

„- Ale jesteście patałachy! Siedzicie tu i nie wiecie, co się wokół dzieje!

- A cóż takiego się stało? – spytaliśmy zdziwieni.

- Jak to co? Przed niecałą godziną jakiś nieznany oddział partyzancki, dosłownie pod waszym nosem, opanował wieś Kościelec, rozbił Niemców, którzy tam byli i puścił ich tylko w samych kalesonach na taki mróz.

Partyzanci zrobili niewinne miny i udając szczególne zainteresowanie tą wiadomością, słuchali z niedowierzaniem dalszych szczegółów […].

- A ilu ich było? – zapytali po chwili.

- Tego nikt nie wie dokładnie. Po wsiach mówiono, że było ich ponad stu, a tak szybko się »ulotnili«, że nikt nie zna kierunku ich odskoku – wyjaśniła poważnie »Wanda«”[38].

Sytuacja ta doskonale pokazała, że każda, nawet najmniejsza akcja, w oczach ludności nabierała ogromnego znaczenia i była znacznie wyolbrzymiania, dzięki czemu poparcie dla działań partyzanckich wzrastało.

W ten sam dzień, czyli w Wigilię, Karol Szymoniak „Lolek” oraz Sławomir Karwat „Sławek”, przeprowadzili w Krakowie 2 akcje. W czasie pierwszej, niedaleko ulicy Krowoderskiej, „Sławek” rzucił granat w kierunku nadjeżdżającego samochodu osobowego, w wyniku czego zginęło dwóch Niemców. Z kolei na dworcu rozbroili oni trzech Bahnschutzów, zdobywając 3 pistolety maszynowe oraz 3 pistolety.

Kolejna akcja miała miejsce 27 grudnia. Wtedy to na rozpoznanie terenu został wysłany patrol w składzie: Tadeusz Królikowski „Murzyn” (dowódca patrolu), Józef Bieniasz „Kat”, Stanisław Kozera „Szczygieł”, Alojzy Królikowski „Mops”, Zbigniew Kurz „Żubr”, Zygmunt Mosser „Serduszko” oraz nieznani z nazwisk „Miś” i „Niezłomny”. Po drodze napotkali oni 6-osobowy patrol żołnierzy niemieckich. W wyniku starcia trzech z nich zginęło. Zdobyto 1 pistolet maszynowy, 3 pistolety Parabellum, 2 karabiny oraz 5 granatów. Dzień później „Buńko”, „Szczygieł”, „Miś” „Murzyn” oraz „Wanda” w Boronicach rozbroili czterech Niemców. Z kolei już w styczniu 1945 r. w Krakowie patrol dywersyjny „Skały” dowodzony przez Andrzeja Rozmarynowicza „Andrzeja” rozbroił zaminowane bunkry niemieckie znajdujące się u wylotu ul. Grodzkiej, Placu Dominikańskiego oraz Placu Wszystkich Świętych[39].

Były to już ostatnie akcje partyzantów SBP „Skała”, gdyż planowane uderzenia na wycofujących się Niemców, z powodu szybkości ofensywy radzieckiej, nie doszły już do skutku. 18 stycznia do Krakowa wkroczyły wojska radzieckie, zajmując miasto manewrem okrążającym. Tego samego dnia Komendant Okręgu Kraków płk „Kruk II” wydał rozkaz pożegnalny do podległych sobie żołnierzy AK, zaś dzień później Dowódca AK gen. „Niedźwiadek” wydał rozkaz o rozwiązaniu AK, opublikowany na łamach „Biuletynu Informacyjnego”. Już wcześniej jednak dokonano rozwiązania SBP „Skała”. 15 stycznia[40] 1945 r. partyzanci OP „Grom – Skok” w Pałecznicy koło Proszowic zostali rozbrojeni przez żołnierzy radzieckich, zaś na wieść o tym żołnierze OP „Huragan” oraz OP „Błyskawica”, po zamelinowaniu broni i przebraniu się w cywilne ubrania, rozeszli się do domów[41]. W ten sposób zakończyła się działalność Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” i czterech oddziałów partyzanckich wchodzących w jego skład.


Przypisy:

  1. R. Nuszkiewicz, op. cit., s. 256 – 258; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 78, 88 – 89; Z. Kawecki, Oddziały…, s. 64.
  2. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 258 – 260; D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 18; W. Dudek, Wspomnienia…, cz. II, s. 42.
  3. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 260; W. Dudek, Wspomnienia…, cz. II, s. 43; AMAK, rel. J. Pańczakiewicza, s. 3, OP „Grom”…, s. 17; Z. Kawecki, Oddziały…, s. 65.
  4. W. Dudek, Wspomnienia…, cz. II, s. 54 – 56; AMAK, rel. J. Pańczakiewicza, s. 3; R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 260 – 261; D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 19; Z. Kawecki, Oddziały…, s. 65.
  5. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 263; D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 19.
  6. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 263 – 266; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 94 – 97; D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 19; W. Dudek, Wspomnienia…, cz. II, s. 54 – 56; AMAK, W. Rozmus, R. Nuszkiewicz, Oddział Partyzancki „Grom”…, s. 115 – 118; rel. J. Pańczakiewicza, s. 4 - 5.
  7. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 266.
  8. W. Rozmus, W oddziałach…, s. 97 – 104; R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 266 – 271; AMAK, W. Dudek, Pamięci…, s. 7 – 9, OP „Grom”…, s. 18 – 19, W. Rozmus, R. Nuszkiewicz, Oddział Partyzancki „Grom”…, s. 119 – 125, rel. J. Pańczakiewicza, s. 5 - 7; W. Dudek, Wspomnienia…, cz. II, s. 58 – 61; D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 19; Z. Kawecki, Oddziały…, s. 65. Po wojnie zwłoki zabitych partyzantów ekshumowano i 17 grudnia 1945 r. pochowano w kwaterze partyzanckiej znajdującej się na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, W. Rozmus, Ekshumacja zwłok partyzantów baonu „Skała” z lasów sancygniowskich, [w:] Wojenne i powojenne wspomnienia żołnierzy krakowskiego Kedywu i Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego Skała, praca zbiorowa, Kraków 1991, s. 176 – 182.
  9. W. Dudek, Wspomnienia…, cz. II, s. 61 – 62; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 104 – 105.
  10. T. Komorowski, op. cit., s. 334.
  11. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 273 podaje datę 1 sierpnia.
  12. Tylko około 35 % składu osobowego Batalionu posiadało karabiny lub pistolety maszynowe, zaś dalsze 20 % dysponowało krótkimi pistoletami lub granatami. Ponadto w oddziale znajdowało się 5 karabinów maszynowych z amunicją starczającą ledwie na jedną małą bitwę, W. Dudek, Wspomnienia…, cz. II, s. 77.
  13. Ibidem.
  14. Ibidem; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 105; W. Dudek, Wspomnienia…, s. 65 - 66.
  15. AMAK, rel. J. Pańczakiewicza, s. 7 – 8; R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 273 – 274; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 106 – 107; D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 19; J. Herian, W drodze na odsiecz walczącej Warszawie, [w:] Wojenne i powojenne wspomnienia żołnierzy krakowskiego „Kedywu” i Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” AK, część II, praca zbiorowa, Kraków 1993, s. 119.
  16. Muzy konspiracyjne i partyzanckie w Krakowskim Okręgu Armii Krajowej i w Samodzielnym Batalionie Partyzanckim ”Skała”, wybór, wstęp i komentarze W. Dudek, Kraków 1995, s. 141 – 142, 160 – 161, 171 – 172.
  17. W. Rozmus, W oddziałach…, s. 108; W. Dudek, Wspomnienia…, cz. II, s. 78 - 79.
  18. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 277.
  19. Ibidem, s. 277; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 111.
  20. W. Rozmus, W oddziałach…, s. 110 – 111; R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 277 – 278.
  21. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 280 – 281.
  22. Ibidem, s. 181.
  23. W. Rozmus, W oddziałach…, s. 114 – 115.
  24. Z. Kawecki, Wybrane…, s. 46 – 47.
  25. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 272 – 284; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 108 – 116; AMAK, W. Dudek, Pamięci…, s. 10 – 132, OP „Grom”…, s. 20 – 21, W. Rozmus, R. Nuszkiewicz, Oddział Partyzancki „Grom”…, s. 126 – 142, W. Rozmus, Złoty Potok, maszynopis, s. 1 – 3; W. Dudek, Wspomnienia…, cz. II, s. 81 – 98; A. Chwalba, Kraków w latach 1939-1945 , Kraków 2002, s. 301 – 302; D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 19; idem, Babiniec…, s. 15; Z. Kawecki, Oddziały…, s. 66 – 67; R. Lucik, Kierunek – Złoty Potok, [w:] Wojenne i powojenne wspomnienia żołnierzy krakowskiego Kedywu i Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego Skała, praca zbiorowa, Kraków 1991, s. 135 – 138.
  26. W. Rozmus, W oddziałach…, s. 115, 118; AMAK, W. Rozmus, R. Nuszkiewicz, Oddział Partyzancki „Grom”…, s. 142 - 144.
  27. K. Lorys, Akcja „Młyn” w Waganowicach, [w:] Wojenne i powojenne wspomnienia żołnierzy krakowskiego Kedywu i Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego Skała, praca zbiorowa, Kraków 1991, s. 165 – 175.
  28. Ibidem, s. 174 – 175; D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 19; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 118 – 120; W. Dudek, Wspomnienia…, s. 113 - 122.
  29. D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 19; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 121.
  30. AMAK, W. Rozmus, R. Nuszkiewicz, Oddział Partyzancki „Grom”…, s. 144 – 152, W. Dudek, Pamięci…, s. 14 – 15; idem, Wspomnienia…, cz. II, s. 136 – 138; R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 288.
  31. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 290 – 291; AMAK, W. Rozmus, R. Nuszkiewicz, Oddział Partyzancki „Grom”…, s. 152 – 153, OP „Grom”…, s. 21 – 22.
  32. S. Janik, Zdobycie koni, [w:] Wojenne i powojenne wspomnienia żołnierzy krakowskiego Kedywu i Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego Skała, praca zbiorowa, Kraków 1991, s. 255 – 257; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 135 – 136; D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 20; AMAK, OP „Grom”…, s. 22.
  33. S. Maćkowski, W ucho ranny, [w:] Dynamit. Z dziejów ruchu oporu w Polsce południowej, część druga, Kraków 1967, s. 50 – 51.
  34. W. Dudek, Wspomnienia…, cz. II, s. 166.
  35. S. Maćkowski, W ucho…, s. 43 – 53; idem, Wspomnienie z działalności partyzanckiego Batalionu Armii Krajowej „Skała” (likwidacja Baumgartena), „Studia Historyczne”, R. X, 1967, z. 1/2, s. 1590 – 170; AMAK, W. Dudek, Akcja pod Dalewicami, Kraków 1985, maszynopis, s. 1 – 38; idem, Wspomnienia…, s. 161 – 176; R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 296 – 299; D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 20; W. Tuszyński, Działania zbrojne ruchu oporu w Polsce południowej jesienią 1944 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny”, R. XXXIII, 1988, nr 3 (125), s. 148.
  36. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 299.
  37. Ibidem, s. 293 – 294; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 136 – 137.
  38. W. Rozmus, W oddziałach…, s. 137 – 144.
  39. D. Franaszkowa, Sylwetki…, s. 20 - 21; R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 301 – 303; AMAK, OP „Grom”…, s. 23 – 25, W. Rozmus, R. Nuszkiewicz, Oddział Partyzancki „Grom”…, s. 155 – 163.
  40. R. Nuszkiewicz, Uparci…, s. 304 podaje datę 17 stycznia.
  41. Ibidem, s. 304; Z. Kawecki, Oddziały…, s. 70 – 71; B. Dyrda, Powrót z oddziału partyzanckiego do domu, [w:] Wojenne i powojenne wspomnienia żołnierzy krakowskiego Kedywu i Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego Skała, praca zbiorowa, Kraków 1991, s. 258; W. Rozmus, W oddziałach…, s. 148; G. Mazur, Likwidacja i demobilizacja krakowskich struktur Armii Krajowej, [w:] Kraków w czasie II wojny światowej. Materiały z sesji naukowej z okazji dni Krakowa w roku 1991, Kraków 1992, s. 91 – 92; AMAK, OP „Grom”…, s. 25 – 26, W. Rozmus, R. Nuszkiewicz, Oddział Partyzancki „Grom”…, s. 167 - 169.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi