Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Piotr Stachiewicz (1972), Pościg


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Cykl: Ostatnia akcja "Parasola", Tygodnik Za i Przeciw, 12 odcinków od 30.01.1972.
Odcinek XI[1]



Nim samochody „Parasola” zdążyły ruszyć z Udorza, szosą od strony Pilicy nadjechał samochód niemiecki terenowy, na którym znajdowało się około 6 żandarmów (prawdopodobnie z następnego patrolu „Motzugu”), a od strony Żarnowca ciężarówka, z której momentalnie zeskoczyło około 30 Niemców zajmując stanowiska z karabinami maszynowymi na drodze z Udorza, w odległości około 20 m od skrzyżowania jej z szosą Pilica-Żarnowiec.

***

Samochody jeszcze dobrze nie stanęły, a już strzelał karabin maszynowy z wozu terenowego, zaraz potem karabiny maszynowe ze stanowisk ziemnych. W ciągu tej samej minuty od strony Żarnowca nadjechał następny samochód z żandarmerią, która zajęła stanowiska obok szosy od tej właśnie strony. Odległość stanowisk niemieckich od stojących samochodów zespołu „Parasola” wynosiła nie więcej niż 200-220 m. Czołowy ogień prowadzony kilkoma karabinami maszynowymi, długimi seriami, zaskoczył i zdezorientował zespól całkowicie. Automatyczne, błyskawiczne zeskoczenie z sa-mochodów nie rozwiązało sytuacji, bo na wzgórku szosy nie było ani jednego miejsca, w którym znaleźć by można osłonę. Nie padła żadna komenda, ułatwiająca wyjście z opresji. Chłopcy, nie znając terenu, zupełnie zdezorientowani, wybrali instynktownie schronienie w przydrożnym życie, nie zdając sobie sprawy, że wybierają najgorszy kierunek odskoczenia od Niemców. Jeden tylko „Hlava” zmierzał nie po skarpie w żyto, lecz biegiem, schylony, szosą schodzącą w dół do wsi. Była to jedyna właściwa droga, umożliwiająca wycofanie się ze wsi w kierunku lasu Wymysłowskiego i ewentualnie dalej do lasu Bydlińskiego. Na samym początku żyta, niemal na skraju skarpy, zostaje ranny „Rafał” w klatkę piersiową i w nogę. Dowódz-two obejmuje „Jeremi”, choć powinien je objąć pierwszy zastępca „Rafała”, a więc „Ali”. „Rafała” podtrzymuje „Jeremi”, a później „Kruszynka”. Kolejna kula trafia „Warskiego”. Biorą go pod ręce „Ali” i „Orlik”, ale nie na długo. Trudno im uciekać z „Warskim”, który zwisa bezwładnie nie dając oznak życia. Pozostawiają go więc w życie. Niemcy strzelają bez przerwy. Żyto się kończy, chłopcy wybiegają na kartoflisko i dopadają zabudowań gospodarza Bieńka, część wpada do stodoły, ale po chwili wahania biegną dalej w tym samym kierunku. Nie ma już w gronie „Warskiego”, „Storcha”, i „Otwockiego”. Ogień niemiecki trwa bez przerwy. Za główną grupą pozostają nieco w tyle „Korczak” na lewym i „Jacek” na prawym skrzydle. Obaj prowadzą ogień z pistoletów maszynowych, nie tyle groźny dla nieprzyjaciela, co utrzymujący go we względnej odległości. Właśnie wówczas „Ponar” odbierał w pociągu zdążającym z Wolbromia do Kozłowa meldunek „Granata” o szczęśliwym przejeździe zespołu „Parasola” przez placówki „Dominiki-Olgi” i udanej akcji w Krakowie.

***

W chwili, gdy padły pierwsze strzały Niemców, „Bartek” z rannym „Dietrichem” i p. Brzozowską objeżdżał zabudowania dworskie zmierzając do lasu Wymysłowskiego. Jechać musiał wolno i ostrożnie zarówno z uwagi na ranę „Dietricha”, jak i wyboistość drogi. Gdy chłopcy uciekający w stronę wschodnią opuszczali stodołę Bieńka, Niemcy od zachodniej strony wcho-dzili już strzelając do wsi Udorz. Towarzyszyły im psy, których szczekanie dochodziło do uszu „Bartka”. „Bartek” chcąc zgubić ślady, postanowił przejechać samochodem potok. Jednakże jego brzegi okazały się za strome dla zawieszenia BMW i samochód zawisł na dyferencjale. Na szczęście nadjechał wóz gospodarski. „Bartek” kazał chłopu pociągnąć samochód koniem do lasu, gdzie ukryty w zaroślach przetrwał nawet wojnę. „Dietricha” przenieśli na wóz i ruszyli w dalszą drogę, na której napotkali wracających z pola dziewczynę i chłopaka. Było to rodzeństwo Kucyperów: Genowefa i Franciszek. P. Brzozowska kazała im iść do majątku i przynieść coś do jedzenia do lasu, a także zawiadomić dr. Korzeniowskiego w Dzierżnej Porębie o konieczności przybycia. Zaraz potem musieli dobrze ukryć się w zaroślach, bowiem nad widocznym jeszcze strumykiem zjawił się terenowy wóz z Niemcami i psami.

Około 13,10 do gospodarstwa Bieńka doczołgał się ranny „Storch”, którego przeniesiono do piwnicy Wojciecha Słabonia. Tam wytropiły go psy niemieckie. Tymczasem chłopcy zmierzali do lasku, zwanego Borkiem. Pozostały jednak do przebycia kartofliska nie dające osłony. Zostaje ranny w piętę „Zeus”, który biec będzie dalej skacząc. Nim przebyli w bród Udorkę, „Jeremi” rozkazał „Wierzbie” i „Jackowi” cofnąć się na pole przed rzeczkę i o ile się da zatrzymać pościg Niemców. Reszta chłopców wdrapała się na skarpę za rzeką i dalej. Na skarpie zostaje zabity „Orlik”. Wozy niemieckie posuwają się wzdłuż szosy, która biegnie równoległe do trasy ucieczki chłopców i dalej prowadzą silny ogień. Grupa wpada na pole gospodarza Bartusika, zwane polem kołodziejowym. Tu pada „Ali”. Chłopcy dopadają wreszcie do Borku, gdzie odrywają się od ognia niemieckiego. Bezpośredni ciągły ostrzał trwał około 20 minut. W Borku dołącza do nich „Jacek”, nie ma natomiast „Wierzby”. Jest ich więc jedenastu, w tym ośmiu zdrowych. Droga przez Borek odbyła się bez przeszkód. Niemcy w tym czasie dochodzili do rzeczki Udorki i przeczesywali pola.

***

Z Borku grupa wyszła wprost na zabudowania wsi Zamiechówka. „Pamiętam ich - mówi dziś Szymon Kotnis, gospodarz z tej wsi, lat 74 - wyszli z Borku umorusani, zasypani ziemią, pokrwawieni, niektórzy w postrzelanych ubraniach. Jeden z nich był w mundurze niemieckim, ale poznać było od razu, że to ubranie było nie z niego”.

W Zamiechówku zatrzymali się tyle tylko, ile wymagało wypicie mleka u gospodarza Józefa Słabonia. Napięcie nerwowe zaczęło trochę maleć. Ruszenie w dalszą drogę rannych było bardzo trudne. Po kilkudziesięciu metrach opadli z sił. Chłopcy zatrzymali więc przejeżdżający drogą wóz Piotra Miąsko, który wiózł z Jelczy 5 m zboża w workach do domu, i ułożyli na nim „Rafała” i „Zeusa” - Mietek, dla którego nie starczyło już miejsca, jechał na koniu zarekwirowanym od Balbiny Kur. Kierując się dalej na wschód wyszli z Zamiechówka na drogę wadzącą do szosy Charsznica-Żarnowiec. Na skrzyżowaniu drogi z szosą natknęli się na wozy wyładowane kontyngentowym zbożem, konwojowane przez Niemców. Wywiązała się strzelanina, na szczęście niezbyt ostra. Potemjuż bez przeszkód dotarli do Staszyna i zatrzymali się u gospodarza Gwiazdy, którego gospodarstwo położone było w mokradłach koło strumienia. Tam dopiero nastąpił odpoczynek, odprężenie, opatrzenie rannych i oporządzenie się zdrowych. Była godzin mniej więcej 14,30.

***

Niemców w tym czasie w Udorzu już nie było. Odjechali. Ale niestety nie sami. Psy wytropiły u Wojciecha Słabonia w piwnicy rannego „Storcha”, którego Niemcy zabrali. „Orlik” zginął od razu, widząc zbliżających się Niemców odebrał sobie życiem strzałem w skroń. „Warski” był ciężko ranny i nieprzytomny – zabrali go Niemcy. „Zeta” została ranna pierwszymi seriami niemieckimi. Zsunęła się ze skrzyni Chevrolety 4 t. pod samochód. Gdy Niemcy zbliżyli się do samochodu, zaczęły spod padać strzały. Jeden śmiertelnie ugodził niemieckiego lotnika. To strzelała „Zeta”, ją Niemcy dopadli i zabrali. Nie wytropiony w zbożu leżał zdrowy „Otwocki”.

W tym czasie też grupa z rannym „Dietrichem” zatrzymała się w lesie, w pobliżu spalonej Leśniczówki. Na wozie leżał „Dietrich”, którego doglądał dr Maks. „Akszak”, „Rek” i „Bartek” w pewnej odległości ubezpieczali miejsce postoju. P. Brzozowska udała się z powrotem do dworu w Udorzu, by dopilnować sprowadzenia lekarza i księdza, o którego prosił „Dietrich” oraz powiadomić miejscową placówkę AK o konieczności zaopiekowania się rannym.

Przed wieczorem przyszedł dr Korzeniowski, zbadał „Dietricha” i wbrew naleganiom „dr. Maksa” odmówił operowania rannego i asystowania przy operacji, gdyż nie stwierdził objawów otrzewnowych, a ryzyko operacji brzucha w warunkach leśnych było ogromne.

Dzień 11 lipca miał się ku końcowi.

Przypisy:

  1. Razem z artykułem zamieszczono zdjęcia z dodatkowymi informacjami: „Ali”, Stanisław Huskowski, ur. w 1921, zginął w operacji „Koppe”. „Orlik”, Wojciech czerwiński, ur. 1921, zginął w operacji „Koppe”. „Storch” , Bogusław Niepokój, w 1922, zamordowany 23.VII.1944 w więzieniu po operacji „Koppe”.„Bartek”, Jan Bernatowicz-Bartoszewicz, ur. w 1905, w kampanii 1939 r. zastępca dowódcy kompanii czołgów, w konspiracji w ZWZ, potem AK w „Wachlarzu”, następnie w „Parasolu”. Obecnie na emeryturze dla zasłużonych. „Akszak”, Przemysław Kardaszewicz, ur. w 1921, poległ w Powstaniu Warszawskim na Starym Mieście 24.VIII.1944.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi