Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Partyzanckie wieczornice


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

[w:] Władysław Dudek, Muzy konspiracyjne i partyzanckie, Wyd."Skała", Kraków 1995



W pamięci zachowałem niewiele z programów tych wieczornic. Wiem, że były śpiewane pieśni żołnierskie, partyzanckie i patriotyczne, że miały miejsce deklamacje własnych wierszy oraz zwykłe obywatelskie dyskusje z miejscową ludnością. Wyraźniej zachowały mi się w pamięci tylko wątki niektórych wieczornic. Jedna z nich związana była ze świętem Niepodległości, obchodzonym w dniu 11 listopada. Były jakieś wiersze i pieśni. Zapis o drugiej wieczornicy zachowały się w moim pamiętniku, pisanym „na żywo” w końcowych miesiącach trwania partyzantki.

Pod datą 26.11.44 r. zapisałem: „Po kolacji urządziliśmy sobie wieczornicę. Rozpoczęliśmy odśpiewaniem kilkunastu piosenek żołnierskich, które znalazły miłe dla nas uznanie u gości złożonych z domowników i sąsiadów z pobliskich domów. Następnie pchor. „Ryś” opowiadał nam i „cywilom” o życiu więźniów w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, gdzie przebywał trzy i pół roku i skąd udało mu się uciec wraz z czterema kolegami. Cała piątka po „drapnięciu” dołączyła do oddziałów partyzanckich na naszym terenie. W naszym plutonie pozostał „Ryś” oraz „Wodnik”.[1]

Pod datą 29.11.44 mam w pamiętniku następujący zapis dotyczący wieczornicy: Dziś 144 rocznica wybuchu Powstania Listopadowego. Nasza wieczornica jest dziś bardzo uroczysta. Zainaugurował ją pchor. „Słowik” krótkim wspomnieniem poświęconym wypadkom Listopadowym. Prowadzenie wieczornicy przejął następnie ppor. „Mars” słowami: Chłopcy zaśpiewajmy sobie „Warszawiankę”. Padają komendy: „Powstań!”, „Baczność!”. Z piersi trzydziestu partyzantów zagrzmiały dumnie słowa „Warszawianki”. Hej, kto na bagnety… My spadkobiercy tradycji czynu listopadowego, tak jak nasi praojcowie podnosimy ręką zbrojną na tyrana wielokroć straszniejszego od carów. Przyświeca nam ta co i im myśl. Dać Polsce wolność. I wierzymy święcie, że powodzenie pójdzie z nami w parze. I śni nam się przyszłość, jaśniejsza przyszłość!”

Może treść tego wspomnienia w pamiętniku jest zbyt patetyczna i egzaltowana. Wziąć jednak trzeba pod uwagę, że niektórzy z nas mieli wtedy jeszcze „naście”, inni przeważnie niewiele ponad dwadzieścia lat. Braliśmy już udział w walkach z okupantem i w akcjach zbrojnych. Byli wśród nas żołnierze Września, byli niedawni więźniowie i ofiary hitlerowskiego gestapo, byli uciekinierze ze strasznego obozu śmierci w Oświęcimiu. Wielu nie znało losu swoich bliskich, wielu nie wiedziało, że losy bliskich już się dokonały lub, że są więzieni i torturowani. Mogiły wielu kolegów, którzy tak niedawno byli między nami, rozsiane już były po wsiach i lasach Polski, a nasz los na jutro był nieznany. Patos tych słów rozpatrywany w tych realiach nabiera innego znaczenia. W tym miejscu jeden z kolegów (nie zapamiętałem który ) zadeklamował podany wcześniej wiersz „Misia” pt. Wizje przyszłości. I znowu cytat z mojego pamiętnika: „Z kolei odczytał „Słowik” krótką historię Powstania. Zakończyliśmy wieczór naszymi żołnierskimi piosenkami i odśpiewaniem „Roty”.

„Aż się rozpadnie w proch i pył, krzyżacka zawierucha”.

Z pamiętnika wynika, że w okresie tym mieliśmy zatrzęsienie wieczornic. Pod datą 30.11.44 zapisałem: „Dziś Andrzeja”. Imieniny Jędrusiów[2]. Nasza wieczornica nosi dziś specjalny charakter. Ppor. „Miś” wysyła mnie wraz z „Zawałą” do sąsiedniej wsi po tytoń dla chłopaków. Chcieliśmy kupić gdzieś trochę „wody rozmownej”, ale nie udało nam się dostać. W drodze czujemy, że koledzy obedrą nam za to uszy. Wróciwszy zastaliśmy już całe towarzystwo na wesoło. Chłopcy wytrzasnęli skądś harmonię i… kiełbasę. Zespół harmonijno-kiełbasiany doskonale uświetnił nam wieczór. Zaczęło się wygłupianie na cały regulator. Tańce, dowcipy, piosenki, jeden po drugim na przemian. Prym jak zwykle wodzili „Wodnik” i „Słowik”. Powracającego z kontaktu ppor. „Marsa” przyjęliśmy podrzuceniem i wiwatami. O mało swej szanownej, łysawej z przeproszeniem, głowy o sufit nie rozbił. Dość długo biedak nie mógł się połapać na jaką uroczystość cała awantura”.

Kolejny zapis dotyczący wieczornicy datowany jest na 3.12.44 r.

„Dziś niedziela, w związku z czym specjalnie wesoła, ale skromnie przygotowana wieczornica. Zwłaszcza, że mamy kilku gości z „terenówki”, patrol z okolicznego oddziałuj BCh[3] oraz grupkę cywilów z sąsiednich domów. Na wieczornicy wykryliśmy nowy, zapoznany talent. To „Ryś”, drugi z „Oświęcimiaków”. Posiada wspaniałą umiejętność naśladowania żydowskiej gwary. Powiedziałbym nawet, że robi to jeszcze lepiej niż Żydzi. Jak się potem okazało posiada w ogóle ogromny dar improwizowania nie tylko Żydów, ale i chłopskiej gwary. Zaprodukował nam kilka „kanałów” rozśmieszając wszystkich do boleści. Ktoś tam podobno podpatrzył, że panny po wyjściu z wieczornicy majtki suszyły, za to jednak nie ręczę bo świadkiem nie byłem.”


Pod datą 28.12.44 zanotowałem w pamiętniku:

„Minęły święta, które na ogół przeszły nasze oczekiwania i dały nam pełne zadowolenie i odczucie, że trud nasz jednak nie idzie na marne, a w wysiłkach naszych nie jesteśmy odosobnieni.

Na wieczór wigilijny zostaliśmy zaproszeni przez właściciela jednego z okolicznych dworów (w Nadwozie). Miłe i serdeczne przyjęcie, jakie nam zgotowano, oparte z resztą na sympatii i zaufaniu, jakie nasz oddział posiadał w okolicy, dało nam namiastkę tradycyjnego wigilijnego nastroju. Poprzedzone krótką przemową gospodarza i modlitwą, łamanie się opłatkiem, były bodajże najbardziej wzruszającym momentem.

Zdala od domu, od swoich najbliższych, związani, że sobą węzłami wspólnych trudów i przelanej krwi, łamaliśmy się opłatkami bez słów prawie, bo za nie starczy świadomość, że jeden za drugiego gotów na wszystko. A tylko gdzieś po bokach zauważyć można było tych, co w tej chwili wspominali swoje wymordowane rodziny, męki swych najbliższych, na kaźnie Oświęcimia Majdanka, Montelupich, Pawiaka tyle innych więzień i obozów. Z oczu spadły im cicho łzy, skrycie by nie zmącić ogólnego nastroju i nie wypłoszyć tych pozorów beztroski. Wieczornicę wigilijną zakończyliśmy przy odpisywaniu przy choince kilku kolęd i wesołych żołnierskich piosenek, które znalazły gorące przyjęcie u uczestników spotkania.

Drugi dzień świąt przeszedł bez większych wydarzeń, na przygotowaniach i próbach do mającej odbyć wieczornicy, urządzanej przez nas dla okolicznych cywilów. Nasze wieczornice zdążyły już uzyskać rozgłos w terenie, stając się dla nas jednym z najważniejszych środków propagandy naszych haseł i idei. Poprzez grunt humoru śpiewu zaskarbiliśmy sympatie dla oddziału, która oparła o nasze wzorowe zachowanie w terenie, daje nam poza zadowoleniem także materialną korzyść, wytrząsając kieszenie „karmazynów” na cele oddziału. Wieczornica świąteczna przygotowana została nadzwyczaj starannie i miała być w okolicy wydarzeniem na miarę sensacji, co zresztą później się spełniło.

Program wieczornicy składał się z części poważniej i wesołe. Część poważna, na która złożyły się wiersze, opowiadania i śpiew wzruszyła do głębi gości zebranych w dużym salonie dworu hrabiego Alfreda Morstina w Kowarach (pow. Miechów). Stary hrabia po każdym numerze płakał jak bóbr, a oczy jego żony Heleny i innych gości wskazywały dziwną skłonność do wilgoci. A gości było wielu, nad wszelkie oczekiwania. Patrol miejscowej „terenówki” bardzo liczny patrol II Plutonu Baonu „SKAŁA”, patrol z akowskiego oddziału „Tobruk”, mieszkańcy z okolicznych domów i rozmaici cywile. Bodaj ze sto pięćdziesiąt ludzi. Postawiliśmy się o tyle, że w przerwie pomiędzy jedną a drugą częścią programu częstowaliśmy gości przygotowana przez gospodarzy herbatą, kanapkami i ciastkami, nie licząc kilku litrów wódki.

Część wesołą zasilił wybitnie „Ryś”, dodając do swoich chłopskich i żydowskich kawałów nowy numer, który był atrakcją dnia. Numerem tym było pojawienie się na scenie Hitlera, we własnej osobie.

Po odśpiewaniu „szturmówki” przez nasz chór, ppor. „Kuba” zapowiedział gościom niespodziankę. I rzeczywiście. Przed zdumionymi widzami stał Hitler w płaszczu wojskowym, z autentycznymi wąsikami i loczkiem, salutując przez hitlerowskie uniesienie ręki, zaczyna przemowę:

„Meine Genossen und Genossinnen! Seit fünf Jahren kämpft unser volk…[4]

Nasi goście, na ogół dobrze wychowani, pootwierali jednak usta na oścież. „Rysiowa” zdolność charakteryzacji i ułożenie twarzy dały bardo udany obraz „führera”. Za odchodzącym Hitlerem zerwały się istne huragany oklasków i prób o powtórzenie numeru. Ppor. „Kuba” zapowiedział wobec tego za chwilę ponowne ukazanie się Hitlera, które tym razem ma być „spodzianką”. W międzyczasie „Wodnik” opowiedział parę dowcipów na temat Hitlera, zresztą bardzo udanych zapowiadając w końcu ponowne ukazanie się „führera”.

Otwierają się drzwi z których wychodzi nieco przygarbiony „führer” z… drabiną i wiaderkiem z farbą, mówiąc krótko:

„Und da ich wieder Zimmermaler von beruf”[5].

Widzowie dają upust swojemu zachwytowi nieustającymi oklaskami. Stary hrabia płacze ze śmiechu.


Zapisałem dalej:

„O 11-tej w nocy zakończyliśmy wieczornice, nie wyczerpawszy przewidzianego programu. Na zakończenie palnął sobie jeszcze mówkę hrabia, zmuszony w połowie przerwać z wielkiego wzruszenia. Z kolei parę, prostych żołnierskich słów wypowiedział komendant miejscowej „terenówki” ppor. „Klucz”, dziękując nam za trudy oraz wzorowe zachowanie się oddziału w terenie życząc nam szczęśliwego dotrwania kresu tej wojny”.


Przypisy:

  1. Zobacz. R.H. Kordek, Blizny krwawią, Kraków 1986.
  2. Tak nazywano partyzantów
  3. Bataliony Chłopskie
  4. Moi Towarzysze i Towarzyszki. Od pięciu lat walczy nasz naród…
  5. I oto znowu jestem z zawodu malarzem pokojowym.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi