Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Mieczysław Cieślik, Historia Oddziału Partyzanckiego AK- Kedyw "Huragan"


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Redagował: Mieczysław Cieślik ps. "Koral", przy udziale: Zbigniew Kwapień ps. "Kuba", Jan Ziółkowski ps. "Pieg"
(tekst umieszczony na stronie: www.akgrot.wieliczka.eu (skopiowany 15.05.2009))
SZŻ-AK, Koło Wieliczka, Klub Historyczny



Nadchodził rok 1944, a za nim piąty rok tragicznej i okrutnej dla narodu polskiego okupacji. Jednak mimo olbrzymich strat i ofiar, oraz stale nasilających się ze strony okupanta represji, nie załamał się duch w narodzie polskim.

Coraz liczniejsze niepowodzenia niemieckich wojsk na wszystkich frontach, w tym szczególnie na froncie wschodnim, przybliżającym się w szybkimi tempie do naszych polskich ziem, dawały podstawę do pewności, że jutrzenka wolności dla Polaków jest już blisko.

Nadeszła więc konkretna potrzeba przechodzenia z dotychczas stosowanej działalności konspiracyjnej sabotażowo-dywersyjnej, do otwartej walki zbrojnej ze znienawidzonym faszystowskim okupantem.

W ślad za licznymi ugrupowaniami Ruchu Oporu również i Kierownictwo Dywersji AK Kraków przystąpiło do organizowania własnych oddziałów partyzanckich. Działał już na terenach myślenickiego i limanowskiego oddział partyzancki "Błyskawica", więc przystąpiono do formowania dalszych oddziałów, a to: "Grom" i "Skok" w rejonie Zabierzowa i Kocmyrzowa oraz "Huragan" w rejonie Wieliczki.

Zadanie formowania oddziału partyzanckiego "Huragan" d-two Kedywu powierzyło d-cy obwodu podkrakowskiego Wieliczka-Gdów-Niepołomice, którym był "Bąk"-"Koral" Mieczysław Cieślik - nauczyciel z Wieliczki.

Do realizacji tego zadania kierowano również "spalonych" żołnierzy AK-Kedyw z Krakowa i okolic, na teren placówki terenowej AK w Łapanowie, poprzez punkt kontaktowy we dworze Morsztynów w Raciborsku obok Wieliczki.

Oddział partyzancki "Huragan" powstał w marcu 1944r. a na jego d-cę wyznaczony został "Kuba" Zbigniew Kwapień z Wieliczki, który objął oddział poprzez d-cę placówki ZWZ-AK krypt. "Karp" d-ca plac. "Żbik"-"Cyt" Antoniego Zdebskiego. "Kuba" był poprzednio żołnierzem oddz. part. "Błyskawica" dowodzonego przez "Romana" Władysława Kordulę z Wieliczki[1], do którego został przydzielony w dniu 29.I.1944 na miejscu akcji pod Niepołomicami - zamachu na gubernatora, w którym planowano również udział ogniowy tego oddziału.

Zalążkiem oddziału "Huragan" była grupa "spalonych" Akowców z terenu Krakowa, Wieliczki, Skawiny, w skład której wchodzili:

"Arab" - Tyrała z Kochłowic

bracia "Mrówka" i „Jastrząb" - Michał i Andrzej Czarnota z Krakowa,

"Wilk" - Adam Wilczyński z Warszawy,

"Kryjak" - N.N.

"Orlik" - N.N. z Poznania

"Bronek" - Bronisław Mulin ze Śląska,

„Wir" -Wiesław Blaszczyk z Sosnowca,

"Maharadża" - Stanisław Grzywacz z Wieliczki,

"Zwierz" - Józef Kiłkowski Kraków - Bronowice Wielkie.

Stopniowo następowały uzupełnienia kadrowe poprzez dalszych skierowywanych ze strony Kedywu i miejscowej placówki terenowej AK.

Doszli więc:

"Pieg" - Jan Ziółkowski s Woli Wieruszyckiej k/Łapanowa,

"Śruba" - Stefan Hojda z Kobylca k/Łapanowa,

"Jankiel" - Julian Zdebski z Woli Wieruszyckiej k/Łapanowa,

"Lenard" - Władysław Dudek z Wieliczki,

"Bez" - Adam Krzysiak z Wieliczki,

"Czarny" - Leszek Bajorek z Wieliczki,

bracia "Kamień" i "Mikołaj" - Jan i Erazm Smykale z Wieliczki,

bracia "Mały" i "X" - Władysław i Eugeniusz Ptakowie z Wieliczki,

"Stokalski" - Jan Flak z Wieliczki,

"Mirek" - Kostecki z Wieliczki,

"Żaba" - Kazimierz Zapiór z Wieliczki,

"Ursus" - N.N. z Krokowa - Łęgu,

"Szary" - Zbigniew Marszałek z Krakowa,

"Pączek" - Wiesław Pająk z Krakowa,

"Apacz"- Tadeusz Widomski z Kunic k/Gdowa,

"Lauda" - Bolesław Kolarz z Kunic k/Gdowa,

"Bystry" - Tadeusz Bystrzycki z Krakowa,

"Zyga" - N.N.

"Lis" - Józef Donatowicz z Niepołomic,

"Motyl" - N.N. z Niepołomic,

"Zemsta" - Bajer z niepołomic,

"Kot" - Stefan Włodek z Krakowa,

bracia "Bolek" i "Myśliński" - Bolesław i Józef Fiszer z Krakowa,

"Zapalczywy" - Tadeusz Krzywda.

Na koniec czerwca łączny stan oddziału wynosił około 40 ludzi. Żołnierze oddziału, wszyscy to ludzie młodzi w wieku od 17 do 24 lat i rekrutujący się z różnych środowisk społecznych, z przewagą uczniów szkół średnich w tym szczególnie z Wieliczki. Tylko nieliczne wyjątki, jak byli wojskowi stanowili kadrą przygotowaną i zaprawioną do regularnych działań bojowych. Reszta to nowicjusze, których patriotyzm i zaprawa w konspiracyjnych działaniach sabotażowo-dywersyjnych, a częściowo przeszkolenie na tajnych kursach wojskowych gwarantowały, że są zdolni wypełnić każde powierzone im zadanie bojowe.

Początkowe uzbrojenie oddziału było bardzo skromne, bo tylko rewolwer 6,35mm 6-cio strzałowy, dwa Waltery 7,65, jeden FN 7,65 z ezysa przynieśli do oddziału "Bronek" i "Wir". Stopniowo uzupełniano uzbrojenie - pozyskano bowiem od placówki w Łapczycy k/Bochni rkm z magazynkami i amunicją, zaś wcieleni do oddziału "Pieg", "Śruba" i "Jankiel" w maju byli wyposażeni w 3 karabiny z niewielkim zapasem amunicji i kilka granatów oraz pistolet 7,65. Najpoważniejszym zaś zastrzykiem dla dozbrojenia było przejęcie przez oddział 10 karabinów, kilku skrzynek amunicji i około 20 granatów, które po kampanii wrześniowej zamelinowane były obok nieczynnej cegielni Zastawniaka z Gdowa, położonej w polach za mostem na Rabie na granicy Gdów-Podolany-Zaręczyce. Głównym więc zajęciem oddziału było czyszczenie z rdzy i przestrzeliwanie pozyskanej broni, a która po odkopaniu prawie nie nadawała się do użytku - jednak upór i troska o nią doprowadziła ją w końcu do prawie pełnej sprawności.

W okresie maja Kedyw przekazał Oddziałowi 2 Steny z amunicją oraz zapas granatów gamon. Poprzez kontakt "Wira" zakupiono z oszczędności żołdu 3 pistolety maszynowe MP-i tak, że przed koncentracją oddział posiadał prawie pełne wyposażenie w broń długą, krótką, częściowo maszynową i granaty. W codziennych więc zajęciach na kwaterach kładziono nacisk na konserwacje tej broni, zapoznanie się z nią oraz sposobem jej używania.

Początkowym umundurowaniem oddziału były wyłącznie ubrania własne - cywilne, które stopniowo zastępowano niemieckimi drelichami, podrzucanymi przez Kedyw do oddziału, a które zdobywane były przez żołnierzy Kedywu z Wieliczki z pralni Kopalni Soli. W końcowej fazie /czerwiec 1944/ oddział był umundurowany dość jednolicie, miał również oznaczenia na furażerkach i na rękawach bluz, a to: haftowane OPH /Oddział Partyzancki Huragan/ oraz biały orzełek na owalnej tarczy biało-czerwonej z dwoma skrzyżowanymi gałązkami świerkowymi.

Z Kedywu Oddział otrzymał również plandeki, z których własnoręcznie uszyto 3 namioty używane na łysinie, a po przejściu na dalsze kwatery pozostawiono je do dyspozycji „Kościeszy" ( d-cy tamtejszego zgrupowania AK).

Z d-twa Kedywu oddział otrzymywał regularnie żołd przeznaczony na wyżywienia i zaopatrzenie. Nie było więc potrzeby korzystania ze świadczeń środowisk, z którego korzystano jednie z usług w postaci prania bielizny i wypieku chleba. Wszystkie posiłki gotowano we własnym zakresie systemem ochotniczym.

Główną bazą operacyjną oddziału były okolice Łapanowa, gdzie melinowano w/g skierowań miejscowych placówek terenowych w domach chłopskich w Kobylcu, Tarnawie, Zagórzanach. Na szczególne uznanie zasługuje patriotyzm i odważna postawa ludności tamtejszego terenu, która przecież jeszcze w okresie sanacji w czasie strajku rolnego dała o sobie znać, ponosząc przy tym krwawe ofiary, a teraz ponownie potwierdzała gotowość walki o wolność swojej Ojczyzny. Z terenu Łapanowa oddział poszedł na Łysinę, potem melinował w Kornatce, obok Dobczyc w leśniczówce. Ostateczna kwatera w tym terenie miała miejsce w Kunicach-Kopce k/Gdowa w gospodarstwie Kolarzów u "Magdy".

W oddziale panowała wzorowa niewymuszona dyscyplina i atmosfera prawdziwej koleżeńskości, a której właściwy ton nadawał sam "Kuba". Wolny od zajęć czas wypełniano nauką pieśni żołnierskich szczególnie partyzanckich, opowiadaniem różnych przeżyć i przygód konspiracyjnych, a także zabawami w tym szczególnie "Zgadnij kto cię bije". W czasie której siedzenia uczestników tej zabawy mocno były masowane. Szczególny nacisk kładziono na przestrzeganie ścisłej konspiracji jedynie utrzymywano kontakty z miejscowym d-twem placów-ki AK "Żbik" w Łapanowie, dworem Warnikowskich w Zagórzanach, apteką Krzyżanowskich w Gdowie, d-cą obwodu AK-Myślenice, d-cą placówki Kedyw w Niepołomicach "Brzozą" -Antonim Rodowiczem, no i swoim bezpośrednim d-cą "Koralem" w Wieliczce.

Ze względu na brak przeszkolenia wojskowego u większości członków oddz. główny nacisk położono na szkolenie bojowe, sabotażowo-dywersyjne oraz obchodzenie się z posiadaną bardzo niejednolitą bronią, a także z materiałami wybuchowymi. Zajęcia te prowadził sam d-ca "Kuba" z racji ukończenia szkoły podchorążych.

Dla rozeznania stanu przygotowania bojowego oddziału dokonywane były lustracje z ramienia d-twa Kedywu poprzez wysyłanych inspektorów w osobach: "Powolny" Ryszard Nuszkiewicz, "Spokojny" Henryk Januszkiewicz, "Mars" Zygmunt Kawecki. W czasie pobytu na tym terenie oddział przeprowadzał szereg akcji sabotażowo-dywersyjnych, likwidacyjnych i wychowawczo-represyjnych.

Pod d-twem "Marsa":

-wysadzono pociąg w Kasinie Wielkiej,

-współdziałano w odbiciu od policji w Dobczycach "Prawdzica" żołnierza oddziału "Prąda",

-wykonano wyroki na komendanta policji granatowej Orlickiego w Gdowie, na konfidentkę w Łapanowie, na Volksdeutschów w Boczowie, Klęczanach i Łapanowie

-przeprowadzono likwidację mleczarni i urzędu gminnego w Raciechowicach oraz akcje wychowawczo-represyjne w stosunku do nadgorliwych pracowników kilku urzędów gminnych w terenie,

-ze stacji ogierów w Tarnawie uprowadzono 6 koni, by je uchronić od planowanego wywozu do Rzeszy.

Likwidowani osobnicy byli stwierdzonymi wrogami narodu polskiego, zdecydowanymi sługusami okupanta, myszkującymi w terenie za działalnością konspiracyjną, względnie przeprowadzającymi represje na wiejskiej ludności za nie wywiązywanie się z obowiązków kontyngentowych nakładanych przez okupanta.

Przeprowadzanie akcje były wykonywane przez oddział na podstawie wyroków przekazywanych oddziałowi przez placówki terenowe AK "Żbika" i d-two Kedywu. Każda akcja poprzedzana była dokładnym rozeznaniem osobnika, jego środowiska i sposobu bytowania. Do akcji wyznaczani byli zdecydowani i sprawdzeni członkowie oddziału, wśród których szczególnie wyróżniał się "Wilk".

I tak np.:

Rozeznanie w stosunku do komendanta posterunku policji w Gdowie stwierdziło, że uczestniczy on w każdy dzień jarmarku odbywającego się w środy co dwa tygodnie w rewizjach po straganach na rynku rekwirując u sprzedawców różne ich towary. Wykorzystując te dane wysłany został z oddziału patrol likwidacyjny do wykonania wyroku na rynku w Gdowie w czasie jarmarku. W czasie akcji jeden z patrolu po rozpoznaniu miejsca policjanta, przepchał się przez ciżbę bab z wydobytym pistoletem pokrzykując: "na bok baby, z drogi!". Kobiety widząc broń obok swych głów posłusznie usuwały się z drogi umożliwiając w ten sposób wykonawcy wyroku szybkie dotarcie do penetrującego po straganach policjanta i oddanie do niego kilku skutecznych strzałów. Tak się przy tym złożyło, że w momencie likwidacji przelatywał na Gdowem samolot, którego warkot zagłuszył strzały i powstała wersja, że policjant zginął od kul z samolotu angielskiego czy rosyjskiego. Po wykonaniu wyroku patrol zamieszawszy się w tłumie swobodnie odskoczył z miejsca akcji i powrócił na kwaterę meldując o wykonaniu zadania.

Zaś rozeznanie w stosunku do konfidentki w Łapanowie stwierdziło, że jest ona stałą mieszkanką Krakowa, a przebywa czasowo u rodziny w Łapanowie myszkując za działalnością konspiracyjną, przy czym stosuje częste wyjazdy autem niemieckim do Krakowa celem przekazywania zdobytych materiałów. Wykorzystano więc jeden z takich wyjazdów oczekując jej powrotu w rejonie rynku Łapanowa-przy czym ustalono, że po jej wyjściu z auta miejscowy łącznik "Żbika" podejdzie i przywita się z nią Jako znajomy przez podanie ręki, dając tym pewność co do osoby oczekującemu w sąsiedztwie patrolowi likwidacyjnemu. Wszystko odbyło się w/g założeń-łącznik podszedł do niej po opuszczeniu auta przywitał się z nią, a szła ona wówczas w towarzystwie drugiej kobiety, podszedł również i patrol, by wykonać zadanie. Gdy wyznaczony do likwidacji chciał oddać strzały z pistoletu stwierdził zaistniały niewypał - wówczas drugi uczestnik wyręczył kolegę oddając w nią 2 strzały. Po czym nastąpił odskok patrolu w kierunku Gdowa. Odgłosy strzałów zaalarmowały policjantów w pobliskim posterunku, którzy podjęli pościg za patrolem. Zrezygnowali z niego dopiero wtedy, gdy na drodze znaleźli kartkę ze słowami: "jeszcze 50 m dalej, a nie wrócicie żywi do domu". Wtedy dopiero patrol mógł swobodnie, przeprawiwszy się przez Rabę, powrócić na kwaterę w Kunicach i zameldować o wykonaniu zadania.

Dla ochrony ludności wiejskiej przed rabunkami ze strony różnych ciemnych elementów, podszywających się często pod partyzantów-oddział przeprowadzał częste patrolowanie terenów w porach nocnych. W związku z czym za mostem na Rabie w Gdowie patrol dowodzony przez "Bronka" zmuszony był do akcji bojowej z żandarmerią niemiecką nie ponosząc przy tym żadnych własnych strat.

W miesiącu lipcu d-two Kedywu zarządziło koncentrację wszystkich swoich oddziałów partyzanckich dla sformowania Samodzielnego Baonu Partyzanckiego "Skała" od pseudonimu jego d-cy Jana Pańczakiewicza.

Wykonując ten rozkaz z końcem lipca 1944 d-two nad oddziałam przejął w Kunicach-Kopce sam d-ca obwodu "Koral" przeprowadzając go nocą na miejsce koncentracji w miechowskim - trasą Kunice-Biskupice-Bodzanów-Podłęże-Niepołomice. W Niepołomicach kwaterowano przez dwie doby na strychu u "Brzozy" Rojowicza do czasu przybycia łączniczki "Stasi" i przygotowania przeprawy przez Wisłę. Na podkreślenie zasługuje wzorowa dyscyplina oddziału i docenianie przestrzegania zasad konspiracji w wyniku czego, nikt z sąsiadów nie wiedział o lokatorach Rojowicza, a nawet Niemcy przypadkowo poszukujący kwater niczego nie odkryli. Przeprawa przez Wisłę odbyła się sprawnie łódką zorganizowaną przez „Motyla" i „Lisa" - jako mieszkańców Niepołomic, a miało to miejsce w rejonie Złotnik w piękną, bezksiężycową noc. Koncentracja baonu miała miejsce w Glewcu, w szkole nieczynnej w okrasie wakacji. W ramach baonu oddział stanowił trzon 1 kompanii liczącej ponad 100 ludzi z podziałem na trzy plutony, w tym Huragan stanowił pluton 1 dowodzony przez "Kubę". D-two I komp. objął kpt "Koral" pełniący równocześnie funkcja z-cy d-cy Baonu. Baon liczył ponad 500 żołnierzy, a w jego skład wchodziły trzy kompanie, pluton specjalny, pluton konnych zwiadowców i tabory. Terenem operacyjnym baonu był powiat miechowski ,a częściowo proszowickie, olkuskie, w tym szczególnie lasy moczydłowskie.

W ramach baonu miało miejsce cały szereg akcji bojowych. Przez kilka nocy obsługiwano zrzutowiska w okolicach Wierzbna i Kazimierzy Wielkiej oczekując obiecanych zrzutów broni i innego zaopatrzenia bojowego, jednak bez rezultatu, bo wtedy wszystkie zrzuty kierowane były w rejon Warszawy, gdzie trwało powstanie. Stoczone zostało szereg potyczek bojowych z oddziałami niemieckimi i Własowców, a które miały miejsce pod: Zaryszynem, Krzeszówką, Moczydłem, w lasach Moczydłowskich bez strat w ludziach, jedynie pod Sadkami zginęli żołnierze "Huraganu" „Ursus", „Kamień" i „Szary", a ranny został „Kryjek".

Calem koncentracji baonu był jego udział w akcji "Burza" jako ogólnym powstaniu, mającej na celu oswobodzenie również i Krakowa .W akcji tej baon miał wyznaczony kierunek natarcia: Kopiec Kościuszki, Błonia, ulicę Krupniczą, zdobycie Uniwersytetu Jagiellońskiego i dotarcie do Rynku Głównego.

Ponieważ wybuch Powstanie Warszawskiego pokrzyżował plany tej akcji d-two baonu zmuszone zostało do ustalenia dalszego własnego planu działań bojowych. Zdecydowano iść na pomoc walczącej Warszawie, przy czym okazało się, że nasz baon był jedynym który podjął taką decyzję. W tym celu nastąpił przemarsz baonu z początkiem września z rejonu lasów Moczydłowskich poprzez tereny olkuskiego z postojem pod Złotym Potokiem, gdzie po kontaktach z miejscowymi placówkami terenowymi zajęto wieczorem l0 IX 1944r. opustoszałe szałasy leśne miejscowych oddziałów partyzanckich. Ubezpieczenie kwaterującego baonu spełniał I-szy pluton I-szej kompanii. Rankiem 11 IX 1944r. d-ca baonu "Skała" odjechał na bryczce z adiutantami por. "Piotrem"/Piotr Kmita z Warszawy/ i "Spokojnym" ubezpieczany przez dwóch konnych zwiadowców, dla nawiązania kontaktów z d-cą częstochowskiej dywizji. Wkrótce po odjeździe zostali oni ostrzelani przez Niemców, a od ognia zginęli „Piotr" i „Lew" - konny zwiadowca, zaś „Skała" i „Spokojny" odskokiem zaszyli się w las. Równocześnie nastąpił atak ogniowy Niemców na tereny zajmowane przez baon, jednak natarcie, wroga zatrzymane zostało ogniem ubezpieczenia I kompanii, która poniosła przy tym dotkliwe straty, polegli bowiem: „Wilk", „Mrówka", „Jastrząb", „Jankiel", „Orlik" i „Łęczyc", zaś ranni zostali „Żaba", „Lis" i „Wir". Starcie ubezpieczenia z wrogiem umożliwiło uformowanie reszty baonu do podjęcia walki leśnej, a trwała ona do godzin popołudniowych. Własnym rozpoznaniem stwierdzono, że nie jest to tylo frontalny atak wroga, lecz i na naszych tyłach oraz lewym skrzydle umiejscowione były konne oddziały wroga, oczekujące naszego wycofywania się w tych kierunkach. Dalsze rozeznanie stwierdziło, że jedynym terenem wolnym i możliwym do wycofywania było prawe skrzydło, lecz tu był teren bagnisty, tak zwane-kacze błota. Ponieważ nie było innego wyjścia z sytuacji d-two zdecydowało wycofywanie baonu przez ten właśnie teren, jednak kosztem pozostawienia całego taboru, zabierając tylko co najważniejsze tj. broń, amunicję, żywność, skrzynki z dowodami osobistymi i inne urządzenia obozowe. Decyzja na wycofywanie musiała być podjęta na skutek stwierdzenia po wielkiej sile ogniowej wroga, że mamy do czynienia z przeważającymi siłami wroga /ponad dwa tysiące/ którym stawić czoło było wielkim ryzykiem, tym bardziej, że działał on z zaskoczenia, którego ofiarą był przypadkowo nasz baon, a nie oddziały partyzanckie przedtem tu kwaterujące. Wycofywanie nastąpiło stosunkowo sprawnie pod osłoną wzmożonego ognia naszych ckm, przy czym największą przytomność i umiejętności dowodzenia wykazywał „Powolny" kierujący, nie tylko manewrem oddziałów, lecz także prowadząc w pewnych momentach osobiście ogień z ckm. Bohatersko zachowały się i nasze sanitariuszki zabierając z pola walki naszych rannych żołnierzy, którzy następnie oddani zostali pod opiekę miejscowych placówek terenowych.

Po wycofaniu się do sąsiednich lasów, nastąpiło ponowne sformowanie baonu, stwierdzenia własnych strat w ilości 11 poległych i podjęcia decyzji powrotu na tereny powiatu miechowskiego. Niemcy nie podjęli za nami pościgu, bowiem w tej walce ponieśli poważna straty w/g naszego wywiadu w ilości ponad 70 zabitych i wielu rannych.

W powrotnej drodze nastąpiła częściowa demobilizacja baonu, z którego odeszli ci, którym nic nie groziło w wypadku powrotu do własnego środowiska. Na jednej z polan w dolinie Prądnika k/Ojcowa odbyto podniosłą mszę polową za poległych kolegów, a następnie kontynuowano dalszy przemarsz z postojami: w Rynku, Przybysławicach, Owczarach, Dziewięciołach, Bolowcu - w międzyczasie dołączył do nas d-ca "Skała". Kwaterując w zabudowaniach dworskich w Bolowcu d-two udzieliło okolicznościowego urlopu 7-miu członkom baonu i sanitariuszce "Fiołek" z Zabierzowa przychylając się do ich prośby odwiedzenia swych rodzin. Urlopowanym postawiono warunki: przebrania się w ubrania cywilne, nie zabieranie z sobą broni i przejścia pojedynczo. Po odejściu urlopowanych 6 listopada, następnego dnia dotarła do baonu wiadomość, że niedaleko pod Pieczonogami oddział żandarmerii niemieckiej wystrzelał ośmioosobową grupę, w tym jedną kobietę napotkaną na drodze. Zastrzelonych polecono spędzonym ze wsi chłopom zakopać przy drodze i zrównać ziemie dla zamaskowania miejsca pogrzebanych.

Informacja ta nasunęła d-twu baonu przypuszczenie, że mogli to być urlopowani żołnierze baonu, więc nocą został wysłany patrol z zadaniem odkopania poległych, stwierdzenia tożsamości i ułożenia ofiar w kolejności w/g pseudonimów, a po usypaniu mogiły i wkopaniu brzozowego krzyża, złożenia meldunku o wynikach.

Patrol potwierdził przypuszczenia d-twa baonu wypełniając w pełni swoje zadanie, a Niemcy nie zareagowali na jego wykonanie. Dalsze rozeznania ujawniło, że sprawcą mordu był oddział żandarmerii niemieckiej stacjonujący we wsi Dalewice.

Podjęto więc przygotowania do akcji odwetowej i w tym celu został wyznaczony patrol bojowy pod d-twem „Marsa". Po dokładnym rozpoznaniu i współdziałaniu z placówką terenową w Dalewicach patrol wykonał powierzone zadanie likwidując d-cę posterunku żandarmerii niemieckiej oberleutnanta Baumgartena i kilku asystujących mu żandarmów w dniu 6.XII.1944 w czasie dokonywanej przez nich rewizji po domach chłopskich w tej wsi.

W akcji tej ciężki postrzał w nogę otrzymał Zawała, który początkowo zamelinowany został na miejscu, a następnie przewieziony potajemnie pod opiekę lekarzy do szpitala przy ul. Siemiradzkiego w Krakowie. Zawała otoczony troskliwą opieką, szczęśliwie wyszedł z tego, jednak pozostała mu na zawsze pamiątka w postaci krótszej i usztywnionej nogi.

Z końcem grudnia 1944 „Koral" i „Mars" wyznaczeni zostali na inspektorów Kedywu z zadaniem przeprowadzenia inspekcji oddziałów partyzanckich na Podhalu, więc d-two I kompanii przejął „Kuba" dowodząc nią do czasu rozwiązania baonu w styczniu 1945 po odzyskaniu niepodległości.


Przypisy:

  1. "Roman" zginął w lipcu 1944r. we wsi Słopnice obok Tymbarku w walce z kwaterującymi tam Niemcami. Po wyzwoleniu ekshumowano jego zwłoki do Wieliczki, gdzie spoczywa na cmentarzu wojskowym.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi