Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Marian Satała: Oficer wywiadu AK opowiada o zamachu na Koppego. W 38 rocznicę akcji „Parasola”


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Echo Krakowa, 12.07.1982




11 lipca 1944 r. dokonano W Krakowie zamachu na wyższego dowódcę SS i Policji „Wschód" sekretarza do spraw bezpieczeństwa w tzw. rządzie Generalnego Gubernatorstwa —Wilhelma Koppego. Niestety nieprzewidziany splot okoliczności sprawił, że zamach doskonale przygotowany, nie zakończył się sukcesem. Koppe ocalał, natomiast w czasie odwrotu z miejsca zamachu zginęło kilku uczestników, członków harcerskiego batalionu szturmowego „Parasol”. Dzisiaj, w 38 rocznice, tamtych wydarzeń, rozmawiamy o zamachu z szefem łączności Kedywu krakowskiego, por. Józefem Basterem, współpracującym z „Parasolem" w akcji na Koppego.


Dlaczego postanowiono dokonać zamachu na Koppego, a nie na przykład na gubernatora Hansa Franka?

- Za prześladowania Polaków odpowiadał bezpośrednio Koppe. Był on w Krakowie odpowiednikiem Himmlera. Rzeszą rządził Hitler, jednak właśnie Himmler był motorem większości zbrodni. W Polsce podobną rolę spełniał Koppe. Podlegał on również gubernatorowi Frankowi, był jednak bezpośrednim podwładnym Himmlera. Okres urzędowania Koppego w Krakowie to nieustanne represje wobec Polaków, terror i brutalna walka z ruchem oporu, rozstrzeliwania uliczne, potajemne mordowanie szczególnie szanowanych przez Polaków ludzi. Zresztą, bezpośrednią przyczyną zamachu było to, że w marcu w ręce gestapo wpadł Sztab Okręgu Krakowskiego AK wraz z dowódcą Józefem Spychalskim „Lutym". Wtedy w okolicach Krakowa skoncentrowane zostały wszystkie ważniejsze oddziały partyzanckie. Przygotowywano się na zbrojną akcję na więzienie przy ul. Montelupich. Niemcy byli jednak bardzo mocni. Krakowski Kedyw wysunął własną wersję odbicia „Lutego". Zamach na Koppego miał być tylko środkiem, miał zmylić czujność Niemców. Zresztą jedna z wersji planu przewidywała wzięcie Koppego żywcem i wymianę na Spychalskiego.

Skąd więc w akcji warszawski oddział szturmowy „Parasol"?

- Tego, niestety, nie wiem. Od początku wojny walczyłem w ruchu oporu. Zajmowałem się obok innych czynności, łącznością, uważałem bowiem, że najważniejsze jest zabezpieczenie ludzi przed represjami wroga. Jak już powiedziałem, opracowaliśmy kilka wariantów zamachu na Koppego. Któryś z kolejnych przewidywał np. strzał do Koppego z narożnej kamienicy przy ul. Bernardyńskiej. Z wieżyczki tego domu widać było teren Wawelu i wsiadającego do auta Koppego. Wszystkie plany wysłaliśmy do KG AK w Warszawie, która miała podjąć decyzję, w jaki sposób zamach ma być wykonany. Tam postanowiono że musi „to być akcja zbrojna, do jej przeprowadzenia skierowano grupę już ostrzelaną w mieście, właśnie „Parasol". Myśmy już długo zajmowali się rozpracowaniem zamachu na Koppego. Ustaliliśmy trasy jego przejazdów (ciągle je zmieniał) ich czas. Na dobrą sprawę, mieliśmy też przygotowane do zamachu grupy zbrojne. Niestety, na nic się to nie zdało, zostaliśmy zobowiązani do współdziałania z „Parasolem". Do mnie zgłosił się jego delegat celem ustalenia szczegółów współ-pracy. W porozumieniu z dowódcą Kedywu zapoznałem wywiad „Parasola" z naszymi przygotowaniami do zamachu, zorganizowałem dla warszawiaków kwatery.

Jak w Pana ocenie przebiegała sama akcja?

- Tak się nieszczęśliwie złożyło, że Koppe ocalał. Uratowało go to, że położył się na podłodze samochodu w czasie strzelaniny. W ogóle termin akcji był parę razy przekładany, gdyż Koppe ciągle zmieniał trasę przejazdu. Dopiero 11 lipca przejechał opracowaną przez nas drogą. Od pół do dziewiątej rano ludzie i samochody wywiadu Kedywu i „Parasola" byli na ustalonych wcześniej miejscach, dając sygnał w momencie przejazdu Koppego. Tu rozpoczął się pech zamachowców. Jeden z samochodów nie zapalił na czas, co spowodowało, że droga nie została całkowicie zablokowana. Samochód Koppego został ostrzelany już w momencie ominięcia przeszkody. Adiutanta zabito na miejscu, Koppe osunął się na podłogę wozu, członkowie „Parasola" sądzili że też zginął. Kierowca Koppego choć ranny w rękę z ogromną szybkością wyprowadził auto na ul. Kościuszki do niemieckich garażów. Dowódca akcji „Rafał" – Stanisław Leopold dał więc hasło do szybkiego odwrotu.

Podczas odwrotu „Parasol" poniósł wielkie straty...

- Tak, z Krakowa wszyscy wyjechali zdrowi i cali. Oczywiście hitlerowcy zorganizowali pościg, ale nie bardzo wiedzieli gdzie szukać zamachowców. Cała grupa spokojnie dojechała do wsi Udórz, gdzie doszło do potyczki z Niemcami. Zginęli tam „Ali" - Stanisław Huskowski i „Orlik" - Wojciech Czerwiński. „Rafał" został ciężko ranny. Później aresztowano jeszcze innych uczestników akcji, niektórzy zostali rozstrzelani, kilku zginęło w Powstaniu Warszawskim. Bez wątpienia była to jedna z najbardziej śmiałych akcji wykonanych przez bohaterska młodzież „Parasola”. Oni naprawdę nie znali strachu. To, że zamachu dokonała grupa warszawska uchroniło ludność Krakowa przed represjami.


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi