Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby

Krystyna Kersten, Referendum (30 VI 1946)


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Fragment rozdziału Referendum (30 VI 1946) i wybory (19 I 1947) w: Krystyna Kersten, Historia polityczna Polski 1944-1956. PeTiT 1989



Centralne miejsce w walce o charakter systemu władzy w Polsce zajmowały wybory. Wedle postanowień konferencji jałtańskiej oraz zgodnie z porozumieniem osiągniętym w Moskwie w czerwcu 1945 r., wybory do Sejmu miały odbyć się jak najrychlej. Przeciwnicy hegemonii PPR widzieli w nich jedyną realną drogę do ustanowienia rządu, który by odpowiadał realnemu układowi sił politycznych w Polsce. "Wybije godzina wyborów" - tak zatytułowała redakcja "Gazety Ludowej" fragment przemówienia Mikołajczyka wygłoszonego w listopadzie 1945 r. na zjeździe wojewódzkim PSL w Bydgoszczy; polemizując z powtarzanymi przez PPR zapowiedziami "władzy zdobytej nie oddamy". Mikołajczyk stwierdzał, iż PSL dąży tylko do tego, aby koalicja tworząca TRJN nie była nominalna, ale faktyczna. W tym samym czasie W. Kiernik, nawiązując do sprawy wyborów na zjeździe w Gdańsku mówił: "idziemy razem z innymi stronnictwami RJN przeciw wrogom demokracji, ale nie zgodzimy się na to, aby wewnątrz obozu demokratycznego czyniono różnice między stronnictwami, które są reprezentowane w rządzie... Już w Moskwie w czerwcu br. jako kardynalną zasadę przyjęliśmy, że wchodzimy do RJH na podstawie koalicji stronnictw, której istotą ma być porozumienie, a nie dyktatura którejkolwiek partii". Uchwały zjazdów wojewódzkich PSL zawierały apel o wybory przeprowadzone w oparciu o konstytucję 1921 r. Na wybory liczyli: Stanisław Grabski, Karol Popiel, Zygmunt Żuławski - ludzie, którzy sądzili, że "trzeba bardzo mądrej pracy w stylu Lubeckiego, trzeba wielkiej wytrwałości i niezrażania się chwilowymi niepowodzeniami i przeszkodami - ale wszystko osiągnięcia" (S.Grabski 18 III 45).

PPR nie uchylała się od wyborów, wysunęła natomiast odmienną ich koncepcję. Społeczeństwo nie miało wybierać między rożnymi partiami, ale głosować na jeden wspólny blok. który partie te utworzą. Podział mandatów w Sejmie i skład rządu byłby w tej sytuacji wynikiem porozumienia zawartego między PPR, PSL, SP, SD i SL.

Z propozycją bloku wyborczego wystąpił Gomułka 28 września 1945 r. na wspólnym posiedzeniu KC PPR i CKW PPS. W kierownictwie PPR istniały dość silne opory przeciw koncepcji jednej listy ale ostatecznie Rada Naczelna uchwaliła, iż "PPS, stojąc na stanowisku uzgodnienia taktyki z bratnią PPR, wysuwa inicjatywę utworzenia bloku wyborczego stronnictw demokratycznych, stojących na platformie Rządu Jedności Narodowej" (4 XI 1945). Podobne uchwały podjął Zjazd SD i NKW SL.

Stosunek do bloku był przedstawiony przez PPR jako probierz politycznej postawy: "Wybory do Sejmu odrodzonej Rzeczypospolitej - mówił Gomułka na naradzie aktywu PPR w Warszawie (21 X 1945 r.) - to wielki akt walki demokracji z reakcją".

W jednym PSL i PPR były zrazu zgodne: dążyły do szybkich wyborów. PPR - wychodziła z założenia, że odpowiednio przeprowadzone wybory przyczynią się do stabilizacji władzy, odbierając przeciwnikom perspektywę zmiany stosunków w Polsce. Przewidując, że tak sytuacja wewnętrzna, jak międzynarodowa może, się kształtować dla niej niekorzystnie, partia nie chciała odwlekać wyborów, do których zobowiązywały ją umowy międzynarodowe - oczywiście pod warunkiem, iż uda się je tak poprowadzić, by w wyniku akcji wyborczej Polska stanęła "obydwiema nogami na twardej i ubitej już drodze demokratycznej, na którą wkroczyła w dniu 22 lipca 1944 r.” Tak to ujmował Gomułka w referacie na I Zjeździe PPH w grudniu 1945 r. W końcu listopada PPR sądziła, że wybory będą się mogły odbyć na wiosnę. Mówił o tym J. Cyrankiewicz na posiedzeniu CKW PPS 30 IX: "Ze strony PPR są propozycje, by termin wyborów wyznaczyć na wiosnę. Musimy dać odpowiedź KC PPR czy akceptujemy termin wyborów w kwietniu lub w maju". Wielu działaczy pepeesowskich odniosło się wówczas negatywnie do tych propozycji; byli oni zdania, że PSL odrzuci projekt wspólnego bloku, niechętnie widzieli blok PPS i PPR przeciw PSL, uważali, że wybory skończą się podobnie jak na Węgrzech, gdzie 4 XI zdecydowane zwycięstwo odniosła niezależna Partia Drobnych Rolników - odpowiednik PSL. Zwolennicy szybkich wyborów i samodzielnej listy wyborczej PPS byli w mniejszości.

Kilka dni później (5 XII) odbyły się rozmowy przedstawicieli CKW PPS i NKW PSL w sprawie wspólnego bloku wyborczego wszystkich stronnictw wchodzących w skład IRJN, PSL zajęło wymijające stanowisko, oświadczając, że decyzję podejmie w styczniu Kongres Stronnictwa. Kongres wszelako także sprawy nie rozstrzygnął, wypowiadając się tylko enigmatycznie za swobodnymi, demokratycznymi wyborami, przeprowadzonymi bez żadnym nacisków.

Pertraktacje między PPR, PPS i PSL zostały podjęte 7 lutego 1946 r.; 18 lutego KG PPR oraz CKW PPS przedstawiły propozycje, zawierające ramowe zasady porozumienia wyborczego. Podkreślano w nich, między innymi, że sytuację polityczną w kraju cechuje dążenie elementów reakcyjno-faszystowskich Wspomaganych przez zagranicę do zanarchizowania życia politycznego i gospodarczego oraz podważenia podstawy ustroju demokratycznego. Jeżeli PSL odmówi przystąpienia do bloku wyborczego, to niezależnie od jego intencji, sprzymierzą się z nim siły, które zagrażają interesom Polski, W zakresie polityki zagranicznej program głosił, że niewzruszoną podstawę polskiej polityki zagranicznej stanowi umowa z ZSRR z 21 VI 1945 r., deklarował też przyjazne stosunki z Anglią, USA, Francją. W zakresie polityki wewnętrznej mowa była o prawach obywatelskich, o swobodzie działania wszystkich organizacji demokratycznych, ale też o "bezwzględnych środkach, jakie będą stosowane w walce z dywersją i bandytyzmem oraz o współdziałaniu partii z władzami w likwidowaniu "band”. Kreśląc zasady polityki gospodarczej stwierdzono, iż kierunki polityki ekonomicznej państwa są determinowane przez upaństwowienie przemysłu oraz popieranie rozwoju spółdzielczej i prywatnej formy własności. Mowa była o polityce pełnego zatrudnienia i o gospodarce planowej. Podstawy ustroju rolnego miały stanowić gospodarstwa: 7 - 15 ha.

W dokumencie nie był sprecyzowany klucz podziału mandatów poselskich wspólnej listy, miano dokonać tego po wyrażeniu przez PSL i SP zgody na przystąpienie do bloku. Podział byłby dokonany na zasadzie równej liczby posłów PPR, PPS, PSL i SL oraz mniejszej od tych partii reprezentacji SD i SP. Odział poszczególnych partii w rządzie i administracji państwowej odpowiadałby w zasadzie proporcjom przedstawicielstwa w Sejmie.

List KC PPR i CKW PPS z 18 lutego był następstwem oceny sytuacji dokonanej na Plenum KC PPR 10 lutego. W wygłoszonym tam referacie Gomułka stwierdzał, że wybory: "będzie to starcie między siłami demokracji Polski i siłami reakcji, ściślej i konkretniej mówiąc, w wyborach nastąpi starcie między naszą partią a siłami reakcji". PSL miało stanąć wobec alternatywy: albo "zaniechanie dotychczasowych manewrów politycznych, zaprzestanie dalszego wygrywania nastrojów jałowego malkontenctwa, jasne i niedwuznaczne odcięcie się od czynników reakcyjnych przez lojalne przystąpienie do bloku wyborczego stronnictw demokratycznych" jak brzmiała uchwalona przez plenum rezolucja, albo niedwuznaczne przejście do "obozu re-akcji". Była to taktyka polaryzowania, tworzenia układu, w którym w rzeczywistości, wbrew deklaracjom, nie było miejsca na pluralizm i działalność opozycyjną.

PPR nie ukrywała, że bez względu na to, czy PSL przystąpi do bloku "naród potrafi zabezpieczyć swoje demokratyczne zdobycze" - tak oględnie to formułował Jakub Berman na posiedzeniu Centralnej Komisji Stronnictw Demokratycznych 21 lutego, dodając, że jeżeli PSL odrzuci propozycje PPR i PPS, narazi się na bardzo ciężka walkę wyborczą, z której wyjdzie pokonana.

Mimo tych pogróżek PSL do bloku nie weszło. W dyskusjach na temat porozumień przedwyborczych jako argument za odrzuceniem propozycji PPR i PPS Mikołajczyk wysuwał postawę społeczeństwa, które nie akceptuje takiej decyzji, a to nieuchronnie musiałoby prowadzić do utraty wpływów PSL. 22 lutego stronnictwo złożyło swoje kontrpropozycje, w których, bardzo ostro krytykowało stan istniejący i wysunęło własne dezyderaty. Opowiadając się za utrzymaniem koalicji obejmującej, bez względu na wynik wyborów, PPR, PPS i PSL, w dokumencie stwierdzano, że współudział chłopów w odpowiedzialności za państwo winien być współmierny z ich znaczeniem społecznym, gospodarczym i moralnym w życiu narodu. W przyszłym Sejmie zatem reprezentacja polityczna wsi musiałaby wynosić 75 proc. mandatów, jej też miałyby przypaść najwyższe stanowiska państwowe, a więc "co najmniej prezydenta, premiera, marszałka Sejmu czy senatu, prezesa NIK". Oskarżano partie robotnicze i władzę o ataki na PSL, o prześladowanie członków stronnictwa, nie dotrzymanie umowy moskiewskiej w sprawie uczestnictwa ludowców we władzach, utrudnianie działalności PSL. Zarzucano, że swobody demokratyczne i wolności obywatelskie są w Polsce pustymi frazesami, że w rzeczy-wistości wytworzyło się błędne koło: "niewłaściwy stosunek do obywateli, a zwłaszcza coraz gorsze warunki bezpieczeństwa dla lojalnych obywateli w wielu okolicach kraju, nie tylko nie stwarzają izolacji dla band i dywersji politycznej, ale budzą niezadowolenie i wzmagają za-ognienie, na którym te bandy żerują -". Precyzując platformę stronnictwa w przyszłej walce wyborczej podkreślano, iż będzie ono występowało przeciw wybujałemu "kapitalizmowi państwowemu”, postulując szeroki rozwój samorządu terytorialnego i społeczno-zawodowego.

Była to, bez wątpienia, deklaracja opozycyjna, faktyczne odrzucenie propozycji bloku. Obradujący nazajutrz sekretariat KC PPR zdecydował, że nie ma możliwości doprowadzenia do bloku 6 stronnictw, że zatem trzeba opracować taktykę walki z PSL. Taktyka ta miała polegać na spowodowaniu opozycji wewnątrz PSL, na wypieraniu stronnictwa z administracji centralnej i terenowej, ograniczaniu możliwości wydawniczych, między innymi przez zaostrzenie cenzury ,na wykazywaniu powiązań PSL z "reakcją” i "bandami”. "Nie stawiamy na wyjście PSL z rządu -stwierdzał R. Zambrowski - co mogłoby pociągnąć pewne komplikacje międzynarodowej natury. Nie obawiamy się tego, lecz wolimy użyć innych form nacisku". Zgodnie z tymi decyzjami (27 lutego) PPR i PPS wystosowały kolejny list do NKW PSL, w którym oświadczały, że stronnictwo to nie tylko nie wykazało dobrej woli, ale zajęło stanowisko, nie dające się pogodzić z poczuciem odpowiedzialności za losy państwa, co więcej, stanowisko PSL jest sprzeczne z elementarnym poczuciem rzeczywistości. Zarzucono PSL, że odwołuje się do postanowień jałtańskich wtedy, kiedy sprawa sposobu przeprowadzenia wyborów to sprawa samych Polaków, że pragnie udziału podziemia w wyborach; oskarżono je, iż nie waha się w tak ciężkiej dla kraju sytuacji ekonomicznej rozpalać walki politycznej, iż dąży bezwzględnie do władzy.

Tego samego dnia, na wspólnej naradzie aktywu PPR i PPS w Warszawie, Gomułka zaatakował Mikołajczyka za jego działalność jako premiera rządu w Londynie; mówił o odpowiedzialności za powstanie w Warszawie, o nadziejach, jakie "reakcja" wiąże z PSL i wyborami - ostatnią swą stawką - bronił aparatu bezpieczeństwa. "Odrzucając współprace z nami - oświadczył - NKW PSL wybrało współpracę z reakcją. Dzięki polityce PSL reakcja podnosi głowę”.

We władzach PPS, choć solidarnie występowała razem z PPR decyzja PSL wywołała pewien niepokój. Działacze obawiający się polaryzacji politycznej i walki wyborczej z PSL (J. Hochfeld, B. Drobner i inni) nalegali, aby nadal dążyć do porozumienia z Mikołajczykiem. Było też wielu zwolenników odstąpienia od koncepcji bloku.

W tej sytuacji w połowie marca zrodziła się idea, aby wybory były poprzedzone przez referendum według relacji B. Osóbki-Morawskiego, była te inicjatywa PPS. Na posiedzeniu sekretariatu KC PPR (21 marca) o odroczeniu wyborów i o referendum mówiono jako o sprawie zdecydowanej, były też przygotowane trzy pytania, na jakie naród ma odpowiedzieć. Oficjalnie z projektem referendum musiała wystąpić Rada Naczelna PPS, zwołana na 31 marca.

Burzliwa dyskusja podczas tej Rady ujawniła rozbieżności stanowisk w PPS na temat generalnej linii działania partii, w sprawie wyborów. Powrócił problem bloków. Mówił o tym Z. Żuławski, stwierdzając, że blok jest nierealny, a blok 4 jest fikcją, po drugiej stronie barykady istnieją bowiem faktycznie tylko PPR i PPS, wypowiadał się przeciw referendum i wszelkiej próbie sił w walce politycznej, albowiem jedyną drogą osiągnięcia pokoju wewnętrznego jest rzetelna, realna współpraca partii w rządzie koalicyjnym. Za brak tej współpracy oskarżał przede wszystkim PPR. Koncepcji wspólnego bloku wszystkich stronnictw bronił Julian Hochfeld, podkreślając, że PPS nie jest zwolennikiem bloku, ale opowiada się za nim, albowiem tylko w ten sposób można rozwijać w Polsce socjalizm bez dyktatury proletariatu, bez ograniczeń swobód obywatelskich, w systemie wielopartyjnym; Hochfeld ostrzegał zwracając się do PSL: "Czy chcecie by was zlikwidowano? My nie chcemy likwidowania ludzi o innych poglądach, dlatego nie chcemy rozgrywki, którą musielibyśmy prowadzić przy pomocy bezpieczeństwa, sił i armat, bo nie wiemy, czy ten proces nie poszedłby dalej". Zaostrzenie represji potwierdzało przekonanie Hochfelda, że uruchomienie mechanizmu terroru grozi jego eskalacją do przerażających rozmiarów.

Co się tyczy referendum, Rada Naczelna upoważniła CKW do uzgodnienia (już uzgodnionej, jak to wynika z dyskusji na posiedzeniu KC PPR 10 dni przed obradami Rady Naczelnej PPS) inicjatywy z PPR i do wystąpienia z nią na forum Centralnej Komisji Porozumiewawczej Stronnictw Demokratycznych. Komisja obradowała 5 kwietnia; 5 stronnictw zaaprobowało projekt referendum, PSL natomiast nie zgłaszając zastrzeżeń do treści pytań, odraczało ostateczną decyzję do posiedzenia NKW. Pytania miały brzmieć: 1. czy jesteś za zniesieniem senatu; 2. Czy chcesz utrwalenia w przyszłej konstytucji ustroju gospodarczego wprowadzonego przez reformę, rolną i unarodowienie podstawowych gałęzi gospodarki narodowej z zachowaniem podstawowych uprawnień inicjatywy prywatnej; 3. czy chcesz utrwalenia zachodnich granic Pańska polskiego na Bałtyku,. Odrze i Nysie Łużyckiej?

Kampania propagandowa wokół referendum zaczęła się już w ostatnich dniach marca, jeszcze przed pierwszymi oficjalnymi wystąpieniami. Ważny jej etap stanowiły: zwołany na 6 kwietnia wspólny wiec PPR i PPS w Warszawie, na którym przemawiali J. Cyrankiewicz i R. Zambrowski oraz programowe wystąpienie Mikołajczyka w Katowicach, 7 kwietnia.

PSL nie mogło wypowiadać się przeciw referendum, aczkolwiek było oczywiste, że jego inicjatorzy widzieli głosowanie ludowe jako element walki politycznej przeciw stronnictwu, NKW (10-11 IV), deklarując zgodę na referendum, wyrażał zarazem pogląd, że akt ten winien odbywać się razem z wyborami, a jeśli nie, to bezpośrednio je poprzedzać. Sprzeciwiano się odraczaniu wyborów ze względu na referendum. Domagano się też wyborów samorządowych i deklarowano, iż PSL potępia wszelkie nielegalne działania, zdążając do jak najszybszego uspokojenia i normalizacji stosunków, czego warunkiem są wybory. W końcu kwietnia, podczas X sesji KRN, PSL wystąpiło z żądaniem wyborów w dniu 28 lipca.

Na sesji tej miała być uchwalona ustawa o referendum. Wystąpienia posłów PSL były bardzo ostre. Stanisław Bańczyk stwierdzając, że "bodajże nigdy w Polsce nie było tak małych różnic programowych między partiami jak obecnie, ale też nigdy nie było tak strasznych i brutalnych zakłamanych i perfidnych walk partyjnych jak obecnie”, zarzucał PPR faktyczne dążenie do dyktatury, do totalizmu, do monopartyjności. Atakowano też aparat bezpieczeństwa.

Akt referendum, jak i pytania, które miały być postawione społeczeństwu nie stały się przedmiotem kontrowersji - ustawa była przyjęta jednogłośnie - PSL jednak wystąpiło z zastrzeżeniami wobec regulaminu wyborczego: zgłoszone poprawki dotyczyły składu komisji głosowania ludowego, które, wedle zgłoszonego projektu, byłyby powoływane przez rady narodowe. Ponieważ istniejące rady nie pochodziły z wyboru, PSL domagało się, by w skład komisji weszli także przedstawiciele partii politycznych; posiadało to istotne znaczenie, albowiem zapewniałoby przedstawicielom stronnictwa pewne możliwości kontroli przebiegu głosowania. Wniosek ten nie miał jednak wszelako żadnych szans, upadł też znaczną, większością głosów.

Po uchwaleniu przez KRN ustawy o referendum i opublikowaniu (11 maj) tekstów pytań, zaczęła się szeroka kampania propagandowa pod hasłem "trzy razy tak”. Kraj został zalany afiszami, sloganami, broszurami, mury pokryły się napisami. Na specjalnych kursach zorganizowanych przez Ministerstwo Informacji i Propagandy szkolili się agitatorzy i prelegenci. Wśród eksponowanych treści - pierwsze miejsce zajmowała reforma rolna, dalej tematyka patriotyczna i nacjonalizacja przemysłu. Zewsząd rozbrzmiewały slogany: "Polaka znak - trzy razy tak", "Trzy x tak - Niemcom nie w smak". Górników pytano: "Nie chcesz powrotu baronów na kopalnie - głosuj 3 x tak". Ślązakom mówiono: "Zapamiętaj ludu śląski - .Śląsk był polski, będzie polski".

PSL nie od razu określiło swoje stanowisko wobec poszczególnych pytań. Stronnictwo znajdowało się w bardzo trudnej sytuacji, ku czemu zresztą zmierzała właśnie redakcja pytań. „Wszystkie trzy pytania generalnie odpowiadały naszemu programowi i merytorycznie rzecz biorąc na każde należałoby odpowiedzieć tak - pisał po latach S. Korboński. - Z drugiej strony byliśmy świadomi tego, że wypowiedzenie się za "trzy x tak" pozwoli komunistom twierdzić, że w referendum, pomyślanym przez nich jako wotum zaufania kraju dla ich rządów, otrzymali poparcie całego społeczeństwa".

Zdania w kierownictwie PSL były podzielone, część opowiedziała się za głosowaniem 3 x tak, wychodząc z założenia, że należy się uchylić od próby sił już podczas referendum i zachować wszystkie atuty do wyborów. Przeważyło zdanie Mikołajczyka, który argumentował, że referen-dum ma charakter plebiscytu: "za" czy "przeciw" rządowi, a więc wezwanie do głosowania trzy x tak jest równoznaczne z podpisaniem się pod polityką władz. Autorytet Mikołajczyka stłumił zastrzeżenia i Rada Naczelna PSL (26-27 V) uchwaliła, że stronnictwo opowiada się za głosowaniem: na pierwsze pytanie - nie, na dwa pozostałe - tak. W artykule redakcyjnym "Gazety Ludowej", omawiając decyzje Rady pisano, iż stronnictwa zblokowane chcą wyniki głosowania uważać za wyraz zaufania do ich metod rządzenia, dlatego PSL nie może zalecać odpowiedzi "tak" na wszystkie trzy pytania. Dalej wyjaśniano, że odpowiedź "nie" na pierwsze pytanie, nie oznacza popierania senatu w jego dotychczasowej postaci, albowiem wedle koncepcji PSL, druga izba parlamentu - Naczelna Izba Gospodarcza, stanowiłaby nadbudowę nad rozwiniętym samorządem gospodarczym.

Podobny charakter drugiej izby parlamentu postulowali działacze związani ze Stronnictwem Pracy: K. Studentowicz, prof. A. Peretiatkowicz. W wersji Studentowicza Naczelna Izba Gospodarki i Kultury czy też Naczelna Rada Gospodarczo-Społeczna składałaby się z przedstawicieli samorządu społeczno-gospodarczego (2/3) i samorządu kulturalno-oświatowego. Wedle projektu prof. Peretiatkowicza, Izba Gospodarcza i Kultury Narodowej, złożona z przedstawicieli związków zawodowych, izb rolniczych, izb przemysłowo-handlowych, związków spółdzielczych, Samopomocy Chłopskiej, "Społem", izb rzemieślniczych, izb le-karskich, izb adwokackich, izb notarialnych etc., reprezentowałaby czynnik fachowy, gdy pierwsza izba byłaby reprezentacją polityczną. Obradujący 21 i 22 maja Komitet Wykonawczy ZG SP, zalecając głosowanie "tak” na drugie i trzecie pytanie, opowiadał się za ustanowieniem drugiej izby parlamentu, "opartej o reprezentację świata pracy i samorządu", a więc za odpowiedzią "nie” na pierwsze pytanie.

Kilka dni później, 28 maja Popiel notował w swym dzienniku: "Wspólny obiad w Prezydium SP ze Stanisławem Mikołajczykiem. Rozmowy w tonie pesymistycznym. Ocena sytuacji zgodna. Wspólne stwierdzenie konieczności dalszej walki. Tak jak większość toczonych wtedy w Polsce rozmów mówimy też o zbliżającym się referendum. Pytania ułożone tak, że wynik musi wytworzyć pozory zaufania narodu do tymczasowych władz. Nawet pytanie o jedno- czy dwuizbowy parlament może przynieść pożądaną dla inicjatorów odpowiedź. Ale też tylko ten punkt może stworzyć okazję do zamanifestowania prawdziwej opinii. Wystarczy tylko rzucić hasło, że umownym znakiem manifestacji będzie wypowiedzenie się za dwuizbowością. Tak też się stało. Cały kraj wie, w którym punkcie należy powiedzieć nie. Zobaczymy jakie to da wyniki. Zobaczymy też jak będzie przeprowadzona technika głosowania, a zwłaszcza sposób obliczania głosów".

W tym samym czasie W. Gomułka mówił na plenum KG PPR: "pierwsze pytanie jest decydujące, czy naród wypowie się za rządem czy przeciw rządowi, za demokracją czy przeciw demokracji".

Zważywszy, że odpowiedź, na pierwsze pytanie w rzeczywistości dotyczyła, nie parlamentu, lecz systemu władzy, podejmowane przez PPR i PPS próby nakłonienia Popiela do zmiany stanowiska obietnicami, iż partie te zobowiążą się pisemnie, że przy uchwalaniu konstytucji wypowiedzą się za powołaniem drugiej izby, nie przyniosły efektu. Tylko grupa „Zrywu" dwa ani przed referendum samowolnie opublikowała w imieniu całego SP apel o głosowanie 3 x tak.

Środowiska katolickie reprezentowane przez "Tygodnik Powszechny", czy „Tygodnik Warszawski” wypowiadały się są dwuizbowym parlamentem, wobec drugiego pytania nie zajmowały sprecyzowanego stanowiska, odwołując się do sumienia i etyki głosujących, tylko na trzecie pytanie, dotyczące granic, odpowiedź wszystkich Polaków miała zdecydowanie brzmieć "tak". Hierarchia katolicka nie angażowała swego autorytetu w referendum i w liście pasterskim Episkopatu z 16 czerwca nie znalazła się najmniejsza wzmianka o toczącej się walce politycznej.

Walka ta zaostrzała się w miarę zbliżania terminu głosowania. Nasiliły się represje administracyjne i policyjne wobec PSL; wtedy to właśnie zawieszona została działalność PSL w sześciu powiatach. W propagandzie dyskredytowano i ośmieszano tych, którzy nie będą głosowali 3 x tak. Na jednym z plakatów wymalowany był osioł ryczący NIEEE. Kukły, karykatury - to obok propagandy pozytywnej, szeroko stosowana broń w owej wojnie psychologicznej, co prawda stosowana tylko przez jedną stronę, albowiem oponenci władzy nie mieli takich możliwości. Ważnym posunięciem w tej wojnie była zapowiedź zniesienia (6 VI) obowiązkowych świadczeń rzeczowych. Wiele też miejsca zajmowały oskarżenia PSL o utrzymywanie kontaktów z podziemiem, a nawet o powiązania organizacyjne.

Grupy działające nielegalnie agitowały za negatywną odpowiedzią na dwa pierwsze pytania. Argumentowano, że nieodpowiednio przeprowadzone reformy społeczno-gospodarcze są w rzeczywistości wstępem do sowietyzacji Polski. Na pytanie o granice zachodnie należało wedle WiN odpowiadać twierdząco, aby zademonstrować przed światem jednolity stosunek całego społeczeństwa polskiego do ziem zachodnich. Wiele innych grup było jednak za totalną negacją wszystkiego, z czym występowała władza, a więc za głosowaniem "3 x nie". Wyrazem takiej negacji miał też być bojkot referendum, przeciw czemu opowiadało się PSL.

W przededniu referendum atmosfera w kraju została niesłychanie "rozgrzana". Odbywały się tysięczne wiece i zgromadzenia organizowane przez władzę, stronnictwa zblokowane, związki zawodowe itp. Do wzrostu nacisku psychologicznego przyczyniał się udział wojska w agitacji. Nacisk nie był zresztą tylko psychologiczny - wiele osób wówczas aresztowano. Mobilizacja wojska, urzędów bezpieczeństwa, ORMO, aktywu politycznego do ochrony przebiegu referendum sprzyjała tworzeniu klimatu zastraszenia.

Akt głosowania odbywał się spokojnie, przy bardzo dużej frekwencji. "Wśród ludności góruje i utrwala się przekonanie, że samo głosowanie było wolne i nieskrępowane" - pisała 2 lipca "Gazeta Ludowa". 1 lipca, w całej prasie polskiej ukazały się opisy przebiegu referendum, a obok nich figurowała krótka wzmianka o próbnym amerykańskim wybuchu atomowym na atolu Bikini. Dziś to zestawienie wydaje się znamienne, ale wówczas trzeba było dużej przenikliwości, aby zdać sobie sprawę ze znaczenia tych dwóch wydarzeń, z których każde stanowiło zapowiedź radykalnej zmiany sytuacji w Polsce i na świecie.

W pierwszych komentarzach "Gazeta ludowa" podnosząc spokojny przebieg referendum, widziała w tym wyraz słabości podziemia oraz dowód, iż naród polski pragnie rozstrzygać spory wewnętrzne na drodze wyborów sejmowych. Społeczeństwo podczas referendum zdało wielki egzamin dojrzałości politycznej a więc "nic nie stoi na przeszkodzie, ażeby w Polsce przeprowadzono jak najszybsze wybory sejmowe". Jednocześnie na łamach gazety dawano do zrozumienia, że co innego akt głosowania, a co innego obliczenia, że w obliczeniach tkwi klucz do zagadki wyników referendum.

Własne obliczenia, dokonywane przez PSL i SP na podstawie sprawozdań członków komisji, nie napawały niepokojem. Większe obawy budziło porównywanie ich z publikowanymi, cząstkowymi wynikami z niektórych okręgów, bardzo zresztą różnymi. Jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników, 9 lipca władze PSL złożyły na ręce generalnego komisarza ludowego - W. Barcikowskiego protest, zawierający szereg zastrzeżeń przebiegu referendum i jego wyników. Informacje otrzymane z 2004 obwodów (na ogólną liczbę 11070) wykazywały 83,54 proc. odpowiedzi "nie" na pierwsze pytanie. Kilka dni później - 12 lipca - ukazały się wyniki urzędowe: na pierwsze pytanie - 68,2 proc. (7 844 522) odpowiedzi "tak", na drugie - 77,3 proc. (8 896 105), na trzecie - 91,4 (10 534 6977). Frekwencja wynosiła 85,3 proc. uprawnionych do głosowania. Tylko Kraków, także wedle oficjalnych wyników, głosował inaczej: 84 proc. głosujących odpowiedziało "nie" na pierwsze pytanie, 59 proc. - na drugie, 30 proc, na trzecie. Wynikało to z trybu przeprowadzania obliczeń.

Po miesiącu, 16 sierpnia, posłowie PSL złożyli interpelację do rządu w sprawie przebiegu i wyników referendum. Zarzucano w niej utrudnienia i szykany ze strony władzy w okresie poprzedzającym głosowanie: rozwiązywanie zebrań, zakaz organizowania wieców, zrywanie plakatów, pogróżki funkcjonariuszy bezpieczeństwa wobec działaczy PSL. Stwierdzano też, że w wielu rejonach kraju nie była przestrzegana zasada tajności, a żołnierze często głosowali na rozkaz "3 z tak". Kwestionując ogłoszone wyniki, powoływano się na obliczenia, jakimi PSL dysponuje z 4320 obwodów (47,8 proc.), wykazujące 83,3 proc. odpowiedzi "nie" na pierwsze pytanie.

W grupie rządzącej oceniano, iż "3 x tak" odpowiedziało wedle jednych relacji 20 proc. głosujących, wedle innych 30 proc. lub ponad 30 proc. Ówczesny premier E. Osóbka-Morawski pisał w nie opublikowanych wspomnieniach: "z referendum można wyciągnąć następujące wnioski: 1, że reakcja w Polsce jest bardzo silna, silniejsza od oficjalnego PSL, 2. że za wskazaniami PSL głosowało tylko kilkanaście procent, 3. że za nami jest na razie ca 37 proc, głosów, co nie jest tak źle, jeśli zważyć, że kiedy rozpoczynaliśmy stawiać pierwsze kroki, wtedy może mieliśmy tylko ca 5 proc, zwolenników świadomych, 4. że sytuacja gospodarcza kraju jest jeszcze bardziej zła, a sytuacja aprowizacyjna fatalna. Wiadomo, że są wszelkie trudności, odpowiada zawsze rząd".

Znaczenie referendum było olbrzymie i wielopłaszczyznowe. Dla władzy było ono świadectwem jej słabości, mierzonej negatywnym stosunkiem znacznej części społeczeństwa, ale było też dowodem siły skoro mimo to, a także mimo nacisków dyplomatycznych rządów DSA i Wielkiej Brytanii, gwarantów umów jałtańskich, zdołano zeń uczynić zwycięstwo PPR i -wspierających ją sił politycznych. Dla przeciwników, referendum oznaczało przekreślenie nadziei na wybory jako środek walki o demokrację parlamentarną w Polsce. Coraz bardziej powszechne było przekonanie, iż wszelki sprzeciw jest bezskuteczny, że możliwe jest tylko bądź współdziałanie na zasadzie podporządkowania, bądź emigracja wewnętrzna. W konsekwencji, następstwem referendum były z jednej strony wzmożone ofensywne działania władzy, a z drugiej zaś słabnąca siła oporu społeczeństwa i pogłębiające się rozbicie ugrupowań opozycyjnych.

Zapowiedzi zaostrzenia presji politycznej rozległy się jeszcze przed ogłoszeniem wyników referendum. Stwierdzając 6 lipca na zebraniu warszawskiego aktywu PPR i PPS, że „obóz demokracji odniósł zwycięstwo" W. Gomułka mówił o ofensywie, jaką "musi poprowadzić demokracja polska przeciwko faszystom polskim, przeciwko bandytom i dywersantom, przeciwko hitlerowskim agentom w narodzie polskim, spod znaku drei mal nein. - Im prędzej zostanie całkowicie unicestwiona reakcja, tym lepiej będzie dla Polski i dla narodu. Reakcja jest jeszcze silna, lecz silniejsza od niej jest demokracja".

Ogniwem walki z "reakcją" był pogrom kielecki, kompromitujący społeczeństwo polskie w opinii zagranicy jako reakcyjne, czarnosecinne. Na tymże zgromadzeniu J. Cyrankiewicz przemawiający w imieniu PPS, ostro zaatakował duchowieństwo, zarzucając mu kompromis z faszyzmem. Groził też represjami „obozowi dwu i trzech nie" zapominając, że referendum było tajne. Poważnie rozpatrywano projekt masowych wysiedleń ludności Krakowa. Stwierdzenia o nasileniu działalności podziemia zbrojnego służyły wzmocnieniu aparatu bezpieczeństwa i zwiększeniu jego operatywności. Liczba akcji o charakterze wojskowym wzrastała z miesiąca na miesiąc; w drugim półroczu 1946 r. sięgała ona blisko pięciu tysięcy. Przez cały czas w różnych miastach Polski przed sądami wojskowymi odbywały się procesy sądowe przeciw członkom WiN i innych organizacji podziemnych a także przeciw aresztowanym wcześniej oficerom AK i Delegatury Sił Zbrojnych (płk Liniarski). Zaczęły się pierwsze procesy o szpiegostwo na rzecz mocarstw zachodnich.

Ale referendum miało także inne jeszcze konsekwencje. Ujawnione nastroje społeczeństwa z jednej strony, a demonstracja siły, jakiej PPR była gotowa użyć dla obrony ustanowionego systemu władzy z drugiej, spowodowały znaczny ferment w PPS. Większość aktywu tej partii obawiała się, że usunięcie PSL ze sceny politycznej doprowadzi w efekcie do dyktatury PPR. W przeciwieństwie więc do PPR, która uważała, że "zabezpieczyć zwycięstwo w wyborach można przez wzmożoną ofensywę na PSL i uszczuplenia ich możliwości wyborczych. PPS była skłonna "przeprowadzić wybory w taki sposób, żeby nawet przy bloku czterech PSL weszła do parlamentu jako poważna siła” (posiedzenie Sekretariatu KC PPR 25 VIII 1946). Najchętniej socjaliści widzieliby blok sześciu, dlatego bezpośrednio po referendum proponowali KC PPR podjęcie od nowa rozmów z PSL na temat wspólnej listy wyborczej i zaproponowanie temu stronnictwu 25 proc. lub 30 proc. mandatów (niektórzy przywódcy socjalistyczni - Szwalbe, Wachowicz - posuwali się nawet do 40 proc.). Według oceny PPR, socjaliści dążyli do tego aby razem z PSL tworzyć większość w przyszłym Sejmie. PPS nie godziła się też na wyeliminowanie Mikołajczyka z życia politycznego i na spowodowanie rozłamu w stronnictwie.

Miernikiem opozycji socjalistów wobec dyktatury PPR może być stanowisko grupy centrowej, reprezentowanej przez Cyrankiewicza czy Osóbkę-Morawskiego. 27 lipca, na posiedzeniu Sekretariatu KC PPR, R. Zambrowski mówił: "Cyrankiewicz ma dwie koncepcje w sprawie taktyki wyborczej: 1. blok sześciu (wówczas chodziłoby o granice ustępstw) i 2. blok czterech, który byłby możliwy, jeśli ulegnie zmianie ustosunkowanie sił w aparacie władzy. Przy czym delikatna odpowiedź, że jeżeli nie, to pójdą sami”. Rzuciwszy hasło: „PPS półmilionową partią" socjaliści dążyli do realnego dzielenia władzy w PPR w ramach rządowej koalicji. Wielu traktowało tę koalicję jako "małżeństwo z rozsądku”. W prasie socjalistycznej pojawiły się artykuły podkreślające samodzielność polityczną PPS, nawiązujące do jej wieloletniego rodowodu i tradycji, dające wyraz przekonaniu, że PPS patriotyczna i niezależna jest predystynowana do przewodzenia narodowi. PPS dążyła też do ograniczenia roli aparatu bezpieczeństwa i zmiany metod jego działalności.

Podjęty z inspiracji części Biura Politycznego KG PPR atak grupy 28 członków Rady Naczelnej PPS (m.in. S. Matuszewskl, H. Swiątkowski, P. Baranowski) na zwolenników poglądu o równorzędności wobec PPR i niezależności politycznej PPS i skończył się niepowodzeniem. Na posiedzeniu Rady Naczelnej, 25 sierpnia, wystąpienie to zostało potraktowane jako działanie frakcyjne, zmierzająca do zmiany kierownictwa partii. Istotnie, był planowany "zamach stanu" w partii, opanowanie siłą redakcji "Robotnika" i CKW, ale negatywne stanowisko części kierownictwa PPR (Gomółka, Berman) przesądziło o odstąpieniu od tych zamiarów.

Współdziałanie z PPS i to nie z rozłamową grupką, pozbawioną oparcia w szeregach partii, było dla PPR nieodzownej albowiem przejście socjalistów do opozycji oznaczałoby zaprzeczenie istnienia w Polsce sojuszu partii robotniczych. A raczej trzeba byłoby jeszcze jeden nurt społeczno-polityczny przenieść do "obozu reakcji”. Społeczna, ideologiczna i polityczna podstawa władzy uległaby drastycznemu zawężeniu.

Z tych też przyczyn kierownictwo PPR przystało na renegocjacje z PSL na temat bloku wyborczego. Rozmowy zaczęły się w połowie lipca, prowadzili je z ramienia PSL W. Kiernik i Cz. Wycech, z ramienia PPR zaś W. Gomułka i J. Berman.

We władzach PSL wyniki referendum wpłynęły na podział stanowisk w sprawie taktyki wyborczej. Część, a w tym przede wszystkim, sam Mikołajczyk, była zdania, że głosowanie wykazało znaczne wpływy stronnictwa w społeczeństwie, że nie należy uchylać się od wyborczej konfrontacji. Przeciw temu wystąpił ostro Kiernik, Wycech, Niećko i Załęski na posiedzeniach Prezydium NKW 9 lipca i 17 lipca. Kiernik mówił wówczas: „nie możemy prowadzić polityki ryzykownej. Kartka wyborcza nas zawiedzie… Będąc w koalicji więcej zrobimy dla Polski niż gdybyśmy byli w opozycji... Na porozumienie musimy pójść nawet z mniejszością w przyszłym parlamencie”.

Rozmowy na temat porozumienia wyborczego nie przyniosły jednak pozytywnych wyników. PSL przedstawiło swoją platformę polityczną obejmującą obejmująca miedzy innymi takie sprawy jak: samorząd terytorialny i gospodarczy, reorganizację Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i zapewnienie stronnictwu udziału w sprawowaniu władzy. Peeselowska wersja porozumienia nie przewidywała wspólnej listy w całym kraju, a tylko na ziemiach zachodnich. Nie było też mowy o o z góry uzgodnionym podziale mandatów. PPR w tych rozmowach proponowała 25 proc. Miejsc w Sejmie dla PSL i PSL „Nowe Wyzwolenie”. Gwarantowało to, że niezależnie od PPR posłowie, gdyby wliczać nawet posłów socjalistycznych, nigdy nie utworzą większości. Oceniając te rozmowy na posiedzeniu Sekretariatu KC PPR (27 lipca) Roman Zambrowski mówił, że nie doprowadziły one do niczego, pokazały natomiast, iż "pomimo pewnych nieistotnych różnic między Kiernikiem, Wycechem, a grupką mikołajczykowską w sprawach decydujących całkowicie się oni solidaryzują. Zadania swe na wybory oceniają na 40 proc, co wskazuje, że i z tą grupą nie ma możności dogadania się”. Rozmowy sondażowe trwały jeszcze jakiś czas, ale bez rezultatów.

We wrześniu ataki na PSL jeszcze wzrosły. Zaczęło się przede wszystkim od ostrej kampanii propagandowej, a po przemówieniu Byrnesa nie tylko propagandowej. Mowa stuttgarcka posłużyła jako pretekst oskarżenia Mikołajczyka i jego stronnictwa o zdradę interesów narodowych przez hołdowanie orientacji zachodniej! Nastąpił wówczas istotny zwrot w polityce amerykańskiej wobec Niemiec a tym samym kolejny szczebel nasilającego się napięcia w stosunkach mocarstw zachodnich z ZSRR. Amerykański sekretarz stanu zapowiadał, że Stany Zjednoczone nie wycofają swych wojsk z Niemiec i dość przejrzyście zarzucał ZSRR tendencje ekspansjonistyczne. Była to koncepcja, o której Mikołajczyk już wiosną 1945 r. pisał w jednym z listów do krajowego kierownictwa SL ROCH: zachowanie Niemiec w orbicie Zachodu i ustanowienie linii podziału sfer wpływów na zachodniej granicy Polski, co w konsekwencji oznaczało, że Stany Zjednoczone nie poprą na konferencji po kojowej żadnej cesji terytorialnej Niemiec na rzecz Polski.

Wpływ sytuacji międzynarodowej na to co się działo w Polsce był duży, ale niejednoznaczny. Zaostrzyła ona politykę PPR, sprzyjała szerzeniu się przekonania, że tylko w ścisłym przymierzu z ZSRR Polska będzie mogła zabezpieczyć swe granice zachodnie, ale także przyczyniała się do destabilizacji poprzez widmo konfliktu między Wschodem i Zachodem, Po przemówieniu Byrnesa znacznie nasiliły się pogłoski o nowej wojnie, o interwencji anglo-amerykańskiej w Polsce podczas wyborów.

Termin wyborów został wyznaczony na II sesji KRN (20-25 IX) - odbywać się miały 19 stycznia 1947 r. Dziesięć dni wcześniej, 13 września, w prasie ukazał się list KC PPR i CKW PPS do NKW PSL ponawiający propozycję bloku wyborczego i stawiający pytanie, czy PSL pragnąc jedności narodu przystąpi do bloku, czy też wbrew polskim interesom nadal zmierza do rozpalenia walki politycznej. Nie czekając na odpowiedź - decyzję w tej sprawie powziąć miała Rada Naczelna PSL, która zbierała się 6 października - 30 września w "Głosie Ludu” opublikowano artykuł "Blok wyborczy bez PSL".

(…)


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby