Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Jak polegli


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

[w:] Władysław Dudek, Pamięci poległych "Skałowców"



Pierwsze straty w ludziach odniosła „Błyskawica” już z początkiem września 1943. Z rozkazu dowództwa krakowskiego KEDYWu rozpoczęto przygotowania do planowanej akcji „Wieniec”. Celem jej miało być wysadzenie torów na podgórskich liniach kolejowych z Krakowa w kierunku Wadowic, Chabówki i Bielska. Jeden z patroli rozpoznawczych „Błyskawicy” stanowili: „Dybowski” o nieznanym nazwisku i Zbigniew Wojakowski – „Hieronim”. Uzbrojeni w pistolety i ręczne granaty przechodzili przez Pcim koło Myślenic. Natknęli się tam na strażników wiejskich, złożonych z konfidentów niemieckich, próbowali oni obezwładnić „Dybowskiego”. W jego obronie wystąpił „Hieronim”, ale zaciął mu się pistolet. Obu obezwładniono i w końcu przekazano na gestapo. „Dybowski” zmarł już w drodze do Krakowa, a „Hieronima” rozstrzelano w Krakowie przy ul. Szerokiej.

Za zaginionego uznać trzeba, niedawno przyjętego w skład oddziału, partyzanta „Soczka” z innego patrolu „Błyskawicy”. W czasie wykonywania, powierzonego mu zadania rozpoznawczego „Soczek” został ranny, a następnie ujęty przez uzbrojony patrol niemieckiej straży kolejowej (Bahnschutzdienst). Dalsze losy „Soczka” (nieznanego z nazwiska) nie są znane.

W krótkim czasie po aresztowaniu i wywiezieniu do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, brawurowym wyczynem udało się „Błyskawicy” wydostać na zewnątrz i uciec z obozu. Po kilku dniach i wielu przygodach dotarł do Oddziału Partyzanckiego „Błyskawica”, w tej sytuacji przyjął pseudonim „Błyskawiczny” i został zastępcą ppor. „Romana”.

Oddział Partyzancki „Błyskawica” miał już za sobą kilka akcji bojowych, gdy 30 lipca 1944 odpoczywał na melinie w Słopnicach koło Tymbarku. Wywiad terenowy AK doniósł im, że we wsi Zamieście znajduje się dobrze uzbrojony oddział żandarmerii niemieckiej, w sile około 25 ludzi. „Roman” zarządził wykonanie akcji na Niemców wczesnym rankiem następnego dnia. Głównym motywem tej decyzji była chęć dozbrojenia Oddziału Partyzanckiego „Błyskawica” bronią zdobyczną na Niemcach. Po ostrej walce, z obustronnym użyciem broni maszynowej i około 30-tu granatów, udało się partyzantom zmusić Niemców do poddania się. W trakcie tego wywiązała się nowa strzelanina. Wobec pojawienia się kolumny samochodów niemieckich z odsieczą, „Roman” zarządził odwrót. W wyniku dalszej walki z przeważającymi siłami wroga zginał na miejscu „Błyskawiczny”. Bardzo ciężko ranny odłamkiem granatu został Leon Kubiś – „Mściwój” i w chwilę później, ppor. „Roman”. Wycofujący się pod skoncentrowanym ogniem partyzanci zebrali na podwodę nieżyjącego już „Błyskawicznego” i na drugą podwodę obu rannych kolegów. Lkm (lekki karabin maszynowy) angielskiej produkcji, marki Bren, z Józefem Szwalbicem – „Puchaczem” jako celowniczym i zdobyczny na Niemcach ckm Zbrojovka, produkcji czeskiej, w rękach Mieczysława Madeja – „Gołąba”, osłaniały odwrót oddziału w kierunku okolicznych gór.

W drodze zmarł ranny „Roman”. Poległych partyzantów złożono na cmentarzu w Słopnicach. „Błyskawiczny” i „Roman”, pochowani zostali na słopnickim cmentarzu, w drewnianej skrzyni, według obrządku katolickiego, z udziałem księdza i okolicznych mieszkańców. Partyzanci nie brali udziału w pogrzebie, ze względu na obecność Niemców we wsi. Nie udało się uratować „Mściwoja”, który zmarł na drugi dzień i został również pochowany w Słopnicach, w białej trumnie.

Po obu pogrzebach partyzanci „Błyskawicy” przedostali się na teren cmentarza i oddali salwy honorowe, z lkm-u „Bren”, na cześć poległych kolegów. Słopnicki cmentarz przyjął ciała poległych partyzantów „Błyskawicy”. Do tysięcy partyzanckich mogił, rozsianych już wtedy po wszystkich krańcach Rzeczypospolitej, przybyły trzy kolejne. Dowództwo nad Oddziałem Partyzanckim „Błyskawica” objął „Puchacz”.

W następnych dniach przybył do Oddziału plut. Józef Borkowski – „Kruk”, który przywiózł rozkaz szefa Krakowskiego Okręgu KEDYWu, nakazujący wymarsz „Błyskawicy” na koncentrację kedywowskich oddziałów partyzanckich w Miechowskiem. Kwaterą „Błyskawicy” miała być wieś Biórków.

Liczne akcje dywersyjne i sabotażowe krakowskiego KEDYWu w latach 1943/44 spowodowały konieczność skierowania grupy zagrożonych aresztowaniem lub zdekonspirowanych („spalonych”) młodych żołnierzy do miejscowości pozakrakowskich, lub do leśnych oddziałów partyzanckich. Tak powstał drugi już w kolejności Oddział Partyzancki „Grom”. Za datę powstania „Gromu” uznać można 18 stycznia 1944 r. Wtedy to wyruszyła do Wieliczki 8-mioosobowa grupa Kedywowców w składzie: Zbigniew Gawlik – „Żmija”, Jerzy Gara – „Błysk”, Wojciech Niedziałek – „Judasz”, Zbigniew Kulig – „Zbójnik”, Kazimierz Hromniak – „Leśnik”, Jerzy Tracz – „Mały”, Zdzisław Meres – „Orlik” i Kazimierz Meres – „Ryś”. Tam oczekiwał ich łącznik Stanisław Pluciński – „Żbik”, z Oddziału Partyzanckiego „Błyskawica”, który przeprowadził kandydatów na partyzantów do miejscowości Chobot w puszczy Niepołomickiej, gdzie kwaterowała „Błyskawica”.

W pierwszych dniach sierpnia 1944 r. miały miejsce kilkudniowe walki oddziałów partyzanckich z Niemcami w tzw. Rzeczypospolitej Kazimierzowsko-Proszowickiej. Istotny udział w tych walkach brał Oddział Partyzancki „Grom”. W dniu 5 sierpnia 1944 poważne siły niemieckie uderzyły na Skalbmierz, w walkach tych zginęło 22 żołnierzy AK, a około 75 osób cywilnych zostało zamordowanych przez Niemców. Zginał tam w walce żołnierz Oddziału Partyzanckiego „Grom” Jan Tryszczała – „Batko”. Zachowało się niewiele informacji o tym żołnierzu. Do „Gromu” przybył 10 maja 1944 r. skierowany z krakowskiego KEDYWu. Było to w miejscowości Bieglów. Przyszedł w liczniejszej grupie, w skład której wchodzili również: Jerzy Baster – „Galla”, Czesław Ciepiela – „Karp”, Jan Kałucki – „Zając” i inni. „Batko” był o kilka lat starszy od kolegów i liczył wtedy chyba około 30 lat. Brał udział w krwawym kontrataku na Skalbmierz, który został odbity z rak niemieckich. Tam też zginał „Batko”. pochowany został na miejscowym cmentarzu.

Jako trzeci z kolei oddział partyzancki krakowskiego KEDYWU powstał w połowie lutego 1944 r. Oddział Partyzancki „Skok” w Igołomii koło Krakowa. Trzon tego oddziału stanowili początkowo Stanisław Okoń – „Rybka”, Jerzy Wójcik – „Skowronek”, Edward Słówko – „Sokół”, Stanisław Pabian – „Sowa” i kilku innych.

W krótkim okresie po powstaniu „Skoku”, jego p.o. dowódcy został Edward Wójcik – „Kwiecień”. Negatywne cechy jego charakteru odbiły się wkrótce niekorzystnie na atmosferze i morale zespołu. W pierwszych dniach czerwca został on odwołany z funkcji, a nieco później zwolniony. Dowództwo „Skoku” objął pchor. Józef Argasiński – „Benko”.

15 lipca 1944 r. patrol „Skoku”, złożony ze Stanisława Purtaka – „Belforta” i Leonarda Wroderskiego – „Szydły”, zaatakował granatami furmankę z żołnierzami niemieckimi, raniąc dwu spośród nich odłamkami rzuconego granatu. Furmanka z Niemcami, którzy zebrali rannych, wycofała się za Wisłę w kierunku Ujścia Jezuickiego.

Inni Niemcy zabarykadowali się na poczcie. Pod dowództwem „Benki” nadeszły posiłki z Oddziału Partyzanckiego „Skok”. Niemcy z poczty odpowiedzieli gęstym ostrzałem. Pod okna budynku poczty podczołgał się „Rybka” i rzucił granat. Podnosząc się został śmiertelnie raniony w głowę. Po dwugodzinnej walce Niemcy poddali się. Wyszło dwóch, a trzeci został zabity w się trwania walki, po dalszych walkach zginał, jeszcze jeden Niemiec z grupy nadciągającej od strony Koszyc. Niemcy pozostawili na polu walki zabitego i jeszcze jednego rannego i wycofali się. Zdobyto 4 karabiny, 1 pistolet i sporo amunicji.

Poległego partyzanta „Rybkę” uroczyście pochowano w noc z 26 na 21 lipca 1944 roku na cmentarzu w Czarkowie. Nad grobem przemówił Lucjan Skrzyński – „Stanisław”, wypróbowany przyjaciel Oddziału Partyzanckiego „Skok” i komendant „Szarych Szeregów” w Opatowcu.

Czwarty, ostatni już oddział partyzancki krakowskiego KEDYWu powstał na przełomie lutego i marca 1944 roku w rejonie Wieliczki. Pierwszą kwaterą tego oddziału, który przyjął kryptonim „Huragan” była wioska Kobylec koło Łapanowa. Dowódcą, „Huraganu” został ppor. Zbigniew Kwapień – „Kuba”. Zalążek oddziału stanowili partyzanci: Janusz Tyrała – „Arab”, Stanisław Grzywacz – „Maharadża”, bracia Czarnotowie Andrzej – „Jastrząb” i Michał – „Mrówka”, Adam wilczyński – „Wilk” i kilku innych. Do końca lipca, mimo przeprowadzanych wielu akcji, oddział uniknął strat w ludziach.

W pierwszej dekadzie sierpnia 1944 roku nastąpiła koncentracja oddziałów partyzanckich: „Błyskawica”, „Grom”, „Skok” i „Huragan” w powiecie Miechowskim. Z tych czterech oddziałów krakowskiego KEDYWu utworzony został Batalion Szturmowy „299” AK, przekształcony wkrótce w Samodzielny Batalion Partyzancki „Skała”. Składał się on z trzech kompanii strzeleckich (po około 130 ludzi każda), plutonu zwiadowców konnych, plutonu specjalnego (minerskiego) i służb pomocniczych. Dowódcą Baonu został mjr „Skała”.

Trzon kompanii strzeleckich stanowiły wymienione cztery oddziały partyzanckie. 1 kompanią „Huragan” dowodził kpt. „Koral”, który został równocześnie zastępca dowódcy Baonu. Dowódcą 2 kompanii, opartej na Oddziale Partyzanckim „Błyskawica” i noszącej takąż właśnie nazwę, został kpt. „Powolny” (cichociemny). 3 kompanię utworzono z Oddziałów Partyzanckich „Grom” i „Skok” pod dowództwem por. Maksymiliana Klinickiego – „Wierzby” (cichociemnego). Żołnierze dotychczasowych oddziałów partyzanckich stanowili w zasadzie pierwsze plutony każdej z kompanii, plutony te były dość dobrze uzbrojone, również w broń maszynową i zaprawione już były w licznych akcjach bojowych z Niemcami. Kolejne plutony składały się z nowo zwerbowanych partyzantów, źle uzbrojonych lub całkiem nieuzbrojonych i przeważnie nie umundurowanych. Nadzieję dozbrojenia tych plutonów stanowić miały spodziewane zrzuty broni od Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, oraz zdobycze na Niemcach.

Pierwsze kontakty bojowe Baonu z Niemcami wypadły pomyślnie. Bez strat własnych zdobyliśmy kilkanaście sztuk karabinów i pistoletów maszynowych, granatów i amunicji. Niemcy stracili kilkunastu zabitych.

W dniu 30 sierpnia 1944 r. kompania „Huragan” kwaterowała we wsi Sadki, w powiecie miechowskim. Zwiadowcy konni donieśli, że w rejonie pobliskiej szosy warszawskiej natknęli się na nieprzyjaciela. Nieco później, pod dowództwem pchor. Bronisława Molina – „Bronka” wyruszył w tym kierunku patrol rozpoznawczy „Huraganu”, odprawiony przez kpt. „Korala”. W skład patrolu weszli: „Bronek”, Zbigniew Marszałek – „Ursus”, Jan Smykal – „Kamień”, Tadeusz Augustyniak[1] - „Kryjak” i Jerzy Josse – „Szary”. Po krótkim czasie patrol został niespodziewanie ostrzelany z karabinu maszynowego. Do odskoku poderwali się już tylko „Bronek” i ranny w rękę „Kryjak”. Trzej żołnierze „Huraganu”: „Ursus”, „Szary” i „Kamień” leżeli martwi, porażeni serią karabinu maszynowego. Relację o ich śmierci złożył nieco później „Bronek”, który wraz z rannym „Kryjakiem” dotarł do kwatery „Huraganu”

Ofiarę życia za wolność Ojczyzny złożyli pierwsi trzej żołnierze Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego „Skała” Armii Krajowej, których do Baonu sprowadziło gorące umiłowanie Polski, patriotyczna postawa i wola walki o Jej niepodległość.

W tym samym dniu wyprawiony został w kierunku wsi Sadki silny patrol z 3 kompanii „Grom-Skok” w sile 25 ludzi pod dowództwem ppor. Mieczysława Lasoty – „Jerzego”. Miał on rozpoznać przyczyny strzelaniny w rejonie Sadek. Idące przodem ubez-pieczenie doniosło „Jerzemu”, że widać okopy, w których znajduje się postacie w niemieckich mundurach. Niekoniecznie musieli to być Niemcy, gdyż np. znajdująca się w tej okolicy Oddział Partyzancki „Zawisza” - z braku innego umundurowania - chodził również w mundurach niemieckich z biało czerwonymi opaskami na rękawach. Wiedział o tym ppor. „Jerzy” i dla pewności wysłał w kierunku spotkanych patrol w składzie: Zbigniew Gertych – „Dąbrowa” i Wieńczysław Kogut – „Orlot”. Przy próbie rozpoznania zostali oni ostrzelani seriami z karabinów maszynowych z ukrytych stanowisk. Rozpoczęła się obustronna gwałtowna strzelanina, w wyniku której padł martwy ppor. „Jerzy” i ranny został Jerzy Gara – „Błysk”. W chwilę potem kolejny pocisk trafił go śmiertelnie w plecy. W czasie trwającej walki również śmiertelnie trafiony zostaje Kazimierz Kardasiński - „Pik”, a „Dąbrowa” ciężko ranny do utraty przytomności. Zostaje on jednak uratowany.

Po wielogodzinnych walkach, okrążonemu przez Niemców Baonowi udało się przebić w kierunku lasów Sancygniowskich. Straty Baonu „Skała” powiększyły się o dalszych trzech zabitych i jednego rannego. W walkach pod Sadkami zginęli: ppor. „Jerzy”, „Ursus”, „Szary”, „Kamień”, „Pik”, „Błysk”.

„Ciała poległych sześciu kolegów zabrał na wóz i przywiózł do obozu Stanisław Malinowski - „Braciszek”, który w nocy z 30 na 31 sierpnia natknął się przypadkowo na leżące ciała poległych w walce kolegów. Zwłoki ich pochowano o zmierzchu 31 sierpnia w lesie sancygniowskim. Krótkie przemówienie Jana Fiszera – „Łęczyca” i salwa honorowa nad grobem zakończyła tą smutna ceremonię.”[2]

Były to dla nas bolesne straty. Według wywiadu terenówki straty niemieckie były jednak wyższe i wynosiły co najmniej dziewięciu zabitych i kilku rannych.

Po walkach pod Sadkami zmieniliśmy miejsce postoju. Trwała służba patrolowa i drobne utarczki z Niemcami, bez strat z naszej strony. Silne patrole pod dowództwem pchor. Kazimierza Lorysa – „Zawały” wychodziły dwa razy na wyznaczone drogą radiową zrzutowiska, gdzie odbierać mieliśmy nocą pojemniki z bronie od polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Do zrzutów jednak nie doszło. Okazało się później, że samoloty lecące z Włoch zostały przez Niemców ostrzelane nad terytorium Węgier, a jeden nawet zestrzelony koło Krzeszowic.

Wieczorem 3 września zapadła decyzje o wymarszu Baonu na pomoc walczącej w powstaniu Warszawie. Była to nasza odpowiedź na apel Komendanta Armii Krajowej gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” o odsiecz dla powstańców walczących bohatersko z prze-ważającymi siłami wroga. Stan Baonu został zmniejszony do około 450 ludzi i 9 wozów taborowych. Część ludzi zwolniono na ich własne życzenie, część przekazano do innych oddziałów lub placówek terenówki.

Marsze, prawie wyłącznie nocne, utrudniały różne przyczyny. Omijać trzeba było niemieckie linie obronne w stałej gotowości bojowej. Mimo to dochodziło do styczności ogniowej z Niemcami, na szczęście bez strat własnych. Ciężko było z wyżywieniem tak licznego oddziału, a na żołnierzach widać było trudy tak przecież bardzo forsownego i niebezpiecznego przedsięwzięcia. Jak okazało się później byliśmy jedynym oddziałem partyzanckim z tego rejonu zmierzającym na pomoc walczącej Warszawie.

Szliśmy już w kierunku na Sędziszów, gdy okazało się, że dla ominięcia większych sił niemieckich musimy zmienić najkrótsza trasę i skierować się w stronę Częstochowy. W nocy z 10 na 11 września 1944 r., Baon „SKAŁA”, uszczuplony jeszcze do stanu około 420 ludzi, dotarł rankiem do lasu Złoty Potok w Częstochowskiem. Łącznik z miejscowej terenówki doprowadził Baon na wyznaczone kwatery, poznać można było, że Baon zajął dopiero co opuszczone kwatery jakiegoś oddziału partyzanckiego.

Wyznaczono konieczne służby, a reszta partyzantów doszczętnie utrudzonych długim marszem nocnym ułożyła się do snu gdzie popadło, przed południem mjr „Skała” wraz z por. Henrykiem Januszkiewiczem „Spokojnym” (cichociemnym) i adiutantem ppor. Zygmuntem Kmitą – „Piotrem” wsiedli do bryczki i ubezpieczani przez trzech zwiadowców konnych: „Zająca”, Feliksa Skrochowskiego – „Sulimę” i Franciszka Piaskowika – „Lwa” ruszyli na umówione spotkanie z dowódcę Częstochowskiej Dywizji AK, płk Czesławem Gwido-Kawinskim – „Rudolfem”.

Około 12.30 doszły do śpiącego Baonu odgłosy dalekich strzałów. Zarządzono alarm i kolejne kompanie, zaczynając od „Huraganu”, wychodziły na stanowiska w kierunku odgłosu strzałów, nasilających się stopniowo od strony, w którą wyjechał mjr „Skała" z towarzyszącym mu ubezpieczeniem, w odległości kilkuset metrów od naszych ostatnich posterunków bryczka majora i zwiadowcy konni ostrzelani zostali przez znaczne siły wroga, pod osłoną ognia Feliksa Skrochowskiego – „Sulimy” i „Zająca” zaczęto wycofywać się w kierunku naszych ubezpieczeń. W gęstym ogniu „własowców” i Niemców śmiertelnie trafiony „Piotr” padł na karczowisku. Walczył nadal „Lew”, ale ubity koń przygniótł mu nogi. Wkrótce zginał i on. Pozostałej czwórce udało się osiągnąć gęste poszycie lasu. Na las ruszyły liczące około 4000 ludzi kolumny wroga. Niemcy rozpoczęli bowiem w tym dniu kilkudniowa ofensywę przeciwko partyzantom Kielecczyzny. Nad Baonem „Skała” zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo. Maszerujące naprzód kompanie Baonu nawiązały wkrótce kontakt ogniowy z Niemcami. Huraganowy ogień niemieckich karabinów maszynowych ścinał wierzchołki niewysokich drzew gęstego poszycia lasu. Grozę walki potęgował fakt, że w gęstym lesie dochodziło do starć na bardzo małą odległość. Słychać było głosy niemieckiej komendy: „Vorwärts, Feuer links”! i inne. Ogień naszych karabinów maszynowych i pistoletów maszynowych zahamował na chwilę niemieckie natarcie. Ale ogień nieprzyjacielski wzmagał się coraz bardziej. Szalona przewaga ogniowa Niemców, nieustający świst pocisków o niskim torze i tak gęstych, że ścinały gałęzie niskopiennego poszycia lasu raziły śmiertelnie żołnierzy Baonu, pada „Jastrząb” i zaraz za nim młodszy jego brat „Mrówka”. Ginie celowniczy naszego rkm-u „Wilk”. Karabin przejmuje „Łęczyc”. Z zuchwałą odwagą prze do przodu N.N. – „Orlik” i nawet nie przyklękając bierze coraz to innego Niemca na muszkę. I wreszcie nada i on przeszyty całą serie niemieckiego Ikm-u. Ranny zostaje Wiesław Błaszczyk – „Wir” i Tadeusz Zapiór – „Żaba”. Ginie kolejny celowniczy rkm-u pchor. „Łęczyc”. Tak zginał, bardzo ceniony wśród partyzanckiej braci za odwagę, talenty przywódcze, głęboki patriotyzm i koleżeńska postawę, konspiracyjny podchorąży „Łęczyc”, prawie na oczach dwu swoich braci: Bogusława – „Bolka” i Józefa – „Myślińskiego”. Rkm przechodzi teraz w ręce Stefana Hojdy – „Śruby”. Obok niego pada martwy Julian Zdebski – „Jankiel”.

Walka trwa już ponad godzinę, gdy łącznik od kpt. „Powolnego”, który objął dowództwo Baonu, przynosi rozkaz o wycofanie się „Huraganu” w kierunku stanowisk „Błyskawicy”.

Inna kolumna Niemców, wspomagana „własowcami”, już od godziny napiera na partyzantów kompanii „Grom-Skok”, nieco lepiej uzbrojonej od „Huraganu”, ich dwa lkm-y strzelają bez wytchnienia. Ale i tu są straty. Ginie Henryk Szczepan Wańkowaki – „Tatar”, młodszy brat Wiesława – „Piacha” z tejże samej kompanii „Grom-Skok”. Plut. N.N. – „Bugaj” jest ciężko ranny.

Na stanowisku „Błyskawicy” najdłużej panował spokój. W Baonie „SKAŁA” służyło czterech Rosjan, których przyprowadził swego czasu „Judasz”, prawdopodobnie uciekli z niewoli niemieckiej. Tu, pod Złotym Potokiem, dokonali oni śmiałej szarży konnej na stanowisko Kozaków „własowskich”. Obrzucili ich granatami i zawrócili konie do odwrotu. Nie udało się tylko N.N. „Antonowowi”, trafionemu pociskami napadniętych Kozaków.

Punkt dowodzenia Baonem znajdował się przy stanowiskach „Błyskawicy”, której dowódca był właśnie kpt. „Powolny”. Było już po godzinie 16-tej, gdy na przedpolu „Błyskawicy” pojawili się Niemcy. Rozpoczęła się gwałtowna strzelanina. Na stanowisku celowniczego przy zdobycznym, partyzanckim ckm-ie „Zbrojovka” ułożył się „Powolny” i ciągłym ogniem ostrzelał zarośla, z których zamierzał uderzyć nieprzyjaciel. „Powolny” zadecydował teraz, że należy wycofać Baon z okrążenia jedyną możliwą jeszcze drogą wzdłuż mokradeł. Najmniej poszkodowana dotąd kompania „Błyskawica” przejęła główny ciężar ogniowej ochrony odwrotu, po różnych tarapatach, bez dalszych strat, udało się, wprawdzie bez taborów, ale z zabraniem wszystkich rannych, wycofać Baon bezpiecznie do sąsiednich lasów, w których znaleźliśmy pomoc oddziału partyzanckiego, dowodzonego przez Jerzego Kurpińskiego – „Ponurego”.

Chwilę oddechu wykorzystano dla ustalenia wielkości naszych strat w ludziach i wyposażeniu, oraz dla podjęcia koniecznej reorganizacji Baonu. Ostatecznie doliczyliśmy się 12-tu poległych „Skałowców”, Byli nimi: „Jastrząb”, „Mrówka”, „Łęczyc”, „Piotr”, „Antipow” (obywatel ZSRR), N.N. – „Bugaj”, N.N. – „Orlik”, „Lew”, „Tatar”, „Wilk”, Zarębowicz (imię nieznane) – „Odrowąż”, Julian Zdebski – „Jankiel”. Zginął bez wieści oficer żywnościowy N.N. – „Wicher”. Mieliśmy 5 rannych, wyprowadzonych z okrążenia. Baon, który przed walką liczył około 420 żołnierzy stracił praktycznie cały tabor i wiele osobistego wyposażenia żołnierzy (plecaków, kocy). Cześć tego wyposażenia dostała się później miejscowej terenówce AK.

Straty niemieckie w bitwie pod Złotym Potokiem wynosiły 68 zabitych i około 120 rannych.

W dniu 6 sierpnia 1944 r. miała w Krakowie miejsce, zakrojona na dużą skalę łapanka. Dostał się w nia niestety również mjr Stanisław Więckowski, były zastępca szefa Krakowskiego KEDYWu, ps. „Wąsacz”. Z Baonu „Skała” skierowana została do Krakowa Zofia Carnelli-Jasieńska – „Ina”, jedna z najbardziej utalentowanych i zasłużonych łączniczek i wywiadowczyń krakowskiego KEDYWu. Zadaniem jej misji były tym razem starania o wyciągnięcie z więzienia aresztowanego „Wąsacza”.

W kilka dni później w łapy gestapo wpadła również „Ina”. Po wstepnych, bestialskich przesłuchaniach osadzono ją na wydziale kobiecym, złej sławy więzienia przy ul. Montelupich. Niewiele informacji na temat dalszych losów „Iny” udało się wydostać z ponurego gestapowskiego więzienia. Wiadomo tylko, że w końcu października 1944 r. przy przeprowadzaniu na kolejne śledztwo rzuciła się do ucieczki w kierunku więziennego parkanu, aby sprowokować w ten sposób własną śmierć. Kule odprowadzającego ją na kolejne przesłuchanie strażnika były celne. Krakowski KEDYW stracił jeszcze jedną, wielce zasłużoną konspiratorkę, a Polska utalentowaną malarkę i żarliwą patriotkę[3].

Zbliżała się zima roku 1944. Dla sporo już uszczuplonego składu Batalionu „Skała” nadchodziły coraz cięższe dni. Kwaterowanie i spanie w stodołach z nastaniem zimnych i niepogodnych dni jesiennych było bardzo uciążliwe. W tej sytuacji dowództwo Baonu podejmowało starania o rozlokowanie mniej odpornych służb i żołnierzy na stałych melinach w różnych dworach i nawet decydowano się na udzielenie chętnym krótkich urlopów do stron rodzinnych. W takich warunkach, na kwaterze we wsi Bolowiec, 7 żołnierzy i 1 sanitariuszka zgłosiło sie pod nieobecność mjra „Skały” do zastępującego go kpt „Powolnego” z prośbą o zezwolenie na urlop. Ze względu na bezpieczeństwo w terenie wychodzić mieli pojedynczo lub co najwyżej parami w odpowiednich odstępach czasu. Z nierozwagą postanowili jednak, że za wsią spotkają sie ponownie i pójdą razem. Będzie im raźniej.

Już wieczorem, tego samego dnia, 4 listopada 1944 r. doszła do Batalionu wiadomość o zastrzeleniu przez Niemców we wsi Pieczonogi kilku nieznanych ludzi. Patrol rozpoznawczy wysłany natychmiast, stwierdził, że zastrzeleni zostali tam nasi urlopowani żołnierze. W otwartym polu natknęli się niespodziewanie na grupę jadących naprzeciwko podchmielonych żandarmów niemieckich, uzbrojonych w broń maszynową. Z zeznań okolicznych chłopów wynikało, że bez ostrzeżenia zostali oni wystrzelani z pistoletów maszynowych. Tych, którzy poderwali się do ucieczki wybito na przydrożnych polach. Miejscowym chłopom polecono zakopać zabitych na miejscu zbrodni. Była ona dziełem niemieckich żandarmów z silnego, kilkudziesięcioosobowego stützpunktu we dworze w Dalewicach. Zginęli wówczas: Klementyna Zienkiewicz - „Fiołek”, z Zabierzowa, Mieczysław czopek – „Bystry” z Łapanowa, Władysław Czajka - „Monte” z Łapanowa, Kazimierz Leżański – „Szpak” z Krakowa, Kazimierz Ludyga – „Leonidas”, „Monika” z Niepołomic, N.N. – „Kanarek” z Tenczynka, Jerzy Wójcik – „Skowronek” z Krakowa, Zygmunt Zdebski – „Alf” z Łapanowa.

Bestialski mord wywołał w Batalionie zrozumiałe poruszenie. Partyzanci pałali żądzą natychmiastowego odwetu. Ogólne wzburzenie uspokoił nieco mjr „Skała” rozsądną perswazją, że kontratak musi poprzedzić wnikliwe rozpoznanie. Już wieczorem, tego samego dnia, w którym Niemcy zamordowali „Fiołka” i siedmiu naszych kolegów, wyszedł z Bolowca silny patrol z bronią maszy-nową pod dowództwem kpt. „Powolnego”. W patrolu tym brali, między innymi, udział: Dorota Franszek (Girtler) – „Stasia”, Stanisław Kodura – „Drozd”, Witold Kalisiak – „Wik”, dwaj bracia poległego „Szpaka” - Józef Leżański – „Wrona” i Tadeusz –„Wilk”, razem kilkunastu partyzantów.

W Pieczonogach, jakiś chłop w wieku około 25 lat, wskazał miejsce pogrzebania zabitych. Powiedział, że pochować nakazali ich Niemcy, żandarmi z Dalewic. Z jego relacji wynikało, że po niespodziewanym ostrzelaniu grupy naszych kolegów przez żandarmów nadjeżdżających bryczką, któryś z niezabitych od pierwszego ognia partyzantów rzucił w ich stronę granat, ale granat nie wybuchł. Wtedy jeden z żandarmów wyskoczył z bryczki i z broni maszynowej zastrzelił uciekających „Fiołka” i „Monikę”. Patrol „Skałowców” dokonał ekshumacji zwłok i pogrzebał je ponownie we wspólnej mogile na skraju drogi.

Zastrzeleni partyzanci mieli zdjęte wierzchnie odzienie. Istnieje prawdopodobieństwo, że zabitych kazali rozebrać Niemcy i zabrali ich ubrania do przeszukania ewentualnych dokumentów, ale nic pewnego nie wiadomo. „Wik” sfotografował ułożone obok siebie zwłoki naszych kolegów przed ułożeniem ich w mogile. Żołnierze patrolu chwilą skupionej ciszy i gorącą modlitwą pożegnali poległych towarzyszy broni[4].

Jednym z najbardziej bojowych i odważnych żołnierzy Oddziału Partyzanckiego „Błyskawica” był Stanisław Lassler – „Kania”. Uczestniczył w wielu akcjach zbrojnych „Błyskawicy”. Pod koniec lipca 1944 r. przeszedł do akowskiego oddziału dowodzonego przez „Żółwia”. Był tam zastępcą dowódcy oddziału. W sierpniu i wrześniu 1944 r. brał udział w kilku akcjach zbrojnych. Poległ w walce z Niemcami we wsi Czesław, w Myślenickiem, w dniu 13 września 1944. Pochowany został w okolicznej wsi Raciechowice.

Tragiczna lista młodych żołnierzy krakowskiego KEDYWu, zgrupowanych w Oddziałach partyzanckich „Błyskawica”, „Grom”, „Skok” i "Huragan”, a później w Samodzielnym Baonie Partyzanckim „Skała”, obejmuje 37 pseudonimów (w tym 2 zaginionych). Właśnie pseudonimów, bo do dziś nazwisk kilku spośród tych, którzy w ofierze Ojczyźnie złożyli wartość najwyższą - własne życie - ustalić się nie udało. Przyszli do oddziałów partyzanckich z własnej woli, kierując się najszlachetniejszymi ideałami walki zbrojnej z okupacyjną tyranią. Nie danym jest im dotąd nawet to, by własnymi nazwiskami świadczyć mogli potomnym o swej dla Ojczyzny ofierze.

Tak właśnie polegli pod Złotym Potokiem: „Bugaj”, „Odrowąż”, „Orlik”, „Antipow” . W Pcimiu zginął „Dybowski”, w Stróży koło Myślenic zginał „Soczek”, a pod Pieczonogami „Kanarek”. Po walce pod Złotym Potokiem nie odnalazł się „Wicher”.

Prochy niektórych leżą w miejscu nieznanym. Niektórzy nawet no śmierci nie zaznali spokoju.

To tragiczny rozdział historii naszego zgrupowania.

Przypisy:

  1. W książce W. Rozmusa: „W oddziałach partyzanckich i Baonie „SKAŁA”, KAW, 1987 - podano Augustynek.
  2. Wg: Rozmus W.: W oddziałach partyzanckich i Baonie „SKAŁA”, KAW. 1987. Rozmus W.: Ekshumacja zwłok partyzantów Baonu „SKAŁA” z lasów Sancygniowskich. Maszynopis.
  3. Wg: Nuszkiewicz R.: „Uparci”. Inst.Wyd.PAX, Warszawa 1983.
  4. Wg relacji Doroty Franaszek (Girtler) – „Stasi”.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi