Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Czesław Skrobecki, Pierwszy wyrok


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Czesław Skrobecki ps. „Czesław”
[w:] Wojenne i powojenne wspomnienia żołnierzy Kedywu i Baonu Partyzanckiego „Skała”, Tom II, Wyd. Skała, 1993.



Od września 1940 roku pełniłem funkcję zastępcy dowódcy Podokręgu Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) - Związek Odwetu Kraków, a od marca 1941 r. funkcję dowódcy tego Podokręgu. Do moich obowiązków należało organizowanie, planowanie i wykonywanie akcji sabotażowo-dywersyjnych i likwidowanie najniebezpieczniejszych zdrajców i konfidentów w całym Podokręgu, obejmującym miasto Kraków i przyległe powiaty.

Z początkiem października 1940 r. wpłynęło do naszego sztabu polecenie, ze sztabu Okręgu ZWZ - Kraków, zlikwidowania w trybie pilnym kolaboranta Jana Platera. Był on przedwojennym oficerem żandarmerii wojskowej. Prawdopodobnie już wtedy działał na rzecz wywiadu niemieckiego. Jego ścisła współpraca z Niemcami ujawniła się już od samego początku okupacji. Wydawał w ręce gestapo oficerów polskich, miał powiązania z władzami rządu Generalnego Gubernatorstwa, przygotowując dla nich elaboraty mające służyć okupantowi do łatwiejszego opanowania i wejścia w specyfikę struktur polskich. Mówiło się nawet o czynieniu przygotowań do stworzenia kolaboracyjnego rządu polskiego z jego udziałem i jemu podobnych. Poważnie zagrażał - z uwagi na przedwojenne znajomości - wyższym dowódcom konspiracyjnej organizacji wojskowej ZWZ w Krakowie. Dowództwo Okręgu ZWZ-ZO kilkakrotnie ponaglało nas o zlikwidowanie jak najszybciej tego renegata. Żadnych bliższych danych o nim dowództwo nie otrzymało. Należało więc we własnym zakresie przystąpić do pełnego rozpoznania i ustalenia wszystkich okoliczności dotyczących tego człowieka.

Zadanie wykonania wyroku powierzyłem dowódcy III Odcinka Podokręgu Związku Odwetu ZWZ w Krakowie - Januszowi Kosteckiemu - „Żywiołowi”. Niezbędne dane o Janie Platerze zebrali wywiadowcy III Odcinka ZO pod kierownictwem Jana Sobieckiego - „Białego”. Był on zastępcą szefa wywiadu tego Odcinka, Ryszarda Chudoby - „Lorda”. Po kilku tygodniach żmudnej pracy, zebrano wszystkie dane o Janie Platerze niezbędne do wykonania wyroku.

Ustalono, że mieszka w Krakowie na Osiedlu Oficerskim, przy ulicy Orląt 17 i zajmuje jeden pokój na parterze. Często odwiedza gestapo na ul. Pomorskiej 2, więzienie na Montelupich, Propagandaamt (Urząd Prasy i Propagandy rządu Rzeszy) przy Rynku Kleparskim 4, pałac pod Baranami w Rynku Głównym (gdzie urzędował szef dystryktu), gmach rządu Generalnego Gubernatorstwa przy al. Mickiewicza (gmach Akademii Górniczej), a nawet dwukrotnie odwiedził w tym czasie kancelarię Generalnego Gubernatora Hansa Franka na Wawelu.

Wieczorem dwa-trzy razy w tygodniu, przychodził do małego sklepiku, zapewne swojej znajomej, przy ul. Karmelickiej, w piątej kamienicy od skrzyżowania z ul. Krupniczą. Stąd wracał do domu tramwajem o jednej porze około godz. 20. Wysiadał z tramwaju na ul. Rakowickiej przy cmentarzu i stamtąd szedł pieszo ul. Olszańską, na ul. Orląt, do swojego mieszkania w niewielkiej willi wolnostojącej. Niekiedy z urzędów niemieckich był odwożony do domu samochodem. Wtedy nie podjeżdżał pod swój dom, lecz wysiadał na ul. Olszańskiej przy ul. Prażmowskiego i dalej szedł pieszo. Bał się widocznie zwracać uwagę ludności polskiej, że utrzymuje kontakty z władzami niemieckimi.

Był wzrostu około 1.75 m, w zaawansowanym już wieku, dobrze łysawy. Nosił ciemną jesionkę, ciemny garnitur, ciemne buty i ciemnobrązowy kapelusz welurowy oraz brązową podniszczoną teczkę. Na nosie miał zawsze okulary w drucianej oprawie. Pistolet dużego kalibru (dziewiątkę) nosił w lewej, górnej, wewnętrznej kieszeni jesionki.

Po zebraniu tych danych ustaliliśmy wraz z dowódcą patrolu wykonawczego „Żywiołem”, plan akcji likwidacyjnej. Najdogodniejszym miejscem dokonania wyroku wydawała się ul. Orląt w pobliżu domu Platera z uwagi na to, że ulica ta była mało uczęszczana, zwłaszcza w godzinach wieczornych. Jedynym słabym punktem było to, że jedną willę na tej ulicy, zdaje się pod numerem 9, zajmował jakiś generał niemiecki i dom ten był stale strzeżony przez wartowników, żołnierzy niemieckich. Sąsiednie wille również częściowo zajmowali Niemcy. Wykluczało to użycie broni palnej. Trzeba bowiem pamiętać, że był to rok 1940, początek okupacji i akcje tego typu z palbą broni palnej, nie były jeszcze w miastach prowadzone. Wymagały tego względy na bezpieczeństwo ludności polskiej. Postanowiliśmy, że wykonanie wyroku musi odbyć się bez rozgłosu przy użyciu pałki drewnianej. Ubezpieczenie będzie rozstawione od Cmentarza Rakowickiego i od strony rzeki Białuchy. „Żywioł” wyznaczył swoich ludzi do tej akcji, przeszedł z nimi całą trasę od cmentarza po Białuchę, wyznaczając każdemu z nich miejsce i zadania do wykonania.

Plan wykonania wyroku był następujący:

Przed godziną 20 zajmują wyznaczone miejsca posterunki osłonowe: od strony cmentarza Antoni Kozłowski - „Kruk”, Józef Baran - „Soła”, Zbigniew Mazanek - „Lotnik” a od strony rzeki Białuchy Jerzy Cieplak - „Malinka”, Stanisław Kurdziel - „Dąbek” i Tadeusz Wróblewski - „Okoń”. Niektórzy uzbrojeni byli w pistolety, inni w granaty ręczne własnej produkcji.

Bezpośredni wykonawcy Janusz Kostecki - „Żywioł”, dowódca całej akcji i Jan Chromy - „Delfin” przejęli kolaboranta na ul. Karmelickiej około godz. 20. Wsiedli z nim do tramwaju i pilotowali go na ul. Rakowicką. Tu przed przystankiem koło cmentarza wyskoczyli z tramwaju i biegiem skrótami przybyli na wyznaczone miejsce na ul. Orląt i oczekiwali nadejścia kolaboranta.

Samo wykonanie miało odbyć się w ten sposób, że „Żywioł” miał ogłuszyć Platera uderzeniem pałką w głowę, „Delfin” miał zakneblować mu usta i razem wziąwszy go pod ręce mieli go podprowadzić nad rzeczkę Białuchę z dala od zabudowań. Tu mieli mu odczytać wyrok, zabrać dokumenty i teczkę i utopić go w rzece. Rzeczywistość plan ten pokrzyżowała.

Gdy z dala nadchodził kolaborant ul. Orląt w stronę czekających pod jego domem bezpośrednich wykonawców, nagle w pobliżu nich pojawił się dobry ich kolega, pracujący razem z nimi w fabryce Zieleniewskiego i mieszkający na ulicy Orląt, lecz nie należący do organizacji, inż. Józef Chlebowski. „Żywioł” i „Delfin” zostali tym niespodziewanym i niepożądanym spotkaniem bardzo zaskoczeni. Naciągnęli czapki na oczy, licząc, że może ich nie rozpozna, lecz ten i poznał i zagadał wylewnie, ucieszony ze spotkania w pobliżu swojego domu. „Żywioł” przez moment zawahał się czy nie odwołać akcji. Nagle zduszonym z wściekłości głosem nakazał Chlebowskiemu uciekać do domu, zamknąć się i nie wyglądać przez okno, a nazajutrz wszystko mu wyjaśni. Chlebowski o nic nie pytając, natychmiast wykonał to polecenie. Nigdy jednak „Żywioł” nie rozmawiał później z Chlebowskim na ten temat, choć musiał się on domyślać, że Jana Platera zlikwidował „Żywioł”, ponieważ po wyroku gestapo przesłuchiwało wszystkich mieszkańców z okolicznych domów.

Gdy nadszedł Plater, „Delfin” zapytał go o drogę do Rakowic (w tej sytuacji było to dwuznaczne pytanie i niezamierzona ironia - Rakowice dzielnica miasta, a także Rakowice - Cmentarz). Plater zaczął tłumaczyć, aby poszli w stronę rzeczki Białuchy. W tym momencie „Żywioł” uderzył silnie Platera pałką w tył głowy. Pałka wyleciała z rąk „Żywioła” na ziemię, a Plater zaczął krzyczeć zduszonym głosem, „Delfin” chwycił go za głowę, zakrywając mu usta, lecz ten ugryzł go mocno w rękę. Krzyk i szarpanina spowodowała, że patrole osłonowe przybliżyły się do miejsca akcji. Po odnalezieniu - po ciemku - pałki na ziemi „Żywioł” nakazał „Delfinowi” odsunąć się i zadał kolaborantowi silne uderzenie w głowę, powodujące jego upadek na ziemię. Zadał jeszcze szereg uderzeń, aż Plater przestał dawać oznaki życia. Gdy „Żywioł” pochylił się nad leżącym i wsunął rękę pod płaszcz, aby mu zabrać pistolet i portfel z dokumentami, natrafił na śliską warstwę krwi i zaczął wymiotować. Wetknął mu do ręki wyrok Polski Podziemnej przygotowany wcześniej w ten sposób, że na kartce naklejone były odpowiednie litery wycięte z gazety „Krakauer Zeitung”. Plater nie posiadał w tym dniu teczki przy sobie. „Żywioł” okrwawiony wycofał się nad rzeczkę Białuchę. Tu pod mostkiem obmył się prowizorycznie z krwi, zakopał pałkę - narzędzie wykonania wyroku i przygotowaną wcześniej w pobliżu dorożką udał się z kilkoma swoimi żołnierzami do miasta. Inni również spokojnie wycofali się z miejsca akcji. „Delfin” udał się na opatrunek pogryzionej przez Platera ręki do naszego lekarza dr Twardowskiego przy ul. Rakowickiej 11.

Na drugi dzień w lokalu kontaktowym sztabu Podokręgu ZWZ - „Żywioł” zameldował mi o wykonaniu wyroku na zdrajcy Janie Platerze. Meldunek o tym przesłałem natychmiast łączniczką do dowódcy okręgu ZWZ - w Krakowie. Został on przyjęty z dużym zadowoleniem.

Wykonanie z konieczności w taki sposób wyroku było dużym wstrząsem dla „Żywioła”. Mocno to przeżył i długo nie mógł ochłonąć. Przeżycia te łagodziła jedynie świadomość, że czyn sprzeczny w swojej istocie z naturą ludzką, był podyktowany rozkazem wojskowym i dobrem Ojczyzny.

Wykonanie tego wyroku nie spowodowało ze strony Niemców żadnych represji w stosunku do ludności polskiej.

O wykonaniu tego wyroku wspominają:

  1. Stanisław Dąbrowa-Kostka w książce pt. „W okupowanym Krakowie” na str. 44 wydanej przez MON w 1972 r.
  2. Tadeusz Wroński w pracy „Kronika Krakowa okupowanego” z 1973 r. na str. 130.
  3. Stanisław M. Jankowski w „Żołnierze z Zielonego” str. 18 z 1978 r.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi