Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Część II: Bitwa pod Złotym Potokiem


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Włodzimierz Rozmus, W oddziałach Partyzanckich Skała. Część II: Bitwa pod Złotym Potokiem


Były to bardzo uciążliwe i forsowne marsze. W ciągu nocy pokonywano przestrzeń od 20 do 30 km. Noce były już bardzo zimne, często spotykało się szron. Ludzie okropnie umęczeni i wyczerpani zasypiali dosłownie w marszu. Umawiali się więc między sobą, że do północy jeden prowadzi pod rękę, a drugi śpi idąc, a po północy zmiana. Każdą chwilę postoju wykorzystywano na sen, waląc się pokotem gdzie popadnie. Najczęściej na wilgotnej ziemi pod drzewem. Najtrudniej było wytrzymać na ubezpieczeniu zaraz po uciążliwym marszu.

Sen w dzień trwał najwyżej 2-3 godzin. Brudni i zmęczeni przybyliśmy do lasów Złoty Potok nad ranem. Powitały nas przylepione kartki do drzew: „Uwaga smród”. Wokół nieuszkodzonych szałasów leżał karabin i 5 granatów. Broń pozostawił oddział partyzancki kwaterujący w tym miejscu minionej nocy. Z uwagi na spodziewaną obławę, jaką Niemcy mieli przeprowadzić w odwecie za wysadzenie pociągu na trasie Częstochowa-Koniecpol, opuścili las, ostrzegając przylepionymi kartkami o grożącym niebezpieczeństwie.

Wszystko wskazywało na to, że dowództwo zdecyduje się na dalszy marsz. Jednak z uwagi na dzienną porę poruszanie się tak dużego oddziały było bardzo niebezpieczne i zbyt ryzykowne. Wobec tego pozostaliśmy na miejscu kładąc się do snu na podmokłym podłożu pod drzewami.

O godz. 9.00 mjr „Skała” zarządził odprawę dowódców. Przybyli na nią: „Koral”, „Powolny”, „Piotr” i „Spokojny”. Dowódca Baonu zaznajomił zebranych z zaistniałą sytuacją w tym rejonie oraz przeanalizował otrzymane meldunki. Nie wynikało z nich aby w pobliżu znajdowały się jakieś większe siły niemieckie. Poinformował też, że już, od Lelowa „skończyły” się mapy i dalszy marsz Baonu pilotowany był przez łączników terenówki. Na razie mjr „Skała” przekazał dowództwo swemu zastępcy kpt. „Koralowi”, a sam udał się o godz. 11.00 do odległej o 4 km gajówki, gdzie miał się spotkać z dowódcą 7 DP AK. „Koral” na skutek niedyspozycji w tym dniu przekazał dowództwo Baonu kpt. „Powolnemu”.

Do ubezpieczenia bryczki wiozącej „Skałę” wyznaczono „Lwa”, „Sulimę” i „Zająca” ze zwiadu konnego. Ponadto jechali jeszcze z dowódcą „Spokojny” i „Piotr” oraz łącznik terenówki na rowerze. Ten ostatni miał wskazać drogę. Po dotarciu do ubezpieczenia Baonu jego dowódca „Mruk” zameldował o ruchach nieznanych jednostek na trasie przewidywanej jazdy. „Skała” zdecydował się na dalszą jazdę. Gdy jadący na przodzie jako „ubezpieczenie” „Sulima”, „Lew” i „Zając” dotarli do skraju lasu, z prawej strony w odległości 150 m ukazał się jakiś oddział w polskich mundurach i biegiem skierował się w stronę bryczki. „Skała” rozkazał zatrzymać konie. Z hamującej bryczki „Skała”, „Spokojny” i „Piotr” zeskoczyli do przyległego rowu. W tym samym momencie kilka serii przeszyło siedzenie bryczki. Od strony atakujących dochodziły okrzyki „Pastoj! Pastoj!” Jak się okazało byli to własowcy przebrani w polskie mundury. „Skała” i „Spokojny” zaczęli się wycofywać w kierunku lasu osłaniani strzałami „Sulimy”, „Lwa” i „Zająca”. Por. „Piotr” pragnąc przedostać się do oddziału wycofywał się przez niezarośnięte pola. Tutaj dosięgła go kula atakujących własowców. Po chwili własowcy ubili konia pod „Lwem”, który ciężarem swym przygniótł go do ziemi. „Lew” osłaniając dowódcę strzelał zza zabitego konia, jednak i jego po chwili dosięgła nieprzyjacielska kula. Serie z karabinów maszynowych skierowane do grupy „Skały” i ubezpieczenia Baonu zaalarmowały wszystkich. Szybko zajęliśmy stanowiska.

Sytuacja w momencie ogłoszenia alarmu przedstawiała się następująco:

Rozmieszczenie oddziałów własnych:

Od strony szosy Janów-Przyrów i Janów-Lelów, w miejscu gdzie szosa przebiegała przez las, nadjechały liczne kolumny samochodów ciężarowych i motocykli, z których wysiadły silne oddziały niemieckie, liczące ok. 4500 żołnierzy przeszkolonych specjalnie w walkach z partyzantami. Natomiast od wschodu, w rejonie wsi Konstantynów i Skrajnina znajdowały się konne formacje kozaków w służbie niemieckiej w sile dwóch sotni.

Główną siłę natarcia Niemcy skierowali na kompanię „Huragan”. Szybki atak hitlerowców nie pozwolił na okopanie się chociażby w formie namiastki stanowisk. Tornistry służyły jako podpórki dla strzelających. Jak na dłoni widać było ata-kujących szeroką tyralierą hitlerowskich żołdaków. Byli świetnie uzbrojeni. Co piąty posiadał karabin maszynowy typu MG-42 lub MG-34. Idąc strzelali na oślep długimi seriami. Z początku na strzały nie odpowiadamy. Trzeba poczekać aż wróg podjedzie bliżej, aby strzały były jak najbardziej skuteczne. Kiedy Niemcy podeszli zupełnie blisko, otworzyliśmy huraganowy ogień. Widać było jak kilku Szwabów wywracając się pada na ziemię. Jednak i u nas są straty. Zostaje zabitych dwóch celowniczych: „Jastrząb II” i „Mrówka”, a za chwilę pada ciężko raniony trzeci z kolei celowniczy „Łęczyc”. W morderczej walce pada jeszcze „Orlik II”, „Odrowąż”, „Wilk II” i „Jankiel”. Rannych „Żabę”, „Wira”, „Lisa” wyprowadza do tyłu sanitariuszka „Fiołek”.

Napór hitlerowców wzrasta jeszcze bardziej i oddział musi się wycofać. Ranny „Łęczyc” zostaje na stanowisku i do ostatniej chwili życia osłania kolegów. Karabin maszynowy przejmuje „Śruba” i strzelając seriami wycofuje się do stanowisk Baonu.

Na innych odcinkach natarcie przybiera również na sile. Na stanowisku zajmowanym przez kompanię „Grom-Skok” Niemcy do tego stopnia wzmagają siłę ognia, że liście i drzazgi z drzew skoszone przez silny ogień, dosłownie zasypują nas. W chwilach kiedy ogień maleje, słychać wydzierających się żołdaków:

- Polnische banditen, wo sind ihre Offiziere?

- Kommt hier!!

Zostaje ranny w nogę „Czarny”. „Kropka” aby umożliwić mu wycofanie się do tyłu pluje seriami z MG-42, powstrzymując nacierających Niemców. „Kat” znów chce przekrzyczeć Niemców i drze się do mnie, że jak wpakował całą serię szwabowi, to aż mu spadła z głowy czapka.

Niemcy nacierają dalej. Za chwilę ginie trafiony w szyję „Tatar”. Ogień prowadzony przez Niemców jest wprost nie do wytrzymania. Sytuacja staje się coraz groźniejsza. Zostaje znów trafiony w rękę „Bugaj”. Rannego odprowadzają do tyłu. Wreszcie wraca uprzednio wysłany do „Powolnego” łącznik z rozkazem zwinięcia stanowisk i wycofania się do tyłu w rejon stanowisk „Błyskawicy”.

Jak dotąd na stanowiskach „Błyskawicy” panował względny spokój. Tylko odgłosy toczącej się bitwy wskazywały jak liczny i silny jest przeciwnik. Tutaj wszystkim imponuje niesłychane opanowanie i odwaga „Powolnego”, który spacerując z kijkiem w ręce wydaje spokojnie rozkazy. Na zwróconą mu przez „Stasię” uwagę dlaczego naraża się spaceruje wśród gwiżdżących pocisków, ten spokojnie odpowiada, że mu i tak nic nie zrobią, bo na dłoni ma długą „linię życia”. Wywierało to bardzo krzepiący wpływ na nas. W rzeczywistości był to pozorny i mocno udawany spokój. Przejmując bowiem dowództwo nad batalionem nie zdawał sobie jeszcze w pełni sprawy, jak wielkiej podjął się odpowiedzialności. Nie wiedział przecież nic o przeciwniku, ani nie posiadał żadnych map terenu, na którym znajdował się Baon. Dopiero uderzenie Niemców na kompanię „Huragan” i „Grom-Skok”, dało częściowe wyjaśnienie sytuacji. Wytężał więc mózg, by przypomnieć sobie przynajmniej to, co widział na mapie na odprawie u „Skały” i w głowie układał plan wycofania Baonu z okrążenia. Chciał aby opór kompanii „Huragan” i „Grom-Skok” trwał jak najdłużej dla uzyskania czasu na lepsze rozeznanie poczynań nieprzyjaciela. Wysyła więc patrol ze zwiadu, pod dowództwem „Gali”, na wschód z zadaniem zbadania czy tam są Niemcy. Drugi natomiast patrol pod dowództwem „Wilka” wysyła w kierunku bagien, celem rozpoznania ewentualnej drogi wycofania przez bagna.

Po godzinie wrócił patrol „Gali”, który zameldował, że we wsi Konstantynów znajdują się 2 sotnie Kozaków na koniach. W oczekiwaniu na powrót patrolu „Wilka” trzech Rosjan, byłych jeńców niemieckich, „Antipow”, „Mikołaj” i „Fiodor” pozatykali za pasem granaty, dosiedli na oklep koni i ruszyli w kierunku pozycji własowców, krzycząc w języku rosyjskim:

- My ruskie! Nie strielać! My wasi! Na chwilę ucichły strzały.

- Si czas! - zakomenderował „Fiodor”.

Galopem wdarli się w sam środek stanowisk i zaczęli rzucać granaty. „Antipow” zauważył wrogie stanowisko karabinu maszynowego. Trzeba zniszczyć - pomyślał - i błyskawicznie .skierował konia w tym kierunku. Huk granatów, a za chwilę jęki poranionej obsługi świadczyły o celności rzutu. Kozacy jednak się opanowali i skierowali ogień na wycofujących się trzech śmiałków. Trafiony „Antipow” spadł nieżywy z konia, natomiast „Mikołaj” i „Fiodor” szczęśliwie wrócili do Baonu, opowiadając kolegom, jakiego dokonali zamieszania na wrogich stanowiskach.

Na stanowiskach „Błyskawicy” i punkcie dowodzenia „Powolnego” wzrastało napięcie. Meldunki oraz widok przeskakujących przez leśny punkt Niemców wskazywały, że kierują się oni na północny cypel lasu, co świadczyło, że mają zamiar oskrzydlić Baon. Wrócił też patrol „Wilka” i zameldował, że na badanym kierunku nie ma Niemców ani żadnych bagien. Wszystko wyschło i poza małymi strumykami jest wszędzie w zasadzie sucho. Była to ważna wiadomość. Wycofujemy się na zachód w kierunku bagien - zadecydował „Powolny” i polecił „Dewajtisowi”, aby zebrał w jedną grupę nieuzbrojonych ludzi i zorganizował transport rannych. Szefowi kompanii „Błyskawica” - „Krukowi” polecił zabrać z wozów taborowych amunicję, plecaki, a przede wszystkim dokumenty osobiste braci partyzanckiej. To równie ważne jak amunicja - podkreślił słusznie „Powolny”.

Dochodziła już godzina 16.30. Ze stanowisk „Błyskawicy” napływały meldunki, że Niemcy grupują się tuż przy trakcie i szykują się do ataku. Nagle jak spod ziemi wyskoczył z zarośli Niemiec i krzycząc: „Polnische Banditen! We sind ihre Offiziere?” - puścił serię z pistoletu maszynowego w kierunku „Powolnego”. „Robinson” - celowniczy ckm - otworzył do niego ogień. Niemiec jednak był od niego szybszy i zaraz po oddaniu serii odskoczył w krzaki. Pociski padły tuż przy nogach „Powolnego” i w okolicy stanowisk ckm. Jestem ranny w ramię - zameldował po chwili amunicyjny „Wrona” i udał się na punkt sanitarny. „Powolny” nie wytrzymał, siarczyście zaklął i położył się na pozycji celowniczego. Ustawił celownik na najkrótszą odległość i nacisnął spust. Zaraz po pierwszej serii padło kilku Niemców, którzy ukazali się na dukcie leśnym. Następnie prał krótkimi seriami po zaroślach, z których Niemcy zamierzali uderzyć na kompanię „Błyskawica”. Po wystrzeleniu dwóch taśm amunicji nastała zupełna cisza i z krzaków nikt już nie wyskakiwał.

Czas naglił, najwyższa pora, aby się wycofać. „Dewajtis” i „Kruk” zameldowali gotowość kolumny nieuzbrojonych i rannych do odmarszu. „Grom-Skok” ubezpiecza Baon z lewej strony, a „Błyskawica” z prawej. Nieuzbrojeni oraz ranni i kompania „Huragan” w środku - zarządził „Powolny”. W ten sposób ubezpieczona kolumna ruszyła przez wyschnięte bagna. „Błyskawicy”, która nie brała jeszcze udziału w bezpośredniej walce, „Powolny” powierzył celowo ochronę prawego skrzydła. Stąd bowiem cały czas groziła szarża dwóch sotni kozackich. Las skończył się. Przed wycofującym się Baonem ukazała się otwarta przestrzeń i tor kolejowy, a tuż za nim maleńki lasek, który stanowił cel pierwszego etapu odskoku. Kiedy znajdowaliśmy się w odległości 200 m od toru ukazał się jadący od stacji Koniecpol pociąg towarowy z po-siłkami dla Niemców. Jechał on bardzo powoli, pchając przed sobą dwie platformy z karabinami maszynowymi i działkami. Każdemu kołatała się w głowie myśl:

- Czy to już koniec?

Kiedy pociąg zrównał się z leżącymi w każdym załamaniu gruntu partyzantami, Niemcy zaczęli strzelać w jego kierunku, aby zmusić do zatrzymania i udziału w akcji. Pociąg sunie jednak dalej i staje dopiero na wysokości wsi Staropole odległej o 400 m od pola walki. Otwarło to Baonowi dalszą drogę odwrotu. Prawdopodobnie Niemcy z pociągu czując co się świeci, woleli nie ryzykować i nie wchodzić do wałki. Zdawali sobie sprawę, że mają nikłe szansę w czołowym i na bliską odległość starciu z partyzantami.

Wszyscy podrywają się do dalszego marszu. W czasie wycofywania się zostaje drugi raz ranny „Czarny”. Pocisk „dum-dum” trafił go w pośladek i wyrwał spory kawał ciała. Wreszcie osiągamy upragniony tor i przeskakujemy go niedaleko wsi Staropole i Bolesławów, a następnie zagłębiamy się w nieduży lasek. Umęczeni walką wszyscy padają na ziemię, aby choć chwilkę odpocząć. Wydaje się nam, że jesteśmy już bezpieczni.

„Powolny” był na szczęście innego zdania. Pamiętał o olbrzymim zagrożeniu od strony Staropola, skąd groziły w dalszym ciągu natarciem sotnie kozackie. Dlatego natychmiast rozkazał ustawić ckm i lkm w tym kierunku. Kilkuminutowy odpoczynek pozwolić choć trochę odetchnąć i zregenerować siły. Czas nagli. Zbiórka w kompaniach i rojem marsz - wydaje rozkaz „Powolny”. Ledwo trzymając się na nogach maszerujemy dalej, docierając do wsi Wiercica. Nareszcie można było zaspokoić pragnienie i napić się wody. Tu też pozostała z rannymi sanitariuszka „Fiołek”, by ich przekazać pod opiekę terenowej placówki AK.

Po pół kilometrze marszu zbliżyliśmy się do ostatniej już przeszkody, którą była szosa Janów-Przyrów. Stąd właśnie Niemcy rozpoczęli obławę na złotopotockie lasy. „Powolny” ubezpieczył karabinami maszynowymi oba kierunki szosy i wykorzystując chwilowy na niej bezruch, Baon przeskoczył ją i zagłębił się w tutejsze lasy, odległe od niedawnego pola walki o około 12 km. Stacjonowała tam 4 kompania II Baonu „Centaur” ze składu 7 DP AK pod dowództwem ppor. Jerzego Kurpińskiego - „Ponurego”. Dopiero tutaj nastąpiło całkowite odprężenie. Wysokopienny las z gęstym podszyciem oraz sąsiedztwo oddziałów „Ponurego”, zapewniło już całkowitą ochronę dla Baonu.

Poważne dotychczas nasze twarze rozjaśniły się. Wszyscy byli wdzięczni „Powolnemu” za wyprowadzenie ich z matni. Wyrazem tego co czuła brać partyzancka był „Koral”, który ściskając „Powolnego” powiedział:

- Rysiek! Dokonałeś cudu! Gratulujemy Ci.

W akcji pod Złotym Potokiem straty własne wynosiły 12 zabitych i 5-ciu rannych. Straty Niemców wyniosły 68 zabitych i ok. 120 rannych. Część oddziału na skutek braku map i nieznajomości terenu odłączyła się od głównych sił i dotarła do nich dopiero za kilka dni. Dalsze losy odciętych od Baonu, mjr. „Skały” i por. „Spokojnego” były również niewesołe, bowiem nie znając terenu posuwali się na wyczucie w stronę leśniczówki, w której miało nastąpić spotkanie z dowódcą 7 DP AK. Zapadała już noc, kiedy zbliżyli się do stacji kolejowej Złoty Potok. Zauważyli przy świetle wystrzeliwanych przez Niemców rakiet, jak ładowali oni rannych i zabitych do podstawionego na bocznicę pociągu sanitarnego. Maszerując dalej o świcie nie napotkali Baonu i nikt z miejscowej ludności nie mógł wskazać im dokąd wycofaliśmy się. Dopiero następnego dnia spotkali się z oddziałem „Ponurego” i dwoma drużynami Baonu „Skała”, które również odłączyły się w czasie akcji.

Mjr „Skała” zabierając ze sobą spotkane dwie drużyny przeprawił się przez Pilicę i podążał w ślad za wycofującym się na południe Baonem.

Jeszcze tej samej nocy wycofały się z lasu, do którego przybył Baon „Skała”, oddziały „Ponurego”. Odstąpiły one nami ponad 2 tysiące sztuk amunicji.


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi